Co obejrzeć, co przeczytać, w co zagrać? – czerwiec 2022
Co obejrzeć? Co przeczytać? W co zagrać? W tym comiesięcznym cyklu chcę podzielić się z tobą tym co sam przeczytałem, obejrzałem czy zagrałem. Jest to całkowicie subiektywne (i często dość przypadkowe) zestawienie tego, co w danym miesiącu wpadło w ręce mi i moim dzieciakom.
A zetem – co się u mnie działo w czerwcu 2022 roku?
Co obejrzeć?
„Pracujące Mamy”
Długo to omijałem, mimo że często pojawiało się w rekomendacjach. Aż w końcu kolega polecił i się skusiłem. „Pracujące Mamy” to kanadyjski serial komediowy – ale nie sitcom.
Na szczęście od kliku lat mamy zmianę, która mnie bardzo cieszy i seriale komediowe są kręcone jak inne seriale i nie mają tego śmiechu z offu. Tutaj humor (w moim stylu, czasami lekko szalony i po bandzie) wymieszany jest z dramatem. Taka proza życia.
A ja też mam mieszane uczucia, bo nie do końca wiem jak się do tego serialu odnieść. Jest śmieszny. Jest naprawdę zabawny. Ma i żarty dialogowe i sytuacyjne, barwne postacie, zaskakujące sceny itp. Jest dobrze zagrany. Fajnie że to Kanada, bo to takie niby Stany, ale jednak jakoś tak grzeczniej i bardziej po ludzku.
Ale… Może zanim to moje „ale” opiszę, to nieco przybliżę fabułę. Bohaterkami jest grupa kilku mam i ich rodziny. Mamy to babeczki tak 30-40 lat (może nieco +), jedne znają się od dawna, drugie od niedawna. Punktem styku jest taki klubik malucha i mamy, gdzie regularnie się spotykają i rozmawiają, uczą się, a prowadząca próbuje je na różne sposoby kołczować. Wszystkie mamy pracują i wszystkie mają swoje problemy. A te są życiowe, mniejsze, większe i ogromne.
Nie ma tu tabu, nie ma (są, ale ironicznie) takich słodko-pierdzących mamuś ze słodko-pierdzącymi bombelkami. Mamy za to pracoholizm, depresje poporodową, rozwody, aborcję, zdrady, śmierć, spory o kolejne dzieci itp, itd. Mamy brak czasu dla rodziny, dla dzieci i dużo (aż do imho patologicznego poziomu) dystansu do takiego „skakania nad bombelkami”. No, jest życie. Może nie koniecznie moje, ale jest prawdziwe.
Przy czym cały czas to jednak komedia. No, komedio-dramat może.
Ale… no właśnie, mam pewne „ale”, które nie pozwala mi w pełni polubić tego serialu. Przy czym, to co dla mnie jest wadą, dla innych może być zaletą. Otóż nie podoba mi się ten świat. To co z pozoru może być pewnym wyzwoleniem, dla mnie jest po prostu egoizmem. Nie zrozum mnie źle – absolutni nie uważam, że kobiet powinny się poświęcić dla dzieci i rodziny. Uważam, że rodzic powinien się poświęcić dla dzieci i rodziny.
W tym serialu nie poświęca się nikt. W zasadzie wszyscy robią tylko to co dla nich będzie najwygodniejsze, najbardziej satysfakcjonujące. Potrzeby i uczucia innych są na dalekim planie. Natomiast, żeby oddać sprawiedliwość twórcom serialu – tak naprawdę nikt nie jest tu do końca szczęśliwy, a ta egoistyczna postawa (która przez mniej uważnego widza może być pomylona z wyzwoleniem) w zasadzie przynosi tylko problemy: rozczarowanie, ból, samotność, zranienia itp.
Spoiler alert: już w trzecim sezonie 90% małżeństw i związków się rozpada, adzieci wychowują się w rozbitych rodzinach. Niby są kochane i och i ach, ale jednak są balastem, są przerzucane, spychane na dalszy plan, bo najważniejsze jest „ja”.
Podsumowując: nie potrafię tego jednoznacznie ocenić. Na pewno warto, bo warto zobaczyć motywacje często nam (przynajmniej mi) obcą. A do tego serial jest naprawdę ciekawy i zabawny. Żarty są mocne, momentami ostro po bandzie i często śmieję się w głos. Cały czas jednak mając z tyłu głowy takie: kurczę, dokąd ten świat zmierza?
Do obejrzenia na Netflix
Co przeczytać?
„Metoda Bullet Journal” – Ryder Carroll
Kiedyś myślałem, że metoda Bullet Journal, to robienie bardzo ładnych, instagramowych notatników, pełnych kaligrafii, rysuneczków i kolorowych podkreśleń. Później miałem przyjemność projektować książkę o BuJo (powszechnie używany skrót od Bullet Journal) Kasi Mistacoglu. Nieskromnie powiem, że książka wyszła nam pięknie. Z niej dowiedziałem się, że BuJo, ma swoje fundamenty w bardzo okrojonej wizualnie wersji. Tak naprawdę jest to system, a ozdoby przyszły z czasem.
Teraz wpadła mi w rączki książka autora tej metody, czyli taki punkt wyjścia całego tego zamieszania. Co ciekawe przy tej książce też mialem swój udział, choć tym razem nie ja osobiście a dziewczyny z mojej firmy. Książkę przyniósł kurier i tak czekała z miesiąc czy dwa na kupce książek do przeczytania. W końcu się za nią zabrałem i wow! To jest totalnie dla mnie.
Osobiści dużą uwagę przywiązuję do produktywności, czyli jak pracować mniej, a wydajniej. Jak sobie zorganizować dzień, tydzień czy miesiąc. Jak ogarnąć kilka bardzo różnych rzeczy, którymi się zajmuje. To wszystko tak, żeby nie zajęło mi to 24 godziny. Mogę sprawiać wrażenie jakbym pracował cały czas, bo często pracuje w nieregularnych godzinach. Prawda jest jednak taka, że w zasadzie nigdy nie pracuję więcej niż 8 godzin, a najczęściej 6-7.
Natomiast nie jestem dyspozycyjny, bo nie chcę być dyspozycyjny – chcę spędzić czas w domu czy ogrodzie z rodziną.
„Metoda Bullet Journal” bardzo do mnie trafiła. To logiczna, systematyczna metoda planowania i ogarniania. Do tego jest to metoda analogowa – notes i coś do pisania. Jest to jedna z najlepszych rzeczy jakie mogą się nam przydarzyć. Uwielbiam gadżety elektroniczne, nowe media, smartfony, tik-toki i wogóle wszystko, ale…
Potrzebuję usiąść spokojnie i zastanowić się, przemyśleć coś, wysiąść na chwilę z pędzącego pociągu szumu informacyjnego. Żadna aplikacja (a przetestowałem dziesiątki) nie dała mi tyle spokoju i prządku, co ostatnie 3 tygodnie z BuJo. Przymus ręcznego pisania jest na wagę złota, zwłaszcza w dzisiejszych czasach.
Książkę „Metoda Bullet Journal” bardzo polecam. Ryder Carroll jest autorem tej metody. Opisuje swoje motywacje do jej wymyślenia (swoją drogą trwało to latami i był to jego autorski system od ogarnięcia swojego ADHD).
Mamy część praktyczną, która pokazuje co i jak należy pisać i notować. Jest też część motywacyjna, która jest naprawdę spoko. Czasami trzeba coś takiego przeczytać, czy usłyszeć, żeby skorygować kurs jakim poruszamy się w prozie życia. Jest też praktyczne rozwinięcie podstaw metody.
Dla mnie osobiście jest to bardzo dobra i ważna książka. Stosuję metodę niecały miesiąc, ale już widzę efekty, z których jestem zadowolony. Mam realny jakościowy skok.
Podsumowując: praktyczna książka dająca realną jakościową zmianę poprzez proste metody możliwe do wprowadzenia odrazu.
Zuchowe 10/10
🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵
Wydawnictwo: OSM Power
„Odrodzenie” – Scenariusz: Fred Duval. Rysunki: Emem, Fred Blanchard
W czerwcu mialem na tapecie bardzo, ale to bardzo dobre komiksy. Jednym z nich jest „Odrodzenie”. Jest to pierwszy z serii zbiorczy album.
Opowiedziana tu historia idealnie trafia w moje gusta. Jest to lekkie post-apo. Ziemia boryka się z efektem cieplarnianym, konfliktami zbrojnymi i epidemią. A do tego wszystkiego przylatują kosmici. Ja wiem, brzmi trochę banalnie, ale łączy się to w ciekawą opowieść. Kosmici przybywają bowiem z misją ratunkową.
Cholera, wciągnęło mnie. Nie mogłem się oderwać. Podoba mi się przedstawienie technologii kosmitów, jak i samych kosmitów (czy w zasadzie całej Rady Kosmicznej, która ma swoje ideały i swoje mroczniejsze sekrety). Narracja prowadzona jest z punktu widzenia Ziemian i z punktu widzenia kosmitów co razem daje ciekawą perspektywę.
Komiks jest do tego świetnie zilustrowany, co daje nam bardzo kompletne dzieło. Czyta i ogląda się to bardzo dobrze i niecierpliwie czekam na kolejne tomy.
Podsumowując: koniecznie.
Zuchowe 10/10
🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵
Wydawnictwo: Egmont Polska
„Joker/Harley – Zabójczy umysł” – Scenariusz: Kami Garcia. Rysunki: Mico Suayan, Jason Badower, Mike Mayhew
Harley Queen i Joker, to jedne z topowych postaci popkultury. Wersje filmowe i z wcześniejszych komiksów, pokazują ich jako kompletnie odklejonych psychopatów. Jednak zaczęto zadawać sobie pytania inspirowane twórczością naszego narodowego wieszcza Zenka Martyniuka: Jak do tego doszło?
No właśnie, mi w tym wszystko trochę brakowało solidnych fundamentów, przez co postać Jokera i Harley były bardzo groteskowe. A ja potrzebowałem bardziej realistycznej narracji.
Jakieś dwa lata temu pojawił się u nas komiks „Harley”, który opisywał historię doktor psychiatrii, która stopniowo z fascynacji pacjentem przechodzi do chorej miłości. I to było mega dobre. Absolutnie świetny komiks, genialnie narysowany. Co ciekawe Joker był pokazany jako przystojny gość, który naprawdę mógłby zawrócić w głowie.
Podobnie realistycznie do sprawy odnosi się komiks „Harley i Joker”, który niedawno ukazał się w Polsce. Podobnie, to nie znaczy tak samo. Tu historia opowiedziana jest inaczej. I od razu uprzedzam – jest opowiedziana i pokazana bardzo, bardzo brutalnie.
Mamy tu próbę wytłumaczenia szaleństwa Jokera (ja tu widzę pewne inspiracje – co nie jest zarzutem – postaciami takimi jak Hannibal Lecter czy inni szaleni seryjni mordercy). Sama Harley jest tu konsultantką policyjną, której nonkonformizm stopniowo przeradza się w obsesje.
Świetny scenariusz, świetne, bardzo realistyczne ilustracje. Komiks brutalny i wulgarny. Komiks bardzo dobry.
Podsumowując: koniecznie.
Zuchowe 10/10
🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵
Wydawnictwo: Egmont Polska
W co zagrać?
„Terraformacja Marsa” – Jacob Fryxelius
To jedna z moich ulubionych gier planszowych. Jest wspaniała, ale nie jest to gra dla nowicjuszy, czy dla młodszych dzieci. Po prostu jest dość trudna. Nie jest jakoś specjalnie skomplikowana po względem zasad (choć jest ich jednak trochę).
Jej trudność polega na tym, że w grze posługujemy się bardzo dużą ilością kart, więc trzeba to przeczytać, ogarnąć, posegregować, zaplanować strategię i ją konsekwentnie realizować, wybiegając planami na kilka ruchów do przodu. Nie jest to gra banalna, przez co daje mnóstwo satysfakcji z gry.
Napisałem, że nie jest dla młodszych dzieci ze względu na komplikacje. Ale jeśli twoje dzieciaki grając dużo w planszówki (mam tu na myśli dobre gry planszowe, a nie takie bezmyślne jak np. Chińczyk), mają doświadczenie i znają te mechaniki, to po wytłumaczeniu dadzą radę. U mnie w Terraformację zaczęli grać w wieku ok 8 i 12 lat. No ale Hania mając wtedy lat 8, połowę swojego życia grała w planszówki ze starszym bratem i nami.
Dobra, o co tu chodzi? Chodzi o oczywiście o terraformowanie Marsa. Wcielamy się w rolę jednej z korporacji, które tę planetę terraformują. Każde korpo ma swoje cechy wyjściowe. W każdej turze ciągniemy 10 kart z dostępnymi wynalazkami czy innymi formami rozwoju i możemy zakupić tyle ile chcemy i na ile nas stać.
Konkretne karty dają konkretne efekty, a dzięki tym efektom, możemy dalej zarabiać, zdobywać surowce, tworzyć obszary leśne itp. Co koniec końców daje nam punkty rozwoju oraz zwiększ temperaturę i tlen na Marsie. Ciężko to w kilku zdaniach wytłumaczyć, bo możliwości rozwoju jest tu bardzo dużo. Głównie ze względu na dużą ilość kart (jest tego ze dwie setki) i ich zróżnicowanie.
Mamy też mnóstwo tokenów ilości (zaznaczamy nimi m.in. ile mamy pieniędzy czy surowców), czy tokenów terrafomowania planetu. Jest tego sporo i to już samo w sobie jest satysfakcjonujące.
Jako rodzina spędziliśmy przy tej grze długie godziny, a dzieciaki same jeszcze dłuższe.
Do gry można dokupić dodatki, ale podstawa jest produktem absolutnie wystarczającym, kompletnym i bardzo rozbudowanym.
Podsumowując: gorąco polecam.
Zuchowe 10/10
🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵🔵
Wydawnictwo: Rebel
To by było na tyle.
Pozdrawiam,
Zuch
Wszystkie zawarte tu opinie są moje i jako takie są całkowicie subiektywne, więc możesz się z nimi nie zgadzać.
PS – większość linków zakupowych jest linkami afiliacyjnymi, czyli jeśli coś kupisz, to ja dostanę z tego jakiś grosz.
PPS – komiksy „Odrodzenie” oraz „Harley/Joker. Zabójczy umysł” otrzymałem od wydawnictwa Egmont Polska.
Cześć! Podobał Ci się tekst? Znalazłeś tu ciekawą radę, albo dobrą rozrywkę? Świetnie, staram się żeby mój blog był wartościowym miejscem. Jeśli chcesz, możesz mi się odwdzięczyć i „postawić mi kawę” 😉
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023