Ostatnio zdałem sobie sprawę, że jest parę takich bardzo popularnych miejsc w Polsce, takich wiecie top 10, że jak się tam nie pojechało z wycieczką szkolną to później jakoś ciężko się wybrać. Ja tak miałem z Wieliczką, którą niedawno odwiedziłem pierwszy raz w życiu. I to była bardzo dobra decyzja. W tekście trochę o podróży, trochę o mieście i dużo o tym jakie są atrakcje dla dzieci w Wieliczce.
Ciągnie mnie ostatnio do tej Małopolski. W zeszłym roku Kraków, a teraz – też rodzinnie – Wieliczka.
Nigdy w życiu nie byłem w Wieliczce
Karolina była jakieś 25 lat temu jako dziecko. Jest to jedno z tych tak bardzo popularnych miejsc turystycznych od wielu polskich pokoleń, że obojgu nam wydawało się takie archaiczne i jakieś takie szkolnowycieczkowe. Inna sprawa jest też taka, że jako dzieciak nie jeździłem na takie weekendowe wypady, nie mam tego wkodowanego. Dopiero się tego uczę, że można, a w zasadzie trzeba co jakiś czas się z rodzinką spakować i pojechać na weekend w Polskę. Na szczęście taką mam pracę (dla nowych osób – m.in. ten blog jest moją pracą), że w związku z nią mam różne wyjazdy.
Tak było i tym razem, bo do Wieliczki wybraliśmy się na zaproszenie Kopalni Soli „Wieliczka”. Kawałek drogi to jest, ale absolutnie było warto.
Podróż z trójką dzieci jest wyzwaniem
Gdy jednym z dzieci jest roczne niemowlę, to wyzwanie jest o wiele większe. Starsze dzieci (8 i 11 lat) świetnie znoszą podróże, nie ma z nimi żadnego problemu. Malcowi się nie wytłumaczy, ale mamy kilka trików. Przed podróżą kupiliśmy dla Adasia nowy fajny fotelik, elegancki RWF, więc to, poza bezpieczeństwem, poprawiło też jego komfort jazdy. Poza tym zawsze planujemy jazdę pod drzemkę najmłodszego.
Wyjechaliśmy o 9:30. Pół godziny, mały zasnął i obudził się gdzieś w okolicy Częstochowy, w której zatrzymaliśmy się na lunch i rozprostowanie kości. Z Częstochowy do Wieliczki już tylko półtora godziny, co dla (przynajmniej naszego) wyspanego bobasa nie jest już większym problemem. Głównie dlatego, że cały czas ma coś ciekawego do roboty. Na podróż i tylko na podróż mamy pudełeczko zabawek i dziwnych przedmiotów (typu kłębek włóczki), którymi normalnie się nie bawi, więc są dla niego nowością. Zatem – dzień dobry Wieliczka!
Wjeżdżamy do miasteczka
Po prawej mijamy tężnię solankową. Wiążę z nią, jak i z kopalnią soli, pewną nadzieje – nadzieję na ulgę w alergii. Tak się składa, że od kilkunastu lat mam katar sienny właśnie w okolicy końcówki maja i czerwca. Bywa różnie, ale raczej do zniesienia. W tym roku jest wyjątkowo źle.
W Poznaniu, w mojej części Poznania od prawie dwóch miesięcy nie padał deszcz. Spadło dosłownie parę kropel. Do tego nagle zrobiło się bardzo ciepło i cała zieleń nagle wybuchła. Mieszkam w tej części Poznania, gdzie jest jeszcze bardzo dużo sadów, upraw, łąk i generalnie zieleni, więc te wszystkie pyłki kłębią się i nie miało co ich przewiać czy zmyć. Masakra.
Mijamy tężnie, widzimy główne wejście do kopalni soli, przez które wjeżdżamy do hotelu. Dosłownie. Hotel Grand Sal jest na terenie kopalni. Co ciekawe hotel oferuje możliwość noclegu 125 metrów pod ziemią. My tym razem nie skorzystaliśmy ze względu na Adasia. Ale jeśli jeszcze się wybierzemy do Wieliczki, to nie odpuścimy.
O hotelu słów kilka powiem
Hotel jest istotny z punku widzenia turysty. Trochę w różnych hotelach bywałem, więc pewne rozeznanie mam i stwierdzam, że Grand Sal jest naprawdę super. Nie jest jakiś maleńki, ale sprawia wrażenie bardzo przytulnego i kameralnego. Jest świetnie położony – na terenie kopalni soli i w sąsiedztwie uroczego parku. Obsługa przemiła. Restauracja, oj… niebo.
Wszystko pyszne, wszystko świetnie podane. Nawet jak dzieci na kolację zażyczyły sobie zwyczajnego naleśnika z czekoladą, to był podany jak królewskie trufle. Do tego hotel jest relatywnie niedrogi. My spaliśmy w pokoju rodzinnym, który został przygotowany pod kątem potrzeb rodziców z maluchami: był przestronny, miał specjalną wydzieloną część ze stolikiem i zabawkami dla dzieci (Adaś był zachwycony) i był zlokalizowany na uboczu, tak aby rodzice mogli czuć się swobodnie i nie przeszkadzać innym odpoczywającym.
Warto więc rozważyć taką opcję – jeśli jedziemy rodzinnie zwiedzać Kraków i okolice, to zamiast noclegu w Krakowie i wypadów w okolice, korzystniej cenowo wychodzi nocleg w okolicy, np. w cichej i spokojnej Wieliczce i wypad do Krakowa. A już w samej Wieliczce jest co oglądać.
Przyjechaliśmy na rodzinny weekend
Rodzinny w takim sensie, że atrakcje dobraliśmy pod dzieci. Z tej perspektywy spróbuję Wam doradzić.
Kopalnia soli w Wieliczce kojarzy się na pewno z czymś starym, z czymś znanym na świecie, z czymś ciekawym historycznie, ale niekoniecznie z czymś ciekawym dla dzieci w wieku przedszkolno-wczesnoszkolnym. Jak to sama stwierdziła moja Hania pierwszoklasistka:
„Myślałam, że to będzie takie na prawo sól, na lewo sól, na prawo skała, na lewo skała…”
Rzeczywistość ją bardzo, ale to bardzo pozytywnie zaskoczyła.
Kopalnia Soli „Wieliczka” ma specjalną trasę dla dzieci
W zasadzie dla rodzin, bo dzieci same iść nie mogą. Ta trasa nazywa się Odkrywanie Solilandii i bardzo gorąco ją rekomenduję. Zapamiętajcie nazwę i przy zakupie biletu (konieczna jest wcześniejsza rezerwacja) upewnijcie się, że wybieracie Odkrywanie Solilandii.
Schodzimy normalnie te siedemset ileś stopni w dół, ale już na początku pojawia się Skarbnik – duch kopalni, który wprowadza w opowieść, po czym się oddala. Idziemy sobie dalej w dwóch grupach, dzieci osobno, rodzice osobno. Dzieci co jakiś czas liżą ściany, rodzice się krygują, bo też by chcieli, ale jednak trochę siara przed innymi. Dzieci mają jakieś proste zagadki, coś muszą znaleźć, jakąś lampę, jakiś klucz, jakiś list (ten akurat znalazła Hania i traktuje to jako ważne osiągnięcie, jest skarbem dużej wagi). Wtedy dzieci „niechcąco” budzą Soliludka – takiego krasnoludka, tylko że solnego.
Aktor w przebraniu – czego się spodziewamy?
No, że coś tam powie, sztampową, oklepaną kwestię, nuda, i pójdziemy dalej. Ale nie! Soliludek towarzyszy nam do końca czyli jeszcze ponad godzinę. W tym czasie profesjonalnie zabawia dzieci, droczy się z nimi, trochę oszukuje na lizakach i generalnie psoci, ale opowiada też o kopalni i jej historii. Przy tym żartuje z rodzicami i z rodziców.
Wszystko profeska, a przyznam szczerze – nie spodziewałem się tego. Idziemy standardową trasą, ale narracja jest pod dzieci i pod historię Soliludka i jego ekipy Soliludków zamieszkujących kopalnię.
Zwiedzamy korytarze, solne komory, kaplice – łącznie z zapierającą dech Kaplicą Św. Kingi – coś niesamowitego. Idziemy, zwiedzamy, żartujemy, dzieci liżą ściany, niektórzy rodzice się przełamują i też liżą ściany.
Na koniec wycieczki spotykamy znowu ducha kopalni Skarbnika. Soliludek i Skarbnik mają jeszcze przedstawienie wieńczące trasę, coś jak teatr z wciągnięciem dzieci w opowieść. Soliludek zgarnia ochrzan za lizaki co sam zeżarł zamiast dać dzieciom i zmierzamy powoli w kierunku podziemnej restauracji na obiad.
Trasa Solilandia – rewelacja
Całość trwała nieco ponad dwie godziny. Moje dzieciaki, zwłaszcza Hania, były totalnie zachwycone. Aktorzy potrafili niesamowicie wciągnąć dzieci w zabawę. Hania wróciła do domu z książeczkami o Soliludkach i z maskotką Soliludka, która to oficjalnie zajęła miejsce „ulubionej”. Polecam, bo dorośli przejdą w zasadzie standardową trasę, a dzieci wrócą z niezapomnianymi wspomnieniami, a radość naszych dzieci, to przecież radość rodziców.
Podziemna restauracja
Nie będę się tu rozpisywał o kulinariach, menu powiedzmy jak hmmm… w Ikei, ale to co jest istotne to ceny. Zobaczcie – jesteśmy, nie wiem, jakieś 200 metrów pod ziemią, jest tylko jedno miejsce z jedzeniem, totalny monopol. Jakie mają ceny? Normalne. No trochę wyższe niż w Ikei, ale to nie są ceny ze schronisk górskich czy innych monopoli, gdzie kubek wody kosztuje dychę, a schabowy stówę. Tu jest przystępnie i za to ode mnie piona, bo nie lubię cwaniakowania.
Podziemna kolejka
Po obiedzie Karolina z Adasiem wyjechali na powierzchnię, a ja z Hanią i Szymem pojechaliśmy jeszcze podziemną kolejką. To fajne postawienie kropki nad „i” wieńczące podziemną wycieczkę. Na koniec było gruzowisko solne, gdzie dzieci mogły sobie wziąć tyle soli ile chciały – co skraca się do tego, że wzięły tyle ile zmieściło się rodzicom do plecaków. Sól dziś wydaje się towarem ze wszech miar powszednim, ale kłębiąca się grupka dzieci na górze soli dała pewne wyobrażenie o tym jak sól była cenna te pięćset lat temu.
Na powierzchni
Resztę dnia już spokojnie pospacerowaliśmy po Wieliczce, odpoczęliśmy i poinhalowaliśmy się w tężni, a w nocy w hotelu jeszcze, ale to już ja sam, uraczyłem się sauną, którą uwielbiam.
A w przyszłości…
Na następny raz, gdy odwiedzimy Kopalnię Soli „Wieliczka” zostawiliśmy sobie Trasę Górniczą. Bardzo fajna sprawa, ale tym razem niestety nie daliśmy rady, głównie ze względu na moje samopoczucie związane z alergią i konieczność rozdzielenia się z Hanią, której nie chcieliśmy robić przykrości.
Trasa Górnicza (dostępna pow. 10. roku życia) to bardziej hardcorowe zwiedzanie kopalni. Dostaje się kombinezony, kaski, lampki i idzie się inną trasą, nie tak spacerową, w dodatku z różnymi górniczymi, czyli siłowymi atrakcjami po drodze. Brzmi super, od znajomych wiem, że faktycznie jest super, sam niestety nie sprawdziłem. Ale co się odwlecze…
Mój odetkany nos
Co do mojej alergii, to faktycznie zelżała. Teraz czuję się lepiej, choć w Poznaniu nadal nie pada i na deszcz się nie zanosi.
Podsumowując
Wieliczka i Kopalnia Soli „Wieliczka”, to świetna destynacja rodzinnej podróży. Warto rozważyć opcję Wieliczki jako bazy wypadowej, bo to jest bardziej opłacalne finansowo, a i spokój i cisza w pakiecie. Od całej mojej rodziny Kopalnia Soli Wielczka, Solilandia i hotel Grand Sal dostają gorące rekomendację. Polecamy.
Pozdrawiam
ZUCH
PS – Wieliczkę odwiedziłem na zaproszenie Kopalni Soli „Wieliczka”, jednak ten tekst i wszystkie zawarte w nim opinie są moje, są subiektywne.
PPS – Zdjęcie tytułowe należy do Kopalni Soli „Wieliczka”.