Kiedyś, jeszcze w liceum, złapałem „fuchę”. Razem z kolegami mieliśmy załadować wielką stertę cegieł na ciężarówkę. Pracowaliśmy kilka godzin i to pracowaliśmy ciężko. Kto przerzucił kiedyś tonę cegieł ten wie o czym mówię. Na koniec dnia dostaliśmy po 20zł. Nie pamiętam czego się spodziewałem, ale to starczyło na mrożoną pizzę i trzy piwa. Cały dzień pracy. Jakoś wtedy zorientowałem się, że nic nie wiem o pieniądzach i że tak to wyglądać nie może. Przypomniałem sobie to później, gdy moje dzieci dostały pierwszą skarbonkę.
Pamiętam też z czasów liceów, kiedy mój kolega dostał jakąś większą kasę. Relatywnie większą, bo nie była to szalona kwota. Zarobił gdzieś trzy-cztery tysiące. Idealna kwota, żeby (wtedy) kupić komputer i zrobić prawko. Pewnie wiecie, co się stało. Kolega nie kupił ani komputera, ani nie zrobił prawka. Pieniądze po prostu wyparowały. Od koszulki do obiadu i szast prast – nie ma kilku tysięcy. Zastanawiałem się jak to możliwe? Wiedziałem, że sam bym tak pochopnie nie roztrwonił pieniędzy, dopóki… sam tego nie zrobiłem. Potem były pierwsze prace dorywcze, studia, etat, ciułanie żeby spiąć domowy budżet. To co na studiach było śmieszne – zupki chińskie pod koniec miesiąca z chlebem kupionym za zwrot butelek po piwie poupychanych w różnych miejscach kuchni – przestało być zabawne gdy podjąłem decyzję o założeniu rodziny. Długo uczyłem się ogarnąć swoje finanse. A tak żeby być szczerym, to cały czas się uczę, a poprzeczka cały czas się podnosi. Regularne wpływy z etatu zamieniłem na nieregularne z własnej firmy. Co z tego, że kilkukrotnie wyższe, ale nieregularne. Do tego doszły podatki, które sam muszę płacić, leasing, raty, inwestycje w firmę. Niebawem ruszam z budową domu i uśmiecham się, choć jestem wewnętrznie przerażony.
Ale do czego zmierzam?
Ale do czego zmierzam? Mam 34 lata i cały czas tłukę się i odbijam o własną niewiedzę w temacie finansów. Oczywiście wiele się nauczyłem, ale wiele jeszcze przede mną. No i moment kiedy zaczyna się myśleć o swoich finansach, to zwykle moment kiedy nie ma co do gara włożyć. Pół biedy jeśli wtedy podejmuje się kroki żeby sytuację uzdrowić, zacząć się uczyć, poszerzać wiedzę, szukać rozwiązań. Ale chyba najczęściej wtedy obwinia się rząd, światowy spisek i wszystkich innych poza sobą, w konsekwencji nie robi się nic.
To nie droga dla moich dzieci
To nie jest droga, którą chciałbym żeby kroczyły moje dzieci. Sam nie chcę na niej być, a co dopiero moje dzieci! Nie robię z pieniędzy tematu tabu. Staram się z nimi rozmawiać i dostosowywać te rozmowy do ich wieku. Uczę ich oszczędzać. Zbierać cierpliwie na jakiś cel, a ten cel wybierać rozważnie. Uczę ich, że zarabianie jest procesem i że pieniądze nie spadają z nieba. Uczę, że nie mogą liczyć na darowizny, zapomogę, czy dziecięcą wersję 500+, czyli pieniądze od dziadków. W między czasie można i trzeba sobie zarobić. Uważam, że jest to wiedza tak potrzebna jak umiejętność przechodzenia przez jezdnię, czy też ubrania się i najedzenia. Nie jest tak, że dziecko jest za małe, czy że temat pieniędzy jest… hmm… sam nie wiem… za dorosły? bez duszy? że dzieci z dzieciństwa odziera? Nie, nie, to ślepy zaułek. Uważam, że żyjąc w świecie gdzie pieniądze są niezbędne do życia, wiedza o nich jest również niezbędna.
Z rozsądkiem i z sercem
Staram się podejść do tego ze zdrowym rozsądkiem i z sercem. Nie chcę stworzyć robotów, czy rekinów finansjery, ale nie chcę też żeby przez moje zwlekanie, czy poglądy, moje dzieci wpadły w przyszłości w problemy finansowe. Chcę żeby potrafiły zarabiać, gromadzić, gospodarować, inwestować, wydawać i dzielić się. Spotykam się z głosami, że ludzie nie chcą uczyć dzieci o pieniądzach, o zarabianiu, nie chcą im dać szansy zarobić, bo pieniądze są fe, a ważna jest miłość i to żeby potrafiły się dzielić. Ok, miłość jest ważna, ba! jest najważniejsza, jest fundamentem wszystkiego. Ale żeby się podzielić, to trzeba mieć czym. Podzielenie się gdy mamy mało jest pięknym gestem. W kategorii naszego człowieczeństwa jest wielkie. W kategorii potrzeb świata jest niczym. Zatem uczę dzieci, żeby się dzieliły, ale uczę je też (przynajmniej mam taką nadzieję), żeby to co zostanie z podziału było jak największe. Generalnie „z pustego, to i Salomon nie naleje”.
Wiedza finansowa
Wiedza na temat finansów nie jest najważniejsza w życiu, ale jest bardzo ważna, bo jej brak często, za często, prowadzi do dramatów. Nie chcę powiedzieć, że taka wiedza jest cudownym lekiem na wszystkie problemy, ale zdecydowanie może ich liczbę zmniejszyć. Wiedza na temat finansów jest jednym z kilku ważnych aspektów wychowania i tak jak nie można jej wywyższać, tak na pewno nie można jej roli umniejszać.
W moich poprzednich dwóch tekstach na ten temat dość dokładnie przedstawiłem temat nauki oszczędzania wśród dzieci. Podałem w sumie 12 różnych metod i pomysłów do wprowadzenia oraz do inspiracji. Dziś skupię się nad jednym narzędziem, ale za to kompleksowym. Tym narzędziem jest aplikacja PKO Junior. Nie jest to tylko konto dla dzieci. W zasadzie samo konto jest tylko wierzchołkiem tej góry lodowej.
Aplikacja – po kolei:
Przede wszystkim – tak wiem, konto dla dzieci, grząski grunt. Też tak pomyślałem, ale potem przyjrzałem się z bliska. A przyjrzałem się zanim podjąłem się napisania tego tekstu, bo na co dzień jestem klientem PKO B.P. W zasadzie tylko dlatego podjąłem się napisać ten tekst, bo wcześniej wiedziałem czym jest PKO Junior. A czym jest?
PKO Junior
PKO Junior jest serwisem i aplikacją skierowaną dla dzieci poniżej 13 roku życia. To nie jest tylko konto. Jest to serwis (którego częścią jest oczywiście konto) do zarządzania finansami jak i – a może głównie – do nauki zarządzania finansami.
Skarbonki
Mamy to różne skarbonki, które możemy dowolnie tworzyć i nazywać, tak aby gospodarowanie pieniędzmi było bardziej przejrzyste. To bardzo ważne, bo często konkretna kwota (zarówno dla dzieci jak i niestety dorosłych) jest czymś abstrakcyjnym, a jej podział potrafi się mocno rozpłynąć. Tworząc skarbonki dziecko ma wizualne przedstawienie gdzie i ile jego pieniędzy aktualnie jest. Skarbonki już swoją ikoną mogą symbolizować cel oszczędności (można też wgrać własny obrazek).
A propos ikonek – cała aplikacja PKO Junior jest bardzo ładnie zaprojektowana, naprawdę. Często produkty dla dzieci są infantylne, albo po prostu brzydkie. Tu wszystko jest dopracowane. Z mojego graficznego punktu widzenia, to bardzo dobre rozwiązanie – normalny serwis finansowo-bankowy, tyle że dla dzieci. Design zdecydowanie na plus.
Wracając do skarbonki. Określamy kwotę docelową i dziecko zawsze widzi ile już ma, a ile zostało do uzbierania. Może zobaczyć historię, ale też edytować skarbonkę. Dziecięce cele bywają elastyczne, więc środki ze skarbonki można przelać do innej skarbonki albo wypłacić.
Wpłaty i wypłaty
Co do wypłat i innych operacji. To wszystko jest oczywiście pod kontrolą rodzica, który to musi potwierdzić takie ruchy. Nie jest tak, że dajemy dziecku pieniądze, a potem się okaże, że zamiast na rower kupił pół tony żelków. Nic z tych rzeczy. To my musimy wyrazić zgodę i bez tego nic z dziecięcego konta nie wycieknie.
Planer oszczędzania
Dobra, idziemy dalej. Mamy tu ciekawą opcję jaką jest planer oszczędzania. Tutaj dziecko może zdefiniować (przy pomocy prostych suwaków) jak będą rozdzielane wpłaty na jego konto. To bardzo dobre posunięcie, które swoją drogą polecam też rodzicom. O co tu chodzi? Załóżmy, że dziecko zbiera na: grę, rower i klocki. Poza tym – co szczególnie polecam wdrożyć – ma skarbonkę, z której pieniądze przeznacza na jakiś szczytny cel. Może mieć też skarbonkę niezdefiniowaną. W tym planerze ustawia jaki procent wpłaty zasili każdą z tych skarbonek. To pozwala uniknąć „rozpływaniu się” pieniędzy. One od początku mają swoje miejsce i swoje przeznaczenie. Wszystko ma swój plan. Finanse to nie temat na freestyle.
Wyzwania
Ciekawie wygląda również zakładka Wyzwania. Pomaga to zdefiniować cele, za które będzie przewidziana konkretna nagroda. Można to stosować dowolnie, albo nie stosować, ale ja uważam, że dziecko powinno mieć możliwość zarobienia pieniędzy. Oczywiście nie chodzi o to, że będziemy płacili za każdą aktywność dziecka w domu, bo to chore, ale możemy wyznaczyć kilka takich, które będą miały charakter zarobkowy. To ważne, żeby dzieciak poczuł wartość pieniądza. Ważne też jest poczucie, że samemu je zdobył, że to nie darowizny, a jego praca. Praca – to brzmi dumnie. To też uczy, że w życiu nie ma co liczyć na jałmużnę od państwa, tylko trzeba wziąć się do pracy.
Odznaki
Mamy też odznaki za różne osiągnięcia. Dzieci lubią odznaki. No i widzą konkretnie co osiągnęły i co jeszcze jest do osiągnięcia.
Kalendarz
W prostej, graficznej formie pokazuje co się będzie działo w najbliższej przyszłości. Przypomina o wyzwaniach, czy o przewidywanych przelewach.
Karta
Tak, można wyrobić dziecku kartę. Taką specyficzną, bo to my przelewamy na nią pieniądze. W sensie, że dziecko nie ma na niej wszystkich pieniędzy ze swojego konta, tylko tyle ile my tam załadujemy. Każdą transakcje musimy potwierdzić. Fajna sprawa np. przy okazji wycieczek szkolnych czy wakacji. Całe kieszonkowe w jednym miejscu.
Doładowanie telefonu
Wspominałem o tym w poprzednich wpisach, że dobrze jeśli dziecko (w odpowiednim wieku) zaczyna samo płacić za swoje sprawy. Ok, cały czas dostaje pieniądze od nas, ale odpowiedzialność jest po jego stronie. Np. to dziecko płaci za swoje lekcje angielskiego czy perkusji oraz samo kupuje sobie kartę do telefonu czy bilet miesięczny. Cały czas to my fundujemy, no bo bez przesady, ale to dziecko dostaje kredyt zaufania i konkretną odpowiedzialność. Dzięki temu – mam nadzieję – pierwszy miesiąc na studiach nie będzie szokiem, gdy w dwa dni pękną pieniądze na miesięczne opłaty (bardziej niż chce wiem o czym mówię).
Zobaczcie sami
>> Zresztą sami sobie zobaczcie jak to wygląda na tym fajnym demo
PKO Junior, tak jak wspomniałem, działa jako serwis z poziomu przeglądarki internetowej, ale także jako aplikacja na smartfony i tablety. Jest to bardzo wygodne. Dziecko ma do tego ciągły dostęp – o ile ma swój telefon. Szymo jeszcze nie ma, dostanie za rok. Ale teraz może szybko coś zrobić na domowym tablecie czy moim telefonie.
Na koniec
Podsumowując całość muszę zwrócić uwagę na – często drażliwy – temat dzieci i cyfryzacji. Osobiście staram się podejść do tego z rozsądkiem, ale również z przekonaniem, że od tego odwrotu nie ma. To jest postęp, po prostu. Nie przykuwam dzieci do ekranów po 24h na dobę, ale jestem świadomy tego, że to jest ich świat i ich przyszłość. O ile nie dojdzie do globalnego kataklizmu, to cyfryzacja będzie coraz powszechniejsza i coraz bardziej naturalna. Podejrzewam, że za kilka lat będziemy otoczenie elektroniką na skalę jaką dziś ciężko sobie wyobrazić. Staram się zatem, żeby moje dzieci rozumiały technologię i potrafiły z niej mądrze korzystać. Staram się też wykorzystać możliwości jakie płyną z postępu do nauki i ich rozwoju, mając nadzieję na dobre owoce w przyszłości.
pozdrawiam
Zuch
PS – partnerem wpisu jest PKO B.P., jednak wszystkie zawarte tu opinie są moje i są subiektywne.
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023