Gdy piszę o swoich rodzicielskich doświadczeniach zauważyłam, że skłonna jestem wspominać jedynie momenty moich sukcesów. Jest to pewien rodzaj pokusy, z którą się zmagamy, gdyż chcemy idealizować rzeczywistość i samych siebie. Rzeczywistość nie jest jednak idealna, a moje rodzicielstwo jest szachownicą rozmaitych doświadczeń. Podjęłam mnóstwo niewłaściwych decyzji, nie zawsze mówiłam tylko słuszne rzeczy i dawałam upust swoim emocjom. Jedną z najsilniejszych emocji, która ma na mnie wpływ na codzień jest strach.
Żeby to zobrazować zacznę od pewnej klasycznej rodzinnej sceny, jaka miała miejsce w naszym domu kilka miesięcy temu. Doszło wtedy do ostrej i przykrej wymiany argumentów między mną a moją kilkuletnią córką – próbowałam ją do czegoś przekonać, a ona uparcie trwała przy swoim. Stanowczym tonem skomentowałam ostatecznie jej zachowanie po czym wyszłam z pokoju. Tuż za progiem coś mi podszepnęło, aby nagle się odwrócić. Jakież było moje zdziwienie gdy ujrzałam wypiętą w moją stronę tylną część ciała mojej małej córeczki 🙂 Kiedy ją na tym przyłapałam odezwały się we mnie trzy silne emocje naraz. Pierwszą było wkurzenie i zwykły ludzki gniew na ten przejaw lekceważenia. Drugim uczuciem był ogromny przypływ rozbawienia. Patrząc na jej przerażoną minę z powodu tego, że ją przyłapałam, chciało mi się po prostu wyć ze śmiechu. Wreszcie trzecia najpotężniejsza emocja – strach. Dostrzegłam osobistą porażkę i to co zobaczyłam zdawało się mi mówić, że jako rodzic utraciłam wpływ i zostałam zepchnięta do defensywy. Czyżby to był ten moment, kiedy sprawy pomiędzy mną i moim dzieckiem zaczynają się układać źle i kiedy zanika miłość i wzajemne zrozumienie? Czy moja córka mnie nie lubi? Czy straciłam już na zawsze tą cudowną więź, która jest między nami?
Ten moment w pokoju to nie był rzecz jasna pierwszy raz, kiedy strach wkroczył do mojego rodzicielstwa. Już będąc w ciąży doświadczałam wielu lęków. Od podstawowych związanych ze zdrowiem i bezpieczeństwem po te związane z obawami przed rolą rodzica. Po pojawieniu się Szymka na świecie ciągle zadawałam sobie pytanie o to czy to co robię robię dobrze. Był to ten rodzaj paraliżującego strachu, który odczuwam do dzisiaj, kiedy naprawdę nie wiem, co jako mama powinnam uczynić i jaka decyzja w danej sytuacji byłaby najwłaściwsza. Są to szczególnie te chwile, które wymagają ode mnie opanowania własnych emocji i podjęcia mądrej decyzji. Nieraz puszczają mi nerwy i chwilę później przychodzi przerażenie, że znowu zawaliłam i że popełniłam niewybaczalny błąd, którego owocem będzie utrata dobrych relacji z dziećmi. Widzę wtedy oczami wyobraźni moje pociechy w okresie nastoletnim, które uciekają z domu lub miesiącami ze mną nie rozmawiają, bo przecież „ich stara jest nudna i wszystkiego im zabrania”.
Strach ogarnia mnie także, gdy dostrzegam ogromną ilość zagrożeń, jakie czyhają na moje dzieci w dzisiejszym świecie. Zanim będą na tyle dojrzałe, by podjąć samodzielne decyzje to ja częściowo ponoszę odpowiedzialność za ich wybory. Dzięki społeczeństwu i multimediom mnóstwo różnych treści pcha się do naszego domu drzwiami i oknami szukając dostępu do umysłów i serc moich dzieci. Jak mam je chronić przed tym co złe, zepsute i niewłaściwe? Jak mam sprawić, żeby w sytuacji próby okazały się wobec nas i naszych domowych wartości lojalne? Znam rodziców, którzy rozstrzygnęli ten problem poprzez całkowite ograniczenie dostępu dzieci do świata i mediów. Uczynili z domu prawdziwą fortecę, a wszelkie multimedia opatrzyli etykietką: nie wolno. Jest w tym pewien rodzaj życiowego romantyzmu, ale moim zdaniem nie zda on kompletnie roli w przyszłości, bo pokolenie moich dzieci w dorosłym świecie będzie musiało posługiwać się technologią w życiu w sposób naturalny i każdego dnia. Poza tym nie lubię przedstawiania dzieciom rzeczy jako wrogich bez próby ich zrozumienia. Dla dzieci, które żyją w rodzinach, gdzie wszystko obraca się wokół pustych reguł, świat przedstawia się jak sklep z drogimi gadżetami. Tylko patrz i pożądaj, ale nie dotykaj, bo to nie dla ciebie. Pytanie czy te reguły utrzymają się, gdy dzieci uwolnią się spod rodzicielskich wpływów i kar?
I na koniec – boję się tego czy moje dzieci w przyszłości będą mnie lubić i czy będą wspominać dobrze swoje dzieciństwo. Czy nie za bardzo je rozpieszczam? Czy zasady, które wprowadzam nie są zbyt surowe? Czy za 20 lat na kozetce u psychologa nie okaże się, że winę za ich życiowe porażki ponosi głównie matka 🙂 ? Dużo tych lęków i być może większość z nich bywa mocno wyolbrzymiona. Jednak nie potrafię pozbyć się uczucia, że to właśnie strach bywa najbardziej obecną emocją w życiu każdego rodzica.
Co z tym zrobić? Jak nie poddać się lękom? Myślę, że warto otwarcie rozmawiać o swoich lękach z dziećmi. Zwierzyć im się z naszych myśli. Nie chodzi tylko to, że boimy się, żeby nie wpadli pod samochód. Ale że też boimy się, że kiedyś przestaną nas lubić. Gdy tym ostatnim podzieliłam się z Hanią, ona roześmiała się jakbym żartowała i powiedziała, że przecież to nie możliwe, żeby kiedykolwiek przestała mnie lubić. A ja jej wierzę i boję się o to już jakby mniej.