Kiedy byłem beztroskim studentem mogłem jechać całą noc ze Lwowa do Poznania podsypiając na dworcu PKP w Przemyślu albo pojechać taksówką z Tbilisi do granicy gruzińsko-azerbejdżańskiej, żeby później próbować łapać marszrutkę. Sytuacja zmienia się wraz z pojawieniem się dzieci. Wiem, że są ludzie, którzy z niemowlakami przemierzają świat na rowerach jednokołowych z zawiązanymi oczami, ale to nie ja. Ja dobrze wiem, że to co dla mnie będzie lekkim dyskomfortem dla moich, jeszcze małych dzieci może być sporym problemem, co z kolei będzie sporym problemem również dla mnie. Chcąc zwiedzić ciepłe kraje pojawia się opcja wczasów typu „all inclusive” – byłem, sprawdziłem, to nie dla mnie, raczej nie polecam. Co zatem zrobić żeby wakacyjny wyjazd był ciekawy i emocjonujący, ale nie hardkorowy?
Z takim pytaniem zacząłem planować tegoroczny wyjazd. Jak w wielu innych sytuacjach, tak i tu najlepiej sprawdza się osobista rekomendacja. Zacząłem rozpytywać znajomych i okazało się, że moja koleżanka ze studiów (a konkretnie Kasia z niezapomnianej stancji przy ulicy Niegolewskich w Poznaniu) otworzyła mały hotelik, Galini Mare, na południu Krety. Wyśmienicie.
W tym tekście chcę się z Wami podzielić moim doświadczeniem z tygodniowego wyjazdu rodzinki 2+2. Porady, przestrogi, koszty.
Lot
Cel podróży mamy ustalony. Teraz trzeba się tam jakoś dostać. Najtańszą opcją jest samolot RyanAir, który kursuje regularnie między Wrocławiem i Warszawą a Chania na Krecie. W zależności od daty i od przewożonego bagażu ceny będą się różnić. Mnie bilety tam i z powrotem dla całej rodziny 2+2 z bagażem 15kg+20kg kosztowały ok. 2900zł. Można to zrobić taniej jeśli inaczej zaplanujemy bagaż i jeśli odpowiednio wcześniej kupimy bilety. Warto tu pamiętać, że od 1 czerwca jest sezon i opłaty za bagaż są wyższe. Dla tych, którzy nie korzystali wcześniej z RyanAir (ja leciałem z nimi pierwszy raz) dodam, że cena biletu nie obejmuje bagażu, a jedynie bagaż podręczny. Bilety bez tych dwóch toreb kosztowały ok. 2200zł.
Nie wiem jak z Warszawy, ale z Wrocławia samolot leci w sensownych godzinach. Na Kretę wylatuje po 16, a do Polski ok 21, a że czas jest o godzinę przesunięty, to jesteśmy we Wrocławiu tuż po 23.
Muszę zauważyć, że mimo wielu obaw RyanAir zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Lot beż żadnych opóźnień, czego nie można powiedzieć o lotach charterowych biur podróży.
Ja jeszcze musiałem dojechać do Wrocławia, bo mieszkam w Poznaniu. Zatem musiałem doliczyć jeszcze ok. 80 zł za tydzień parkingu, który jest bezpośrednio na wrocławskim lotnisku. Można nieco taniej znaleźć parking pod lotniskiem, ale to różnica może 20zł, a komfort tego, że samochód jest 10m od wyjścia z terminalu jest cenniejszy.
Wynajem samochodu
Na Krecie właściwie nie da się inaczej poruszać niż własnym samochodem. Wynająłem auto na cały tydzień w firmie Monza. Wszystko spoko, bez problemu, ale np. firma Hertz ma swój parking bezpośrednio na lotnisku w Chania, a Monza jakieś 500m dalej. Ceny są bardzo podobne.
Przy okazji samochodu należy się kilka porad. Zastanawiałem się na jaki samochód (rozmiar) się zdecydować, żeby wygodnie przewieźć rodzinkę 2+2 z bagażami. Chciałem wziąć coś podobnego do mojej Avensis, ale stwierdziłem, że greckie drogi zbyt szerokie nie są, a i z miejscem parkingowym może być ciężko, więc ostatecznie (dzięki Bogu, ale o tym później) zdecydowałem się na samochód z mniejszej klasy. Dostałem Fiata Punto Grande. Wziąłem dodatkowo dwa foteliki dziecięce. Za wynajęcie od piątku do piątku zapłaciłem 172€.
Samochód mógłby mieć nieco mocniejszy silnik, ale mogę nie być obiektywny, bo na co dzień jeżdżę dwulitrowym turbo dieselem.
Tip: nie wiem jak w innych firmach, ale w Monza jest dodatkowa, niewspominana nigdzie wcześniej opłata w wysokości 5€ ubezpieczenia dziennie lub blokady 600€ z karty kredytowej, która po oddaniu auta jest anulowana. Jest to na pokrycie ewentualnych uszkodzeń wynikających z naszej winy. Ja wybrałem drugą opcję i starałem się jeździć ostrożnie.
Samochód musimy zwrócić z takim samym stanem paliwa z jakim go odebraliśmy.
Za paliwo zapłaciłem w sumie 60€ czyli prawie 40 litrów benzyny.
Hotel
Miejsc noclegowych jest wiele, ale ja – jak już wspomniałem – zdecydowałem się wynająć pokój w hotelu koleżanki. Po pierwsze – dlatego, że lokalizacja bardzo mi odpowiadała, a po drugie – bo dobrze mieć na miejscu kogoś kogo się zna.
Hotel Galini Mare jest na południu Krety, w uroczej wiosce Agia Galini (Święty Spokój). Kreta, choć mała, to bardo zróżnicowana. Północ wyspy, to raczej hotele all inclusive i sporo turystów. Natomiast południe jest bardzo górzyste, spokojne, dzikie i piękne.
Z lotniska w Chania do Agia Galini jest 116km, a podróż samochodem zajmuje ok 2h.
Za siedem dób ze śniadaniami (pokój 2+2 z łazienką ) zapłaciłem 330€. Pokój czysty i przyjemny, sprzątany codziennie. Wybraliśmy pokój na parterze z wyjściem do wewnętrznego ogrodu, co okazało się bardzo fajne, bo wieczorem dzieciaki sobie w ogródku pod drzewkiem pomarańczowym siedziały i był spokój. Śniadania były smaczne, a do tego dobra kawa i świeżo wyciskany sok z pomarańczy. To istotne, bo z tego co słyszałem, to zwykle w Grecji hotelowe śniadania pozostawiają wiele do życzenia, a kawa raczej przeczyszcza niż pobudza. Natomiast w Galini Mare śniadania są na piątkę.
Kasia na Krecie jest już ponad dwa lata i okolicę ma dobrze ogarniętą. Dużo jeździ na rowerach (które też można wynająć w hotelu), asymiluje się z lokalsami i służy radą wszelaką.
Co zobaczyć
Agia Galini leży na południu Krety. Sama w sobie jest wioską bardzo urokliwą, ale jest też świetną bazą wypadową. Można tu spędzić nieco czasu na lokalnej plaży, można tu zjeść w licznych tawernach, ale naprawdę warto ruszyć się z miejsca. Agia Galini położone jest u stóp wysokich gór. Piętnaście kilometrów od plaży jest najwyższy szczyt Krety – Psiloritis, 2456 m n.p.m. (czyli prawie tyle co Rysy). Jeździ się tu po wysokich górach, to znowu u ich stóp, czy w wąwozach. Widoki są przepiękne, nierealne.
Jest jeszcze coś. Kreta pachnie. Wszędzie pełno kwitnących kwiatów i ziół. Tam powietrze po prostu pachnie i to jest świetne.
Już w drodze do hotelu zorientowałem się, że poruszanie się po Krecie jest dość trudne: wąskie, kręte, górskie drogi i dróżki nie pozwalają się rozpędzić. Chcieliśmy pojechać do Heraklionu, ale zrezygnowaliśmy z tego, bo nie chcieliśmy spędzać połowy dnia w samochodzie. Poza tym w najbliższej okolicy jest wiele ciekawych i wartych obejrzenia miejsc.
My byliśmy w:
Agios Antonios (34km, ok 1h od A.G) – Wąwóz i kapliczka świętego Antoniego. Bardzo urokliwe miejsce, niegdysiejsze miejsce kultu Hermesa. Dnem wąwozy płynie rzeczka. U wejścia do wąwozu jest ciekawa tawerna Drimos, gdzie można bardzo smacznie zjeść.
Spili (25km, ok 30 minut od A.G) – małe miasteczko położone na trasie do wąwozu Agios Antonios. Można się chwilę przespacerować i zjeść coś bardziej górskiego, myśliwskiego. Ja pochłonąłem wybornego, królika w sosie cytrynowym (8€).
Triopetra (27 km, ok 40 minut od A.G) – Trzy Skały, piękna plaża, dość spora jak na możliwości okolicy. Czyściutka woda, dużo kamiennych zatoczek. Prawie nie ma tam ludzi. Warto podjechać.
Agios Preveli (23 km, ok 30 minut od A.G) – tutaj mamy monaster Agios Preveli, który warto zobaczyć (wstęp 2€ dorośli), ale większość ludzi przyjeżdża tu z uwagi na plażę Preveli (parking płatny 2€ za samochód). Ta plaża uważana jest – słusznie – za jedną z najpiękniejszych w Europie. Wyjątkowość jej polega na tym że do tej małej zatoczki otoczonej wysokimi górami spływa rzeka, na której brzegach rośnie las palmowy. Tam jest po prostu pięknie. Z jednej strony plaży szafirowe morze, a kilka metrów za plecami górska rzeczka.
Gortyna (31 km, ok 40 minut od A.G) – Gortyna była stolicą Krety w okresie panowania rzymskiego. Dziś została po niej kupa kamieni. Zachował się jednak (wyryty w kamiennych płytach) tzw. kodeks praw z Gortyny, zawierający całe ustawodawstwo. Stoi też tam (no, częściowo stoi) kościół św. Tytysa. Tego Tytusa z listów św Pawła, bo ów Tytus, uczeń Pawła był biskupem Krety i zmarł prawdopodobnie w Gortynie.
Agiofaraggo (34km, ok 50 minut od A.G) – niesamowite miejsce. Przepiękny wąwóz z przepiękną plażą. Dojazd tu nie jest najłatwiejszy, ale też nie jakiś niemożliwy. Pierwsze 30 km jedziemy asfaltem, potem jeszcze kilka szutrem. Zostawiamy samochód na dzikim parkingu i dalej idziemy na piechotę. Idziemy ok. 50 minut. Droga jest prosta. Moje dzieci dały radę. Idzie się wąwozem, starym, wyschniętym korytem rzeki gęsto porośniętym pięknie kwitnącymi oleandrami. Widoki są niesamowite. Na końcu czeka nas maleńka plaża z krystalicznie czystą wodą i co najwyżej dziesięcioma, dwudziestoma innymi osobami. Warto.
Matala (27km, ok 35 minut od A.G) – historia tego miejsca sięga neolitu, kiedy to zaczęto drążyć groty w tutejszym klifie. Później przeszła pod panowanie rzymskie, a groty od II w n.e. były wykorzystywane jako katakumby. Ale najbardziej kolorowa część historii maleńkiej Matali zaczyna się w latach 60. XX wieku, kiedy to stała się ulubionym miejscem spotkań hippisów z całego świata. Joni Mitchell nawet śpiewa o Matali, a innym znanym gościem był np. Bob Dylan. Dziś Matala to całkiem ładna, kolorowa wioska z piękną plażą. Cały czas można spotkać prawdziwych hippisów, dziś już dziadków z siwymi dreadami. Co roku w czerwcu odbywa się tu Matala Beach Festival, który ściąga tysiące ludzi.
Jak widać nie jeździliśmy daleko, a mimo to wiele zobaczyliśmy. Część z tych miejsc jest „po drodze” więc można zobaczyć po dwa, trzy jednego dnia.
Kreta jest piękną wyspą. Aha, dość istotną sprawą są temperatury. Wiadomo, że na Krecie jest cieplej. Zwykle o jakieś 10 stopni cieplej niż w Polsce. Nad morzem nie odczuwa się tego zupełnie, ale w głębi lądu może ostro prażyć, zwłaszcza latem. Ja byłem na przełomie maja i czerwca i było średnio 27 stopni, idealnie.
Greckie drogi
Muszę o tym co nieco napisać. Drogi na Krecie nieco różnią się od tych szerokich, równych i luksusowych dróg, które mamy w Polsce (tak, tak, dobrze czytacie). Drogi na Krecie, zwłaszcza na południu, to ciężki temat. Są wąskie (momentami absurdalnie wąskie), strome i kręte. Normalne są tu zakręty 180 stopni nad przepaścią, gdzie kąt nachylenia drogi to jakieś 45 stopni. Ale z drugiej strony jest mało samochodów (na południu) i ludzie zwykle nie jeżdżą zbyt szybko.
Osobnym tematem są znaki drogowe. Na północy panuje jakaś dziwna moda na malowanie sprayem po znakach. Natomiast na południu moda jest jeszcze bardziej osobliwa bo do znaków się strzela… Nie ma jednak tragedii, a większość drogowskazów jest pisana również łaciną.
Generalnie jest tak, że pierwsze godziny za kółkiem są mocno stresujące, ale potem człowiek się przyzwyczaja i nawet pod koniec zaczyna kozaczyć.
Jedzenie
Jedzenie jest przepyszne, zawsze świeże, dobrze przyprawione, ładnie podane, a do tego porcje są naprawdę obfite. Tawern jest bardzo dużo, w bardzo różnych miejscach, nawet na teoretycznym odludziu. Cenowo wygląda to pewnie podobnie jak nad polskim morzem. Wiadomo, że w centrach turystycznych jest nieco drożej. Oczywiście piszę o południu Krety, bo na północy, gdzie turystów jest o wieeele więcej ceny są wyższe.
Przeciętny obiad kosztuje między 7 a 12 €. Do dania głównego (wymienionego w menu) zawsze dodawane są warzywa i smażone ziemniaki (takie jakby frytki, ale mniej wysmażone). Zwykle są też dania dla dzieci, które w sumie różnią się tylko wielkością talerza, bo porcja cały czas jest bardzo duża. Część tawern ma specjalną potrawę zmienianą każdego dnia, tzw. plate for two. Taki zastaw wychodzi taniej, a zwykle w jego skład wchodzi: 0,5 litra wina (zdecydowanie polecam białe), sałatka grecka + dwa talerze jakiegoś dania (np. grillowane sardynki albo gyros). Do obiadu podawany jest też chleb, zawsze. Bardzo często razem z rachunkiem dostaje się jakieś owoce z kieliszkiem rakii (lokalny bimber z winogron). Warto pytać się kelnera co poleca, co ma świeżego, bo można się dowiedzieć o rzeczach, których nie ma w karcie, typu: właściwie, to brat dziś rano złowił ośmiornice i możemy ją wrzucić na grill. Można poprosić żeby zrobili coś dla nas, jakiś mix. Po troszkę ze wszystkiego. Czasami mają to w menu, a czasami nie. Ja z żoną jadaliśmy takie kolacje, trochę tego, trochę tamtego, warzywa, oliwki, winko. Plaża, morze i zachód słońca gratis.
Kreteńczycy słabi są w reklamie, więc warto korzystać z rad lokalsów. Np. w Agia Galini jest camping, z boku, nie po drodze, a na tym campingu jest tawerna, a w tej tawernie za 10€ od osoby można zjeść Babis Way – czyli kucharz przynosi Ci małe porcje przeróżnych potraw, aż go poprosisz żeby przestał. Ja u Babisa zjadłem: tzatziki, sałatkę z tuńczyka, gyros, dolmades (greckie gołąbki w liściu winogrona), smażony panierowany ser, oliwki, smażone pieczarki z rozmarynem, grillowane sardynki, fetę z pieca, mule, wieprzowinę w ryżu… Myślałem, że eksploduję. To był chyba najobfitszy posiłek jaki jadłem. Razem z rachunkiem przyszły jeszcze lody dla dzieci i ćwiarteczka rakii dla rodziców 🙂 Babis – you do it right.
Kreta to ryby i inne owoce morza. W niemal każdej tawernie można zjeść pyszne świeże produkty często niedostępne (lub trudno dostępne, lub bardzo drogie) w Polsce. Ja wciągnąłem grillowaną ośmiornicę, a moja żona steka z barakudy (ośmiornica po 12€, ryba po 9€). Kalmary (po 8€) również prosto z porannego połowu.
Kreta to też mięso. Przepyszna jagnięcina, króliki, wieprzowina. Wszystko świeże i bardzo smaczne.
Owoce i warzywa, często i gęsto. No i bardzo dobrze, lubię takie dodatki.
Wino. Kreta słynie z lekkiego, białego wina. Pół litra w tawernie ok. 4€. W sklepie przyzwoita butelka 0,7 (często z lodówki) kosztuje od ok. 2,5€
Raki, bimber z winogron. Pity wszędzie i o każdej porze. Przez Greków zapijany wyłącznie wodą i absolutnie nie mieszany z innymi alkoholami. Raki pite samo fajnie buja. Mieszane… oj, krążą legendy o turystach co mieszali.
Podliczając
Całość wyprawy dla mojej rodziny kosztowała mnie niecałe 7 tys zł. Takie miałem założenie, żeby zmieścić się w tej kwocie, bo taki dostałem zwrot z podatku. Oczywiście można taką samą wycieczkę zrobić taniej. Można zaoszczędzić nieco na samolocie oraz na jedzeniu. Myślę, że spokojnie możnaby zejść o przynajmniej tysiąc złoty. My raczej nie oszczędzaliśmy, ale też nie szastaliśmy.
Polecam
Szczerze polecam wyjazd na Kretę. Polecam jej południe, natomiast – po opiniach wielu znajomych – raczej odradzam północe kurorty. No, ale co kto lubi.
pozdrawiam
Zuch
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023