Dużo się mówi o planowaniu, o tworzeniu celów, o produktywności, ambicjach i rozwoju. I bardzo dobrze. Ale czasami trzeba sobie odpuścić. Świadomie odłożyć plany i ambicję na półkę i poczekać.
Jestem dużym zwolennikiem sensownego planowania swojej codziennej pracy i dalekosiężnej kariery. Wyznaczanie sobie celów, tworzenie list to-do, zwiększanie produktywności, itp. Po sobie widzę, że ma to pozytywny wpływ na pracę zawodową, ale też i rodzinę, bo pracuję sensowniej i przynosi to zysk.
Widzę, że pracuję wydajniej, widzę, że mogę osiągać więcej. Widzę też jak moi znajomi bliżsi i dalsi się rozwijają, jak realizują kolejne punkty swoich założeń. Jestem człowiekiem absolutnie pozbawionym zazdrości czy zawiści, więc bardzo mnie ich sukcesy cieszą.
Co więcej – są one też motorem napędowym dla mnie. Widzę, że da się. Skoro oni mogą, to i ja mogę. Ale…
Nie, nie, nie będzie tu o wymówkach. W tym temacie akurat nie ma wymówek.
Świadome założenia
Chodzi mi o to, że czasami w planowaniu trzeba świadomie założyć, że będzie okres kiedy trzeba się zatrzymać, odłożyć pewne tematy na później, przeczekać, skupić się na czymś innym. Nawet nie bardzo chodzi mi o taki krok w tył, żeby się lepiej wybić i skoczyć dalej.
Chodzi mi o takie świadome: w tym roku nie zrobię tego i tego. W tym roku zmniejszę liczbę godzin poświęconych na pracę. W tym roku nie będę cisnął blogowych statystyk. W tym roku mam ważniejsze rzeczy niż kariera.
W moim przypadku był to pomysł, żeby zostać w domu z Adasiem zanim pójdzie do przedszkola.
Kilka rozwiązań i świadoma decyzja
Można było tę sytuację – wychowanie maluszka od roku do trzech lat – rozwiązać na kilka sposobów i nie chcę tu powiedzieć, że mój jest najlepszy. Każdy z nas ma różne możliwości, więc absolutnie nie będę się wymądrzał, że po mojemu jest najlepiej na świecie i wszyscy macie tak robić. Tym bardziej, że zdaję sobie sprawę z pewnej wyjątkowości mojej sytuacji i tego że zwyczajnie mogłem sobie na to pozwolić.
Inna sprawa, że mogłem sobie na to pozwolić, bo jest to część planu realizowanego od lat.
Ale do rzeczy. Widzę jak ogromnie pozytywny wpływ na rozwój dziecka ma stała i bliska opieka OBOJGA rodziców. Chcę poświęcać moim dzieciom dużo czasu, a pierwsze 2-3 lata są szczególnie ważne. Widzę też, że bardzo ważne jest, żeby osobą czynnie zajmującą się maluchem nie była jedynie mama. Zmiany w tej trudnej opiece są dobre i świetnie wpływają na całą rodzinę.
Zatem od września to ja jestem z Adasiem przedpołudniami przez trzy dni w tygodniu, a od tej 15 przejmuje go moja wracająca z pracy żona. Jak widać czasu na pracę mam dużo mniej. Ale wystarczająco, by realizować swoje zobowiązania. Cały czas mieszczę się w deadlineach, cały czas jestem kreatywny. Nadrabiam po nocach i w weekendy, ale daję radę.
Wszystko ma swoją cenę
Okroiłem jednak mój czas pracy, a to oznacza, że z czegoś musiałem zrezygnować.
Ja zrobiłem to tak, że przejrzałem swoje plany i pomysły na przyszłość (w sensie na ten rok, dwa do przodu). Co chciałem w tym czasie zrealizować? Ile czasu by mi to zajęło? Ile pieniędzy by pochłonęło?
Mówię tu o rzeczach zarówno związanych bezpośrednio z karierą, ale też o planach rodzinnych i domowych. Czasami po prostu trzeba się zatrzymać i skupić na czymś innym. A jeśli zrobimy to świadomie, to nie będzie boleć.
Podam kilka przykładów, rzeczy które planowałem, a które świadomie odłożyłem na później.
Książka
Planowałem w 2018 roku napisać książkę. To zadanie bardzo absorbujące uwagę. Wymaga spokoju i dokładnego przemyślenia. Sam czas pisania jest też spory. Co więcej jest to zadanie poboczne, które ewentualne zyski generuje dopiero po kilku-kilkunastu miesiącach od rozpoczęcia pracy.
Gdybym jednak nie odłożył tego pomysłu na półkę, to – widzę to bardzo wyraźnie po tym jak wyglądał mój 2018 – książki i tak bym nie napisał. Rozgrzebałbym temat, zmarnował czas, którego mam tak mało i popadł we frustracje. Zostawiłem więc poczynione szkice i przymiarki i zacznę konkretną pracę nad książką jak już będę mógł.
Ogród
Chciałem też zająć się ogrodem i generalnie zagospodarowaniem terenu wokół domu. To jest bardzo dużo pracy, a i koszty są nie małe – nawet gdy robi się to samemu. A ja chcę to zrobić sam. Uwielbiam grzebać się w ziemi, wyżyć się z łopatą czy siekierą. Sprawia mi to dużo frajdy. Pochłania to też wiele czasu. Zbyt wiele.
Tym bardziej, że ktoś w tym samym czasie musi się zająć Adasiem. Zatem świadomie odłożyliśmy to na przyszłe lata. Zrobiliśmy tylko naprawdę konieczne rzeczy (trawnik i mały warzywniak), a resztę zostawiliśmy na później. Powoli, małymi kroczkami.
Blog
Chciałem też publikować bardziej regularnie na blogu. Osiągnąć pewien poziom statystyk. Więcej też miała pisać Karolina. Ale stwierdziliśmy – słusznie zresztą – że się po prostu nie wyrobimy. Jesteśmy permanentnie zmęczeni. Często mija kilka dni, w których nie mamy w ogóle czasu, żeby znaleźć te dwie spokojne godzinki na napisanie tekstu.
Niby można by zacisnąć poślady, zrezygnować z naszego małżeńskiego czasu odpoczynku i cisnąć, cisnąć, cisnąć. Tylko po co? Jaki to przyniesie skutek? Podniosę statystyki? Może. Podniosę jakość mojego małżeństwa? Wątpię.
Cała masa innych rzeczy
Chciałem zrobić jeszcze kilka innych rzeczy, ale rozsądnie je odsunąłem. W końcu nie można się skupić na zbyt wielu rzeczach naraz. Zawsze będzie to kosztem jakości. A akurat jakość mojego rodzicielstwa i jakość mojego małżeństwa są absolutnie priorytetowe.
Kiedy cisnąć
Był czas kiedy cisnąłem karierę, bo tak trzeba było. To był początek i jakieś kroki milowe. Ale to było m.in. po to, żeby później można było odpuścić.
Piszę to, bo wiem, że i wy taki czas w życiu mieć będziecie, albo może macie teraz. Może się z tym zmagacie, albo nie wiecie jak to będzie. Cóż, na pewno wiele rzeczy was zaskoczy, ale wiele rzeczy możecie zaplanować. A zwykle jest tak, że im więcej rzeczy dobrze (z naciskiem na dobrze) się zaplanuje, to tym mniej nas zaskakuje.
Dobry plan nie jest zły
Usiądźcie sobie spokojnie i zrewidujcie swoje plany. Wypiszcie (nie pomyślcie, tylko wypiszcie) wszystko co chcecie i co musicie zrealizować w niedalekiej przyszłości. Tak rok, dwa lata do przodu – w czasie kiedy np. ma pojawić się dziecko, albo ktoś/coś co wiecie, że was pochłonie.
Zastanówcie się teraz dobrze, które z tych rzeczy co musicie zrobić, naprawdę musicie zrobić? Czy musicie je zrobić całe? Czy musicie osiągnąć taki wynik? Pewnie się okaże, że jednak nie musicie.
Zaplanujcie więc wszystko jeszcze raz. Rozsądnie i z dystansem.
Odpoczynek, a wypoczynek
Jeszcze na koniec podpowiem ważną rzecz. Odpoczynek i wypoczynek. Te dwa terminy niekoniecznie są tożsame. Zwłaszcza jeśli mamy na podorędziu małe dzieci. Odpoczynek jest bardzo, bardzo ważny. Należy sobie tylko zadać pytanie czy forma wypoczynku jaką zwykle wybieraliśmy da nam w obecnej sytuacji odpoczynek, czy może zmęczy nas jeszcze bardziej i dodatkowo sfrustruje, bo się nie udaje.
Każde dziecko jest inne. Jedne podróż znoszą lepiej, a inne gorzej. Jak zachowuje się twoje? Czy pomysł na wakacje jaki masz na pewno jest dobry? Ok, był dobry w zeszłym roku, ale czy tak samo to zagra i w tym? My świadomie zrezygnowaliśmy z pewnych form wypoczynku mimo, że bardzo ich pragnęliśmy, bo podróż samolotem z roczniakiem może okazać się marnym odpoczynkiem, ale już z trzylatkiem wręcz przeciwnie. Dlatego poczekamy.
Warto żyć marzeniami, ale nie można żyć mrzonkami.
pozdrawiam
ZUCH
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023