Kolejny Dzień Matki, kolejna laurka… Znamy to, prawda? Niby nic złego w laurkach nie ma, no bo i dlaczego miałby coś złego być. Liczy się gest i zaangażowanie małych człowieczków. Jednak zawsze można zrobić coś fajniej, ciekawiej. Będzie to z pożytkiem i dla wykonujących i dla obdarowywanych. Będzie to ciekawsze i będzie to okazja do „wyprawy”.
Jak widzicie słowo wyprawa wziąłem w cudzysłów, bo wcale nie chodzi tu o jakieś wojaże. Dzieci są tak skonstruowane, że kiedy są mała, to ich pojmowanie świata jest adekwatne do ich wielkości. Dla maluchów prawie wszystko jest WOW. Praktycznie wszystko jest ekscytujące. To co dla nas jest już nudne, a nie rzadko męczące, dla nich jest przygodą. Jeśli to pojmiemy zyskamy tysiące okazji do spędzenia fajnego czasu w naszej codzienności. Wystarczy nasze nastawienie:
– Ech… jeszcze sklep… nie mam siły… zróbcie laurkę dla mamy, tam gdzieś są kredki… <- ŹLE!!!
– Słuchajcie, jest sprawa. Jedziemy do sklepu, tylko ciiiii… to t-a-j-e-m-n-i-c-a, ok? Musicie mi pomóc, bo ja sam to nie umiem. Kupimy parę drobiazgów, żeby zrobić super prezent dla mamy! Tylko ciiii…. Pamiętacie t-a-j-e-m-n-i-c-a. <- DOBRZE!!!
Zatem jedziemy do sklepu. My konkretnie pojechaliśmy do Empiku, do działu artystyczno-dekoracyjnego. Bo tam dzieje się magia (w sensie jest dużo brokatu).
Pomysł był taki, żeby zrobić jakąś biżuterię i inne ozdoby. Trochę to ewoluowało, bo musieliśmy dostosować pomysły do sytuacji, a sytuacja wygląda tak, że Dzień Matki przypada w czasie naszych rodzinnych wakacji. Nie jest to żaden problem. Jest to zmienna, którą trzeba wziąć pod uwagę i jak najlepiej wykorzystać. Plaże południa Krety obfitują w piękne, wygładzone przez morze kamienie otoczaki. Takie kamienie są idealne do zrobienia małych ozdóbek. Poza tym każdy kto wyjeżdżał z dziećmi wie, że trzeba im znaleźć jakieś zajęcie, żeby po szaleństwach morza przez chwilę odsapnęły i uspokoiły główki. No dobra, tak naprawdę chodzi o to, że my – rodzice – chcielibyśmy złapać oddech podczas siesty. Jakby na to nie patrzeć mała manufaktura biżuteryjno-dekoratorska zapewni nam co najmniej pół godziny spokoju.
Co kupiliśmy i po co
W empikowskim dziale art deco można znaleźć mnóstwo półproduktów do robienia biżuterii. Mam tu na myśli takie, no, profesjonalne półprodukty. Nie takie dziecięce, bo one zwykle są prawie gotowe. Mówię tu o zawieszkach do kolczyków i małych drewnianych kółeczkach. Te kółeczka (one pewnie mają jakąś nazwę) można pomalować, można coś na nich nakleić, coś napisać, cokolwiek. Poza tym takie kółeczko (obiecuję, że sprawdzę jak to się nazywa) wcale nie musi być kolczykiem. Można zrobić z tego naszyjnik. Dokupiliśmy jeszcze całe pudło paciorków różnorakich oraz sznureczki. Te paciorki przydadzą się też na później, bo np. moja Hania bardzo lubi, tak sama dla siebie, robić różne naszyjniki. Kupiliśmy też bardzo fajną rzecz jaką jest klej brokatowy. Szczerze mówiąc nie wiem jakie on ma przeznaczenie, ale jeśli potraktujemy go jako farbę, a w zasadzie lakier, to daje nam świetne efekty. Trzeba tylko pamiętać, żeby go zastosować na sam koniec, gdy całość jest już pomalowana i wyschła. Wtedy pokrywamy to tym klejem i całość zyskuje połyskującą powierzchnię. Wyglada to bardzo ładnie. Można też go użyć bez takiego rozsmarowywania. Po prostu do zrobienia konturów. Zresztą to jest właśnie najlepsze w sztuce, że możemy dowolnie improwizować i eksperymentować.
Dokupiliśmy też trochę innego brokatu, cekinów, cienkie pędzelki i farby akrylowe. Koniecznie akrylowe, a nie plakatówki. Oba rodzaje farby mają podobną konsystencję i są wodorozcięczalne. Różnica – zasadnicza – jest taka, że akryl jak już wyschnie, to wysycha na amen. Świetnie się nadają do ozdób, do malowania po tkaniach itp. Są bardzo trwałe. Trzeba oczywiście pamiętać, że po wyschnięciu z ubrania ich nie spierzemy.
Posadziłem dzieci przy stoliku. Wyciągnęliśmy wszystkie nasze klamoty. Moim dzieciakom asystował ich młodszy kuzyn, który z równym zapałem tworzył małe dzieła sztuki dziecięcej.
Nie mówiłem dzieciom CO mają robić. Tylko lekko sugerowałem JAK mogą robić. No i to moje JAK dotyczyło raczej aspektów technicznych. W sumie sam też zacząłem malować kamienie, bo jest w tym coś dziwnie odprężającego, nie wiem, może to po prostu demencja… W każdym razie produkcja ruszyła na poważnie, bo mam do obdarowania trochę się nazbierało, mama właściwa, ciocia, dwie babcie i nasza koleżanka.
Widzicie, wiele nie trzeba, żeby nie było rutyny. Dzieci bawiły się bardzo dobrze i miały poczucie tego, że uczestniczą w konkretnym projekcie. Był plan, były zakupy, była produkcja. Wszystkiemu towarzyszyło dużo radości, dobrej atmosfery oraz budowanie świadomości dbania o siebie, troszczenia się i myślenia o tym jak komuś sprawić radość. To wszystko zebrane razem buduje więzi, dzięki którym rodzina jest silna.
pozdrawiam
Zuch
komentarzePS – partnerem wpisu jest sieć sklepów EMPIK, gdzie – między innymi – możecie kupić całą masę gadżetów przydatnych do rękodzieł dla mam (i nie tylko dla mam).
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023