– A czym ty się właściwie zajmujesz?
– No, jestem grafikiem i blogerem.
– Aha… Ale jak to blogerem? To z tego można się utrzymać?
– Można.
Można, można. Dodam, że nawet całkiem nieźle można się utrzymać. Ale też żeby nie powiało jakimś hurra optymizmem: na tysiące blogerów w Polsce, z blogowania utrzymuje się garstka.
Ok, sporo osób dostaje jakieś produkty, ale bądźmy szczerzy, w przeważającej większości są to rzeczy o bardzo małej wartości. Sporo osób zarabia niewielkie pieniądze, ale tu też bądźmy szczerzy, sto czy dwieście złotych to nie jest utrzymywanie się z bloga.
Ja chcę się tu skupić właśnie na utrzymywaniu się z bycia blogerem czyli zarabianiu na blogu te minimum kilka tysięcy miesięcznie.
Chciałbym Wam nieco przybliżyć jak wygląda blogowanie, które mogłoby samodzielnie stanowić główne, a nawet jedyne źródło utrzymania. Dlaczego chcę o tym napisać? Ano dlatego, że to co dla mnie wydaje się oczywiste, dla innych takie nie jest. Przy niemal każdej rozmowie, gdy pojawia się temat tego, gdzie pracuję i że żyję m.in. z bloga, pojawia się pytanie: To z tego można się utrzymać?
Jeśli czytacie ten tekst, a jesteście na moim blogu pierwszy raz lub od niedawna to tylko napomknę, że za kilka miesięcy strzeli mi 10 lat blogowania. Od dekady jestem w tym środowisku, w samym środku. Znam większość blogerów uznawanych za popularnych czy wpływowych. Krótko mówiąc: mam wiedzę na temat, który tu poruszam.
Jak się zarabia na blogu
Wbrew temu co wielu może się wydawać, polska blogosfera jest bardzo profesjonalna. Oczywiście nie mówię tu o całej blogosferze, bo to twór zbyt rozległy i zróżnicowany. Chodzi mi o ten, hmm… nazwijmy to TOP. Przy czym TOP to wcale nie znaczy jak największa ilość fanów na FB czy Insta. Ale o tym później.
Od kilku lat jako środowisko próbujemy samoregulować pewne aspekty naszej działalności. Jeszcze pięć lat temu w zasadzie nie było pieniędzy w blogosferze. Jak coś się pojawiało, to było wielkie wow! i w ogóle. Nie bardzo było wiadomo jak temat zarabiania na blogu ogarnąć. Co zrobić z umowami? Na co się zgodzić? Jak się wycenić? Itp, itd.
Prawo totalnie nie nadąża, więc naprawdę sporo rzeczy wypracowaliśmy sobie sami. To co bardzo ważne to fakt, że wypracowaliśmy sobie stawki honorariów. Te oczywiście są różne, ale potrafią być dużo wyższe niż honoraria w blogosferze w krajach Europy Zachodniej czy USA.
Polskie honoraria nie są bynajmniej wygórowane. Blogi są medium reklamowym takim jak np prasa, itp. Kolorowe miesięczniki dla pań składają się w ponad połowie z reklam i treści opłaconych. Ceny za powierzchnię reklamową są wysokie, a zasięgi takich magazynów coraz niższe. Zdecydowanie niższe niż zasięgi topowych blogerów. Dlatego też honoraria za blogowe reklamy to kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Bezpośrednie zarabianie na blogu
W Polsce najpopularniejszym sposobem jest tzw. lokowanie produktu lub wszelkiego rodzaju testy i recenzje. Część osób bardzo dobrze sobie radzi z afiliacją. Mniejsza część sprzedaje swoje produkty (książki, ubrania, kosmetyki) lub usługi, (np. kursy on-line, szkolenia). Przyjrzyjmy się temu po kolei.
Lokowania produktu
Funkcjonuje w całym reklamowym świecie. Produkt pojawia się „przy okazji”. Osobistą kwestią twórcy jest jak ta „okazja” wygląda: naturalnie czy nachalnie. W TV i prasie lokowanie produktu musi być wyraźnie oznaczone. Przy blogach prawo, jak wspomniałem, jest nieco w tyle. My współprace reklamowe oznaczamy z przyzwoitości, a nie z musu.
Od razu chciałbym też zwrócić uwagę, że przeważająca większość topowych blogerów oznacza wszystkie swoje współprace. Oczywiście zdarzają się osoby, które tego nie robią, ale nie jestem pewien czy można o nich powiedzieć, że to topowi twórcy. Takie nieoznaczanie płatnych treści jest przez środowisko piętnowane (mamy swoje grupy, mówimy o tym, rozmawiamy między sobą). Inna sprawa jest taka, że poważni blogerzy i poważne marki już na poziomie umowy zastrzegają obowiązek oznaczenia współpracy. Marki chcą być wyraźnie oznaczone, a blogerzy nie chcą okłamywać swoich czytelników.
Zatem każda z wymienionych w tekście form współpracy powinna być (u mnie jest) oznaczona we wpisie.
Test lub recenzja
Chyba najpopularniejsza forma, bo ma bardzo dużo możliwości stworzenia dobrego tekstu. Ja osobiście bardzo tę formę lubię, dlatego, że jestem w tym jak najbardziej szczery. Jeśli opisuje jakiś produkt, jakąś usługę, jakieś miejsce, to robię to na podstawie własnych subiektywnych doświadczeń. To jest moje zdanie i moja opinia. Nie jest istotne, że za usługę ktoś mi zapłacił. Bo działa to tak, że klient płaci za obecność swojego produktu na moim blogu, a nie za opinię.
Chodzi o to, żeby jak najbardziej naturalnie pokazać produkt czy usługę. Wszyscy oglądamy klasyczne reklamy stworzone przez sztab marketingowców (w TV czy internecie) i wiemy, że pokazują one mocno podkręcone treści. Firmy chcą więc coraz częściej po prostu zwykłej opinii o produkcie, tyle że kogoś kogo głos dotrze do tysięcy osób.
Czym innym jest np. broszurka o hotelu a czym innym relacja z pobytu w takim hotelu napisana przez konkretną rodzinę.
Oczywiście możecie w to nie wierzyć, ale wygląda to tak, że do topowych blogerów nie docierają oferty złych produktów. Jeśli ktoś ma do zaoferowania jakąś padakę, to nie idzie po recenzję do kogoś kto z recenzji – a co za tym idzie – z wiarygodności żyje. Proste.
Dostaje oferty dotyczące tylko dobrych lub bardzo dobrych produktów/usług. Nie wszystkie pasują do mojego stylu życia, więc nie wszystkie oferty przyjmuje. Klienci wiedzą jaki mają produkt i dają go blogerowi do opisania. Nie ma opcji, żeby firma przysłała swój gotowy tekst. Takie rzeczy to są w prasie.
U mnie ewentualne podjęcie współpracy wygląda mniej więcej tak:
- dostaję ofertę
- przyglądam się jej
- zastanawiam się czy produkt/usługa jest etyczna
- zastanawiam się czy dany produkt lub usługa jest w granicach mojego autentycznego stylu życia, czy ja dany produkt/usługę używam lub mogę używać
- zastanawiam się czy jestem w stanie napisać na ten temat dobry tekst
- zastanawiam się czy jestem w stanie przedstawić to ciekawie
- zastanawiam się czy Was w ogóle to może zainteresować
Jeśli moje rozważania na temat oferty są pozytywne to dyskutuję jeszcze o niej z Karoliną – moją żoną – i gdy jesteśmy zgodni to rozmawiam z klientem dalej.
Afiliacja
Polega na umieszczaniu w tekście linków do opisywanych produktów lub usług. Gdy czytelnik poprzez taki link dokona zakupu, to bloger otrzymuje jakiś procent wydanej kwoty. Oczywiście do afiliacji nie trzeba być blogerem. Może to zrobić każdy z Was. Sklepy internetowe czy porównywarki cen mają swoje programy afiliacyjne. Można się do nich zapisać i wygenerować sobie taki osobisty link i wkleić go np. w zwykłym poście na FB. Jeśli jakiś Wasz znajomy z tego linku kupi produkt, to wtedy ewentualne procenty spływają na Wasze konto.
Afiliacja może być bardzo intratna. Wszystko zależy od charakteru bloga, od jego tematyki i od popularności. Wiadomo im więcej ludzi odwiedzi tekst z linkami afiliacyjnymi tym większa szansa, że ktoś coś kupi. Afiliacja najlepiej sprawdza się chyba w przypadku blogów eksperckich poruszających dogłębnie jakąś konkretną tematykę.
Przykładowo gdy na blogu o modzie męskiej pojawia się tekst o konkretnych promocjach, a informacje przedstawione są bardzo profesjonalnie, grupując różne produkty w gotowe zestawy ubrań, to taki bloger (autentyk) może na jednym wpisie zarobić kilka tysięcy euro.
Najbardziej jaskrawym przykładem afiliacji były te na blogu jakoszczedzacpieniadze.pl gdzie Michał Szafrański, cieszący się bardzo dużym zaufaniem, polecał konkretną ofertę założenia konta lub lokaty w konkretnym banku. Oferty te prześwietlił i zawyrokował, że są bardzo dobre. Z tego co pamiętam w przeciągu roku pojawiły się u niego takie dwa lub trzy wpisy. Na każdym zarobił ponad sto tysięcy złotych. Nie jest to tajemnicą, Michał mówił o tym otwarcie.
Zwykle jednak nie wyglada to aż tak kolorowo. Jednak gdy dobrze dopasuje się afiliacje do bloga, to można na tym przyzwoicie zarobić.
Sprzedaż produktu lub usługi
Niektórzy blogerzy posiadają jakiś swój produkt lub usługę, które to są bezpośrednio związane z blogiem. Ktoś prowadzi blog o ziołach i medycynie naturalnej i sam produkuje np. naturalne ziołowe kosmetyki. Ktoś pisze o organizacją pracy, produktywnością i sprzedaje kursy online na ten temat.
Pośrednie zarabianie na blogu
Za przykład niech posłuży tu moja własna sytuacja: mój blog jest dość popularny, zatem kojarzy mnie całkiem sporo ludzi. Część z nich wie, że Zuch, czyli ja, jestem grafikiem i że mam swoje własne jednoosobowe studio. Część nawet wie, że projektuje okładki Luxtorepdy, logotypy, okładki książek, które też do druku przygotuje. Ta wiedza pochodzi z lektury bloga. Zatem mój blog jest reklamą mojego studia.
Przy okazji – jeśli potrzebujesz grafika, potrzebujesz coś zaprojektować, albo przygotować do druku, to oczywiście zapraszam do współpracy ➡️ ZUCHOWE STUDIO
Wszystko co robię w mediach społecznościowych co jakoś związane jest z blogiem, wpływa na to, że jestem rozpoznawalny i kojarzony z pewnymi umiejętnościami (w tym wypadku graficznymi). Rzeczy, które robię poza blogiem, ale też są w jakiś sposób jego wynikiem (np. to, że wykładam na uczelni – Collegium Da Vinci, mediaworking lub współorganizuję bardzo dużą konferencję dla twórców internetowych – Blog Conference Poznań/Influencer Live Poznań, BLOGtej) dodatkowo zwiększa moją pozycję.
Jeśli więc, u którejś z tych osób, z Was – a mówimy tu przynajmniej o kilkudziesięciu tysiącach osób – pojawi się potrzeba zaprojektowania np. logo albo złożenia książki do druku, to jest duża szansa, że ja pierwszy przyjdę Wam do głowy i to do mnie skierujecie swoją ofertę.
Krótko mówiąc: im bardziej popularny jest mój blog, im bardziej jestem lubiany jako autor, tym więcej osób wie, że jestem grafikiem-freelancerem i tym samym, więcej zarabiam właśnie jako grafik.
Można to przełożyć na wiele innych sytuacji, gdzie bloger zarabia pośrednio, bo nie dokładnie na blogu, ale przez jego popularność zarabia jako np. tłumacz, korektor, dietetyk, psycholog, trener, fotograf, itp, itd.
Ile można zarobić na blogu
Oj, bardzo różnie. Tak jak wspomniałem sporo osób zarabia grosze. Dlaczego to robią? Może lepiej grosze niż nic. Choć raczej wynika to z tego, że ludzie nie znają swojej ceny i nie potrafią się ogarnąć marketingowo. Zaobserwować można też bardzo dużo lokowania produktu, gdzie ten produkt już jest wynagrodzeniem. Przy czym tu mówię o produktach często za kilkanaście złotych. Ciężko więc to nazwać zarabianiem. Szczególnie widoczne jest to na Instagramie, gdzie porozbierane dziewuszki prezentują jakieś suplementy czy odżywki czy co tam innego.
Miejcie świadomość tego, że zwykle ludzie w agencjach marketingowych nie są głupi i wiedzą komu warto płacić, a komu wystarczy dać torebkę białka, bo większość obserwatorów jest tu dla wydatnego dekoltu, a nie z autentycznego przywiązania do twórcy.
Skupmy się jednak na prawdziwym zarabianiu, bo o tym jest tekst. Co rozumiem przez prawdziwe zarabianie? Powiedzmy, że miesięczny zarobek wyższy niż średnia krajowa, choć część pierwszoligowych blogerów zarabia na swoich blogach nawet po kilkaset tysięcy złotych rocznie. Piszę to bo wiem, a nie że się domyślam i robię pudelkową sensację.
Jednak osób które w skali roku zarabiają na blogu ponad sto tysięcy złotych jest raczej niewiele. Szacuję, że poniżej setki. Osób zarabiających na blogu kilkadziesiąt tysięcy w skali roku może być, bo ja wiem, kilkaset.
Kwoty honorariów zależne są od kilku czynników. Najbardziej oczywistym (choć nie jedynym i często nie najważniejszym) jest liczba UU, czyli unikalnych użytkowników. Chodzi o to ile osób miesięcznie odwiedza dany blog. Ale to nie wszystko, bo liczy się także rozpoznawalność blogera, jego osobowość, to w jaki sposób pisze, itp. Czasami spore blogi nie zarabiają, a te dwa, trzy razy mniejsze nie mogą opędzić się od ofert.
Mój blog odwiedza kilkadziesiąt tysięcy osób miesięcznie. Piszę ten tekst 22 sierpnia i od początku sierpnia google analytics zliczył mi 31600 czytelników. Nie jest to ani dużo ani mało. Ale mi zupełnie wystarcza do otrzymywania całkiem sporej ilości ofert. Te najpopularniejsze blogi parentingowe mają kilkaset tysięcy czytelników miesięcznie, a zdaje się szczesliva.pl co miesiąc przekracza pół miliona czytelników.
Tak jak wspomniałem nie tylko statystyki się liczą. Ważna, o ile nie najważniejsza jest osoba autora bloga, jego unikatowość. Mamy np. bardzo dużo blogów pisanych przez mamy. Te blogi mają często statystyki o wiele wyższe niż ja. No ale Zuch jest jeden, a blogujących mam są setki i to setki w zasadzie nieróżniących się od siebie. Hasło „wyróżnij się albo zgiń” jest w tym wypadku mocno aktualne.
Warto też wspomnieć, że zdecydowana większość topowych blogerów ma własną działalność, normalnie płaci ZUSy i inne podatki, a rozlicza się klasycznymi fakturami. Współpraca na blogach to umowy między dwoma firmami, nie ma pieniędzy w kopertach, to nie budowlanka.
Poza honorarium pieniężnym jest jeszcze barter. Ten ma niezbyt dobrą opinię, bo wysyp blogerek i instagramerek, które działają tylko dla promek sprawił, że barter kojarzy się z publikacją za szampon, czy torebkę przypraw. Ale o patologii tu nie piszę, tylko o blogerach zarabiających naprawdę.
Barter jest normalną formą wynagrodzenia będącą równowartością honorarium pieniężnego. Normalnie podlega umowom i opodatkowaniu. Sensownym barterem może być np komputer, smartfon, wyjazd wakacyjny itp.
Czy zarabianie na blogu zabija autentyczność
Klasycznie – to zależy. Głownie od tego jakim się jest człowiekiem. Niby mogę się wypowiadać za siebie, ale ja znam środowisko. My się naprawdę wszyscy znamy. Prawda jest taka, że każdy robi swoje i po swojemu. Niektóre topowe blogi mają mało reklam, a inne bardzo dużo. I wiecie co? I jedne i drugie cały czas mają bardzo dużo czytelników. Mówimy o dziesiątkach, czy setkach tysięcy osób miesięcznie.
Ja sam mogę stwierdzić, że obecność treści sponsorowanych na moim blogu nie wpłynęła na to jak piszę i jaki jestem. Oczywiście możecie mieć inne zdanie na ten temat, albo po prostu mi nie wierzyć. Ale prawda jest taka, że skłamać można tylko raz. Jeśli w tekstach z lokowaniem produktu, czy w testach pisałbym nieprawdę, to szybko straciłbym czytelników.
A tracą czytelników straciłbym powód pojawiania się sponsorowanych treści. Krótko mówiąc: gdybym kłamał, to straciłbym źródło utrzymania. Poza tym ja jak i w zasadzie każdy topowy bloger piszę pod własnym nazwiskiem, a to mam tylko jedno. Codziennie patrzę w lustro i lubię widzieć człowieka, który jest szczery. No i też zastanówcie się sami, czy byście kłamali za pieniądze?
Ok, to chyba byłoby na tyle. Oczywiście temat jest dość szeroki i pewnie nie wszystko wytłumaczyłem. Jeśli macie pytania to dawajcie w komentarzach, postaram się na wszystkie odpowiedzieć.
pozdrawiam
ZUCH
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023