Wracasz po pracy do domu. Zmęczony i zrypany. Jesz jakiś obiad, czy tam inną obiadokolację. Bawisz się z dzieckiem. Budujesz wieżę z klocków. Dziecko ją niszczy i zaczyna bezsensownie układać klocki na parapecie. Wszystko się rozwala i leci z hukiem na podłogę. Czujesz, że zaraz wyjdziesz z siebie.
Nie chcę generalizować, ale pewnie każdy to przeżył. Oczywiście każdy kto wychowuje swoje dzieci, a nie po pracy wali się na kanapę bo jest „taki zmęczony”.
To frustruje. Naprawdę frustruje. Po ciężkim dniu chcesz się pobawić ze swoim dzieckiem, chcesz być tatą, a nie współlokatorem mamy, a tu wszystko nie tak. Wiesz o co mi chodzi. Ja tam byłem, ty tam byłeś.
Jak bawić się z dzieckiem i jak nie wyjść z siebie
Dziś chcę taką sytuację wyjaśnić, stanąć z boku i spojrzeć na nią chłodnym okiem. Gdy te mechanizmy zrozumiałem, to – mi osobiście – pomogło właśnie „nie wychodzić z siebie”. Może i tobie pomoże. Zatem:
Księgowy
Wyobraź sobie księgowego. Takie naprawdę nudnego, sztywnego, legalistę, co wiecznie z kijem w tyłku chodzi. Zasady, tabelki, reguły, uzgodnienia. Masz go przed oczami?
Burza mózgów
To teraz wyobraź sobie, że taki księgowy wchodzi na trwającą już jakiś czas burzę mózgów zespołu kreatywnego. Niekontrolowany strumień świadomości, taniec w oparach absurdu. Pomysły, w których geniusz przeplata się z wariactwem. Szaleństwo.
Księgowy przez chwilę chce uczestniczyć w spotkaniu (poczytał na blogach ojcowskich, że powinien się angażować), ale szybko wychodzi z siebie. Wszystko jest nie tak, wszystko jest na opak, wszystko jest bezsensu.
Ty jesteś księgowym, a twoje dziecko to burza mózgów zespołu kreatywnego.
To tak działa nawet jeśli pracujesz dajmy na to w reklamie i właśnie wróciłeś z burzy mózgów. Na kontraście z twoim dzieckiem zawsze jednak będziesz tym księgowym.
Przeczytaj koniecznie mój tekst 👉🏻 Nie pomagam żonie zajmować się dziećmi
TO-DO po pracy
My dorośli działamy w trybie „to-do”. Nawet jeśli nasza praca jest kreatywna, to i tak jest to tylko faza. Nasz naturalny tryb – w końcu jesteśmy dorośli, jesteśmy rodzicem – to tryb „to-do”. Jesteśmy nastawieni na podjęcie konkretnego działania w celu uzyskania konkretnego i określonego efektu. Podejmujemy szereg akcji, projekty dzielimy na zadania – nawet o tym nie myśląc.
Więc gdy zaczynamy układać wieżę z klocków, to ona ma być wykonana zgodnie z zasadami fizyki, ma być prosta, ma być wysoka i przede wszystkim – ma stać. Stać! A nie być rozwalona! Nasze „to-do” konkretnie opisuje zadanie i cel istnienia wieży. Jej celem, jestestwem, fenomenem, istotą rzeczy, ideą jest STAĆ.
Wtedy przychodzi nasz kochany potomek i z kopa, którego nie powstydziłby się Chuck Norris rozwala wieżę po całym pokoju.
I się zaczyna.
- próba postawienia metrowej wieży z Duplo na malutkim resoraku bez jednego kółka,
- próba stanięcia na fragmentach wieży,
- próba włożenia wieży do ucha,
- próba włożenia wieży do ucha taty,
- ponowna próba włożenia wieży do ucha taty,
- krótka histeria wywołana niemożnością podjęcia dwóch wyżej wymienionych prób,
- obejrzenie 3 stron książeczki
- próba włożenia wieży do buzi
- obejrzenie kolejnych przypadkowych 5 stron innej książeczki,
- podstawienie poduszki pod kanapę i skok wiary,
- krótka szarpanina przy próbie ponownego skoku,
- rozkopanie pozostałości wieży,
- krótka, acz ekspresyjna rozpacz, że rozkopana po całym pokoju wieża jest rozkopana po całym pokoju,
- próba zbudowania wieży od nowa,
- przerwana powrotem do pierwszej książeczki,
- przerwane powrotem do budowania wieży,
- przerwane krótką histerią z powodu, którego nikt (łącznie z opisywanym podmiotem lirycznym) nie potrafi sobie przypomnieć.
Tak mniej więcej wygląda minuta zabawy z maluchem. Dla niepocieszenia dodam, że ze starszymi dziećmi jest podobnie. Po prostu zmieniają się metody i powody histerii, rozpaczy i dram. Dochodzą za to możliwości wyartykułowania absurdalnych zarzutów względem ciebie, stanu świata i kondycji psychicznej rodzeństwa i współodsiadujących wyrok obowiązkowej edukacji.
Także ten…
Każdy się z tym zmaga
Chyba dość plastycznie nakreśliłem z czym z pewnością się zmagasz. Nic w tym nadzwyczajnego, ot dzień jak każdy inny. Jednak to co tu jest najważniejsze to właśnie zauważenie i zrozumienie odmiennych trybów w jakich jesteśmy i jak w tej skrajnej odmienności próbujemy ogarnąć jeden temat. To się nie da. Cytując klasyka: to jest amelinium, tego nie pomalujesz!
Przeczytaj koniecznie mój tekst 👉🏻 To nie internet zabija więzi rodzinne.
Ale świadomość tej rozbieżności celów i założeń jest bardzo pomocna. Wystarczy jedynie zmienić nasze zadania „to-do”. Jeszcze raz spróbować – świadomie – wejść w tryb kreatywny, w którym niezmiennie przebywa dziecko. Na tym polega bycie dzieckiem – na ciągłym odkrywaniu i eksperymentowaniu.
To są niezwykle ważne chwile
To nie jest tylko bezsensowne rozwalanie wieży – to są poważne eksperymenty. Ty możesz w nich przeszkadzać i wkurzać siebie i dziecko, albo możesz podjąć rękawicę i pozwolić na testowanie życia. To jest etap obowiązkowy. Dziecko po prostu musi to wszystko przetestować po milion razy, żeby dopiero załapać prawidłowości, które my znamy od tych trzydziestu lat z hakiem.
Świadomość tego zjawiska sprawia (przynajmniej u mnie), że o niebo łatwiej jest wejść w zabawę z dzieckiem i w niej partycypować radość. Ta zabawa jest jednym wielkim „to-do”. Celem jest eksperymentowanie, robienie rozwałki. Zbudowanie wieży nie jest celem. Poznawanie możliwości klocków, grawitacji, akustyki i termodynamiki – to są cele. To właśnie tu robimy. Dżungla. Poligon doświadczalny. Życie.
pozdrawiam
ZUCH
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023