Gdzie się człowiek śpieszy, tam… Pośpiech – coś poszło nie tak
Wstaję rano i już jestem zmęczony. Pośpiech. Dzień się na dobre nie zaczął, a już mam niedoczas, już gdzieś gonię, już jestem spóźniony. Mam dość jeszcze zanim wyjadę do pracy czy do szkoły z dziećmi. Nie ma jeszcze ósmej.
Pewnie to znasz. Wielu z nas to zna. Pośpiech jest nieodłącznym towarzyszem dorosłości. Ba! Można powiedzie, że jest jej znakiem rozpoznawczym. Co gorsza, to zabieganie, zalatanie, życie w pędzie, stało się pewnym synonimem sukcesu. Nienawidzę tego.
Pośpiech, pośpiech, wszędzie pośpiech…
Pośpiech wdziera się z każdej strony. Nie będę ukrywał – posiadanie potomstwa niesamowicie zwiększa poziom pośpiechu. Zawsze, zawsze jest coś jeszcze do zrobienia. Zwykłe wyjście do szkoły – pyk – przeradza się w jakąś wojnę z czasem, którą sromotne przegrywamy. Potem korki. Remont. Znowu korki. Szukanie miejsca parkingowego. Znowu spóźnieni.
Definicja pośpiechu
Kilka ładnych lat temu zdefiniowałem sobie mój pośpiech, jako moją porażkę. Jeśli zaczynam żyć w pośpiechu, w ciągłym niedoczasie, to znak, że coś jest mocno nie tak. To jest taka czerwona lampka ostrzegawcza. Sygnał, że trzeba zrobić przegląd.
Jest taka anegdota, że powinieneś medytować dwadzieścia minut dziennie, a jeśli nie masz na to czasu, to godzinę dziennie. Pośpiech sprawia, że nasze życie traci na jakości. Tracą na jakości nasze relacje z bliskimi. Nasza produktywność spada. Rośnie za to ryzyko przedwczesnego zejścia z tego świata.
No i co z tym zrobić?
To nie jest poradnik w stylu „ogarnij swoje życie w 5 minut”. Co to to nie. Nie jestem kołczem, nie jestem psychologiem. Po prostu dzielę się swoimi przemyślaniami. Wpadnięcie w spiralę pośpiechu jest dla mnie sygnałem do zrobienia pewnego remanentu w życiu.
To ważne żeby wygospodarować sobie godzinkę-dwie. Może całe popołudnie? W każdym razie chodzi o jakiś czas na swobodne i spokojne pomyślenie. I wiem co powiesz, że praca, że dzieci, że coś tam, coś tam. Serio, kumam, mam to samo. Najgorzej to powiedzieć „nie da się”.
Oczywiście i ja i ty mamy inne życia, inne zobowiązania i inne problemy. Dlatego nie daję złotych rad. Jedynie sugeruje i pokazuję jak ja to robię.
Spacery
Spacery są dziś możliwe, bo dzieci już nieco podrosły i mogą pobyć same w domu. A co zrobić jak ma się malucha? Wtedy wychodziliśmy z maluchem w wózku. Może nie 4-5 razy w tygodniu, ale choć 1-2 razy. To jest czas dla nas, kiedy rozmawiamy o sobie, o naszych sprawach, o naszych troskach, marzeniach i planach. Jest to czas, który pozwala nam zwolnić i skupić się na sobie nawzajem. Ważne jest to, żeby wykorzystać z danej sytuacji co się da. Małe dzieci są stanem przejściowym, ale jeśli wtedy zawalimy relacje i to zwalnianie, to potem wskoczyć na odpowiedni tor może być bardzo ciężko.
>> Przeczytaj mój tekst: Walk & talk – małżeński spacer
Ustaliliśmy sobie z żoną co tygodniowe spotkania, podczas których skupiamy się wyłącznie na podsumowaniu minionego tygodnia i zaplanowaniu kolejnego.
Sport
Gdy zaczyna mi się naprawdę zagęszczać, to idę pobiegać. Tak trochę, rekreacyjnie, kilka kilometrów. Generalnie bieganie jest bardzo fajnym sposobem na – paradoksalnie – zatrzymanie się. Żeby być szczerym – nie jestem fanem biegania. W sensie absolutnie żaden ze mnie maratończyk, czy choć pół-maratończyk (w zasadzie to i ćwierć nie bardzo…). Jednak jest w tym niesamowita wartość. Bieganie bardzo dobrze oczyszcza umysł.
Ogród
Pracuje w ogrodzie. Tak, wiem, że nie wszyscy mają ogród. Ale ja też kiedyś nie miałem. W zasadzie na 39 lat życia ogród mam dopiero od 4 czy 5. Ale to jest jeden z moich sposobów. Planowanie pracy w ogrodzie, rozglądanie się za sadzonkami, pomysłami na warzywniak, rabaty. Potem przekopywanie tego, sadzenie. W zasadzie sadzenie to już w domu się zaczyna. Nie masz ogrodu? Może masz balkon? Można na balkonie wychodować las pomidorków koktajlowych. Więcej niż będziesz w stanie przejeść.
Praca przy roślinach, w ziemi, to jest prawdziwy zen. Wchodzi się wtedy do tzw. pudełka nicości. Umysł odpoczywa. Jesienią i zimą od czasu do czasu oglądamy świetny brytyjski program BBC „Gardeners World” (od razu wspomnę, że w PL mamy przedruk gazety o tym samym tytule i jest genialny, uwielbiam). Ich spokój wpływa na mój spokój. Rozważania czy lepiej pójść w dalie czy w róże, bardzo skutecznie oczyszczają umysł ze zbędnego chaosu.
Gotuję
Krzątam się po kuchni i przygotowuję różne frykasy dla mojej rodziny. Siłą rzeczy muszę wtedy zrobić sobie przerwę w pracy. Pokochałem gotowanie. Jakość jedzenia ma absolutnie zasadniczy wpływ na jakość życia. Jesz gównianie, żyjesz gównianie. Gotowanie może być sztuką, może być hobby. Daje to mnóstwo satysfakcji. Przygotowuję obiad dla mojej żony, siadamy razem, jemy, rozmawiamy, żartujemy, uśmiechamy się do siebie. Zen. A w dodatku można zgarnąć pochwałę jak choć kilka dni temu za mój podsmażany ryż z curry i potrawką kokosową z ciecierzycą i kalmarami. Brzmi drogo i pracochłonnie, ale zajęło to może 25 minut, a i koszt był naprawdę niewielki.
Gram
Mam hobby, lubię czytać książki i komiksy, lubię grać na konsoli. Na to ostatnie czasu za wiele nie mam, ale w nocy jak już wszyscy śpią, to odpalam sobie czasami moje Playstation i po prostu odpoczywam. Relaksuje się. Od czasu do czasy biorę gitarę i sobie brzękam. Jak nikogo nie ma w domu do nawet śpiewam. Na szczęcie mam na tyle dobry słuch, żeby nie robić tego publicznie.
Bóg
No i modlitwa. Czynność to pewnie jeszcze bardziej elitarna niż posiadanie ogrodu. Dla mnie to ważne, dla ciebie może nie, więc może medytacja? Zaczynam dzień pracy od Biblii i modlitwy. To pozwala mi wejść na właściwy tor. Zauważyć prawdziwe priorytety i wartości. Generalnie polecam.
Czas z dziećmi
Czytam moim dzieciom książki, gramy razem w piłkę, w planszówki, wychodzimy do kina.
Miłość
Chodzę z żoną na randki. Najczęściej idziemy po prostu do salonu u nas w domu, a jak jest cieplej to na taras. Ale chodzimy. To nasz czas, nasze zen, nasze slow-life.
>> Przeczytaj mój tekst: Randka w domu – pomysły dla par
Zachwyt
Staram się zachwycać życiem, przyrodą, sztuką. Chcę żyć wrażliwie, wartościowo.
To wszystko pomaga mi utrzymać życie w ryzach. To są moje fundamenty, które trzymają mnie we właściwym miejscu. Wiadomo, że zdążają się sztormy, wichury i burze. Zdążają się rzeczy zupełnie nieprzewidywalne jak pandemie czy wojny, choroby i inne wypadki. Ale głęboko wierzę w to, że dom zbudowany na solidnym fundamencie, na skale, oprze się każdej burzy.
Więc zawsze gdy do mojego życia wkrada się pośpiech wciskam przycisk stop i sprawdzam gdzie coś muszę poprawić.
Pozdrawiam
ZUCH
Cześć! Podobał Ci się tekst? Znalazłeś tu ciekawą radę, albo dobrą rozrywkę? Świetnie, staram się żeby mój blog był wartościowym miejscem. Jeśli chcesz, możesz mi się odwdzięczyć i „postawić mi kawę” 😉