„Miałeś szczęście z tym blogiem”. „Ale ci się udało z tą firmą”. Udało się z tym, poszczęściło się z tamtym. Jedni mają szczęście, a inni nie. Dlaczego?
Mamy w języku potocznym wiele zwrotów, które definiują naszą rzeczywistość i często nieświadomie wpływają na naszą postawę. Jakoś tak się przyjęło, że używamy różnych słów i sformułowań, bo tak. Bo po prostu tak się mówi. Nie zastanawiamy się nad tym jaki ładunek kryje się za takimi zwrotami. Ot choćby „pomagam żonie w domu”. Pisałem o tym niedawno.
👉🏻 przeczytaj mój tekst: Nie pomagam żonie zajmować się dziećmi.
Albo inny zwrot: miał szczęście. Co to znaczy miał szczęście? Czy mam rozumieć, że ten ktoś dokonał czegoś przez przypadek? Samemu nie mając na to wpływu?
Mówiąc tak z jednej strony ujmujemy komuś zasług. Oddzielamy ciężką pracę od sukcesu. No bo nie „zapracował”, tylko „miał szczęście”. A z drugiej strony jakiż wpływ mieliśmy na to gdzie i kiedy się urodziliśmy? No żaden. Dlatego hasła typu „każdy jest kowalem własnego losu” są trochę z czapy, bo akurat moment startu jest zupełnie niezależny od nas.
To może „każdy jest kowalem własnych decyzji”? To już bliżej prawdy. Choć trzeba zauważyć, że część podejmowanych, bądź niepodejmowanych decyzji jest determinowana właśnie przez miejsce startu i otoczenie w jakim się wychowujemy. Czy zatem nie mamy na nic wpływu, a wszystko jest dziełem przypadku i szczęścia lub jego braku?
Ja osobiście uważam, że mamy albo może inaczej: że możemy mieć wpływ na swoje życie, swój los i podejmowane decyzje.
Od czegoś trzeba zacząć
Nie mówię, że ot tak, hop siup! teraz zaczynamy działać i z miejsca góry przenosić. Życie tak nie wygląda. No tylko, że jakby się przyjrzeć, to wygląda tak, że jedni szczęścia mają więcej, a drudzy mniej. I nie mówię tu teraz o tym gdzie się urodziliśmy, tylko o tym co później. Nie porównuję tu wychowanków domu dziecka i dziedzica wielkiego rodu. Tak po prostu, osoby o w miarę podobnych możliwościach. Jednym się szczęści, a drugim nie.
Jednak jeśli przyjrzymy się bliżej, to można dostrzec pewne zależności. Konkretnie mam na myśli trzy rzeczy, które pomagają naszemu szczęściu. Nie będą to moje dyrdymały, ale wynik pracy profesor Uniwersytetu Stanford Tiny Seelig.
Prof. Seelig jak na amerykańskiego naukowca przystało posługuję się prostą metaforą, tak żeby każdy mógł zrozumieć. Otóż twierdzi ona, że szczęścia nie można porównywać do pewnego rodzaju gromu z jasnego nieba, ale raczej do wiatru, który wieje nieprzerwanie. Z różną siłą, z różnych kierunków, ale nieprzerwanie. Ten wiatr trzeba po prostu złapać w żagle.
1. Zmiana relacji z samym sobą
Podejmij małe ryzyko poza swoją strefą komfortu. Ok, to brzmi jak tani kołczing, ale zagłębmy się w to. Prof. Seelig zwraca uwagę, że jako dzieci robiliśmy to nieustannie. Dziecko cały czas podejmuje ryzyko wychodząc poza strefę komfortu: uczy się chodzić, jeździć na rowerze, sprawdza, testuje, itp. Z wiekiem przestajemy to robić, blokujemy swój rozwój. Razem ze swoimi studentami stworzyła „ryzykometr”. Zachęcała ich w ten sposób do podjęcia ryzyka.
Jak to zrobic? Podejmowanie ryzyka nie jest binarne. Istnieje ryzyko intelektualne i ryzyko fizyczne oraz ryzyko finansowe i emocjonalne oraz ryzyko społeczne i etyczne oraz ryzyko polityczne. Zachęca ich do „rozciągania się”, podejmowania pewnych ryzyk, które usuwają ich ze strefy komfortu. Na przykład, prosi ich o podjęcie intelektualnego ryzyka i próbę rozwiązania problemu, którego wcześniej nie próbowali ruszyć. Albo ryzyko społeczne, rozmowa z kimś siedzącym obok nich w pociągu. Albo ryzyko emocjonalne, np. powiedzenie komuś, że naprawdę zależy im na tym, jak się czują.
Podaje swój przykład, kiedy postanowiła podjąć ryzyko i zagadała do siedzącego obok pasażera samolotu. Okazało się, że jest wydawcą i przeprowadzili bardzo ciekawą rozmowę. Na koniec pokazała mu maszynopis swojej książki, którą pisała, a on stwierdził, że… to nie dla nich.
Kilka miesięcy później zaprosiła go na swoje zajęcia. Te wypadły bardzo dobrze, świetnie im się pracowało ze studentami. Kilka kolejnych miesięcy później wysłała mu parę projektów zrobionych przez jej studentów. Zainteresował się jednym z tych projektów i chciał go wydać w formie książki.
Chciał wydać książkę jej studentów, a nie jej, więc gdzie tu jej szczęście? Idźmy dalej.
Ten wydawca przyjechał jeszcze raz do niej na uczelnię, żeby się spotkać ze studentami. Był z ekipą redaktorów. Po lunchu jeden z nich zapytał prof. Seelig czy nie myślała o tym, żeby wydać książkę? Hmm… Pokazała mu dokładnie to samo co jego szefowi wcześniej. Tylko, że tym razem zostało to przyjęte. W ciągu dwóch kolejnych tygodni miała umowę, a jej książka w pierwszym roku sprzedała się w liczbie ponad miliona egzemplarzy.
Czyli jednak miała szczęście. Tak. Ale ono wynikało z serii małych ryzyk, które podjęła. Pierwszym z nich było przełamanie się i zagadanie do obcej osoby siedzącej obok.
2. Zmiana relacji z innymi ludźmi
Każdy kto ci pomaga odgrywa ogromną rolę w osiągnięciu twoich celów. Musisz to doceniać i musisz być wdzięcznym, że ktoś poświęca ci czas, który mógł poświęcić sobie.
Prof. Seelig przywołuje tu przykład swojego studenta, który dwa razy został odrzucony z jej programu stypendialnego. Co po drugiej porażce zrobił ten człowiek? Podziękował jej za szansę i za to czego nauczył się aplikując. To ją zaskoczyło. Zaczęli rozmawiać i w konsekwencji opracowali inny projekt. Ten student w krótkim czasie przekształcił swój projekt uczelniany w spółkę Play for Tomorrow, która uczy dzieciaki z trudnych środowisk jak mogą kształtować swoje życie, by realizować marzenia. Wszystko zaczęło się od podziękowania.
A co gdyby pod koniec każdego dnia patrząc na swój kalendarz i wspominając wszystkich ludzi, z którymi się spotkaliście, powysyłać do nich krótkie podziękowania?
3. Zmiana relacji z pomysłami
Większość ludzi patrzy na nowe pomysły, które pojawiają się na ich drodze i osądzają je: „to świetny pomysł” albo „to okropny pomysł”. Ale pomysły nie są tak jednoznacznie dobre lub złe. Często w „złych” pomysłach są elementy naprawdę fantastycznych rzeczy.
Prof. Seelig na zajęciach z kreatywności uczy kształtowania postawy patrzenia na przerażające pomysły przez pryzmat możliwości. Podaje taki przykład: stworzyć pomysł na zupełnie nową restaurację. Studenci muszą wymyślić najlepsze pomysły na nową restaurację i najgorsze pomysły na nową restaurację. Najlepsze pomysły to takie rzeczy jak restauracja na szczycie góry z pięknym zachodem słońca lub restauracja na łodzi z pięknym widokiem. A te okropne pomysły to takie rzeczy jak restauracja na wysypisku śmieci albo restauracja ze straszliwą obsługą, która jest naprawdę brudna albo restauracja, która serwuje sushi z karalucha.
Następnie wyrzuca wszystkie dobre pomysły, a te okropne rozdaje grupom. Każda z grup ma pracować nad pomysłem, który został uznany za okropny i ma przekształcić go w coś świetnego.
Studenci mają około trzech minut na rzucenie pomysłu. Restauracja na wysypisku śmieci zamienia się w miejsce, które zbiera wszystkie wyrzucane jedzenie z restauracji z gwiazdką Michelin i sprzedaje w znacznie niższej cenie. Brudna restauracja z okropną obsługą zmienia się w restaurację, która jest poligonem dla przyszłych restauratorów, aby dowiedzieć się, jak uniknąć wszystkich pułapek. Restauracja z sushi z karaluchami zamienia się w sushi bar ze wszystkimi ciekawymi i egzotycznymi składnikami.
Fatalne pomysły nabierają kształtu. A to tylko szybka zabawa na zajęciach z kreatywności.
Krótko mówiąc: podejmij ryzyko, bądź wdzięczny, szukaj rozwiązań.
pozdrawiam
ZUCH
Źródłem tego tekstu jest wykład prof. Tiny Seelig w ramach konferencji TED.
- Kotełki – gra logiczna - 31/03/2025
- Małżeństwo, to codzienność. Czasem piękna i lekka, czasem trudna i wymagająca. - 21/02/2025
- Miód – złoto, które warto mieć w domu (i w kubku kawy!) - 21/02/2025