Uczymy się, studiujemy, podejmujemy pracę. Mamy określoną drogę kariery, ale w którymś momencie okazuje się, że to nie to. Czegoś brakuje, tylko czego? Pieniądze są, jakiś tam prestiż czy poczucie bezpieczeństwa też. Ale jednak zostaje niedosyt, przeświadczenie, że możemy robić coś innego, coś lepszego, coś ciekawszego. Możemy zmienić dotychczasowy kurs i zacząć realizować marzenia. Jeśli jesteś w takim miejscu życia lub czujesz, że się do niego zbliżasz, to koniecznie przeczytaj wywiad z Olą i Piotrem – założycielami LULULAJ.pl
ZUCH: Piotr, jesteś chemikiem i pracowałeś w firmie farmaceutycznej. Musisz przyznać, że nie ma to nic wspólnego ze stolarką. A jednak zdecydowałeś się rzucić bezpieczny i dobrze płatny etat, żeby zacząć robić drewniane kołyski dla dzieci. Jak to było? Przyszedłeś któregoś dnia do domu i powiedziałeś żonie: „Ola, od dziś będę dobił kołyski!”?
Piotr: <śmiech> niezupełnie. Zanim zacząłem po studiach pracować w branży farmaceutycznej, miałem bogate doświadczenie w pracach różnych, najczęściej fizycznych. Jako student dorabiałem w wakacje za granicą na budowach jako pomocnik, a to murarza, a to malarza, tapeciarz itp. Odbyłem również szkolenie „jak pozyskiwać środki z UE”. Samo szkolenie było bardzo nudne, ale dało mi wiele do myślenia 🙂
Muszę powiedzieć, że nigdy nie mieliśmy własnego kapitału na otworzenie firmy, ale pracując na etacie w farmacji wiedziałem, że to co robie nie jest dla mnie. Ciągle miałem z tyłu głowy, że może udałoby się pozyskać jakieś fundusze na otwarcie własnej działalności. Ale nie miałem pojęcia jakiej. Ale faktycznie po dwóch latach nadarzyła się taka okazja. Ola była jeszcze na studiach i jako studentka mogła wystartować w programie Politechniki Krakowskiej. Można było pozyskać wtedy na start działalności 40tyś zł. Dostała się do programu i zaczęło się gorączkowe myślenie „na jaką działalność napisać biznesplan? Co tu robić?”. Gdy tak się zastanawialiśmy do pokoju wszedł mój teść i mówi: „a może byście robili takie kołyski”? – pokazując na mebel który sam kiedyś wykonał dla naszego najstarszego syna. No i tak się to zaczęło. Autentycznie 🙂
ZUCH: Teraz to wszystko brzmi bardzo fajnie, prawie jak anegdota. Ale wtedy pewnie było trochę inaczej, prawda? Jesteście rodzicami czwórki dzieci, to przecież bardzo duża odpowiedzialność. Opowiedz Olu o Waszych obawach, o tym wszystkim co krzyczało: „Nie! Nie róbcie tego!”. Myślę, że to może być wartościowe dla tych, którzy dziś stoją na progu podobnej decyzji.
Ola: Obawy były, ale też, jako że byliśmy bardzo młodzi, braliśmy co dawało życie z radością. Chociaż łatwo nie było 🙂 Gdy zaczęłam chodzić na kursy z pisania biznes planu, miałam 22 lata, studiowałam i spodziewałam się drugiego dziecka. Nie było czasu na obawy 🙂 Pamiętam, że na kursach wiele osób mnie podziwiało, właśnie za to że jestem mamą i chce otworzyć z Piotrkiem własny biznes. Wtedy mówiłam, że przesadzają, że to nic niezwykłego, ale dziś, z perspektywy czasu, gdy przypomnę sobie zaangażowanie moich rodziców, mojego męża i mnie, to nie wierzę, że daliśmy radę. Tak sobie myślę, że byliśmy wtedy z Piotrkiem ewenementem na cały Kraków pewnie. Pamiętam, jak w weekendy chodziłam na uczelnię, w tym czasie moja mama opiekowała się Tadziem, moim pierwszym synkiem, a Piotrek czytał moje notatki i pisał biznesplan u nas w domu. A w tygodniu rzecz jasna pracował na etacie. To był naprawdę trudny czas. Gdy dostaliśmy dotację, byliśmy bardzo szczęśliwi i wiedzieliśmy, że skoro przetrwaliśmy tamten okres, to damy rade poprowadzić firmę. Ostatnio mąż starał się o kolejną dotację, tym razem ze środków szwajcarskich. Mielimy już wtedy czwórkę dzieci, więc to również nie było łatwe, ale znów się udało. Nieraz miałam ochotę wszystko rzucić i wysłać Piotrka na etat, by wracał o 17 do domu i zostawiał pracę za drzwiami, ale wiem, że tak naprawdę bylibyśmy wtedy nieszczęśliwi. Dzięki LULULAJ każde z nas czuje, ze współtworzy, coś co jest piękne w każdym calu i funkcjonalne. To daje niesamowitą satysfakcje.
Mieliśmy dużo obaw, czy podołamy, czy nasze produkty się spodobają, ale widzę, że własna firma pozwala na ciągły rozwój – jak pomyślę ile ja się nauczyłam, a ile mój mąż – jestem wciąż w szoku!
ZUCH: Na co, w takim razie, należy zwrócić największą uwagę?
P: Przede wszystkim się nie bać. Być może brzmi to dość frazesowo, ale często jest w nas taka blokada „a co będzie jak nie podołam?”. Do tej pory są rzeczy które nas przerastają, ale dookoła nas są ludzie, na których możemy polegać. Bo to, że LULULAJ dziś istnieje to zasługa wielu osób, które pomagały nam często bezinteresowanie. No i mocno wierzymy w Opatrzność, że to co się dzieje z nami i wokół nas nie jest przypadkowe. To nie suma szczęśliwych splotów wydarzeń, lecz jest Ktoś kto się o nas troszczy niezależnie od naszych humorów. Myślę, też, że żadna praca nie daje tyle możliwości twórczych co własny biznes, szczególnie tak elastyczny jak właśnie stolarka. Zawsze przecież możemy zacząć robic schody, gdy znudzą nam się łóżeczka 🙂
ZUCH: To powiedzcie jeszcze co Was zaskoczyło? Co Was przerosło? Co jedynie na papierze wyglądało dobrze?
O: Przerosło nas wszystko, ale na dobre nam to wyszło hahaha 🙂 A tak naprawdę, okres ostatnich pięciu lat, to ciągłe zmiany. Nowe pomysły na LULULAJ, nowe dzieci w domu 🙂 Firma wymaga wielu poświęceń, bardzo dużo uwagi, dużo więcej, niż gdy pracuje się na etacie. Mieliśmy zawsze dylemat, czy poświęcić więcej czasu firmie, czy dzieciom. Co dwa lata przybywał nowy członek rodziny, a doba nie powiększała się. Tak więc do tej pory mamy zawsze za mało czasu, zawsze wiele do ogarnięcia i wiele niedokończonych spraw, maili, umów… Mam czasami takie myśli, że gdybyśmy nie zdecydowali się na tak liczną rodzię, mielibyśmy łatwiej. Ale widzę, że mimo, że nigdy nie pracujemy kosztem dzieci a wręcz firma cierpi przez nasze życie rodzinne, to znajdujemy motywację i siłę, by łączyć ze sobą te dwa bardzo trudne obowiązki i wychodzi to nam całkiem dobrze.
Wracając do pytania – mnie osobiście przerosła logistyka. Mając tyle obowiązków, powinniśmy mieć gruby terminarz i 100 przypomnień w komórkach. A my, oboje dusze artystyczne i niezorganizowane, wciąż o czymś sobie przypominamy w ostatniej chwili. Ale taka już jest nasza dynamika, dzięki temu LULULAJ jest żywe i traktujemy je jak członka rodziny. Możemy się złościć, że coś jest nie tak jak chcemy i nie raz mamy dość, lecz przecież w życiu byśmy LULULAJ nie zamknęli. Przecież zrodziliśmy ją w bólu i kochamy bardzo 🙂
P: Myślę, że ciekawe jest to, że gdy dostaliśmy pierwszą dotację, ja tak naprawdę nie miałem pojęcia o tej robocie. Do późnej nocy czytałem na forach do czego służy jaka maszyna, a gdy pojechałem pierwszy raz po drewno i gość zapytał co potrzebuję, to za bardzo nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Nie jest więc przesadą stwierdzenie, że wiele rzeczy nas przerastało. Całe szczęście, że mój teść znał podstawy stolarki. On pokazał mi pierwsze kroki, a później uczyłem się na próbach i błędach, czytając fachową literaturę oraz oglądając filmiki na youtube 🙂
ZUCH: A co Was najbardziej dobija i jak sobie z tym radzicie?
O: Za każdym razem opadają nam skrzydła, gdy stykamy się z polską biurokracją – niestety przepisy tylko utrudniają małym firmom życie! Nie mieliśmy jednak nigdy takiego wydarzenia, które by nas przerosło na całej linii, nic nie okazało się nigdy fiaskiem do końca, ale to zasługa dobrze przemyślanego biznesplanu (brawo mężu!) jeszcze u podstaw. Tak więc myślę, że warto taki biznesplan sporządzić nawet tylko dla siebie, żeby poznać rynek i specyfikę pracy bardzo dobrze.
ZUCH: Nie chcę, żeby ta rozmowa skoncentrowała się jedynie na trudnościach, choć – w mojej opinii – najlepiej uczyć się na cudzych błędach. Dlatego tak Was podpytuje, żeby można było wyciągnąć wnioski z Waszych doświadczeń.
P: Rozumiem, sam chciałbym mieć tę wiedzę kilka lat temu.
ZUCH: Dokładnie. Piotrze poruszmy jeszcze temat, który jest mi bardzo bliski, i który często poruszam na blogu – ojcostwo. Jak tam Twoje chłopaki?
P: Moi synowie są fantastyczni! Są już na takim etapie, że uwielbiają przychodzić do mnie do warsztatu i coś robić wspólnie. Sobota jest takim dniem gdy przychodzą i realizujemy jakieś ich pomysły. Przykładowo ze Staszkiem ostatnio robiłem wędkę z kołowrotkiem na żółwie, a Tadzio przyszedł z projektem samolotu ze sklejki ponieważ miał przynieść do szkoły jakiś skarb. Młodsi natomiast uwielbiają pokręcić kierownicą od tokarki, robić bałagan i tarzać się w trocinach 🙂 Ulubioną zabawą wszystkich jest oczywiście pistolet ze sprężonym powietrzem.
ZUCH: Sam bym się tym pobawił 🙂
P: Lubimy razem siedzieć w warsztacie, otoczeni maszynami, drewnem. Drewno jest fantastyczne jako materiał. Ma w sobie tyle tajemnic, a zarazem jest tak wdzięcznym materiałem do pracy.
ZUCH: A propos warsztatu, maszyn i drewna: zajmujecie się rękodziełem. Możecie to porównać do pracy z Waszej niedawnej przeszłości, pracy biurowej, wręcz laboratoryjnej. Dzisiaj piłujecie, toczycie, malujecie. Czy taki rodzaj pracy daje satysfakcję?
O: Dla mnie to niezwykłe. Po skończonym liceum plastycznym postanowiłam nigdy nie mieć nic wspólnego ze sztuką. Uważałam, że nie jestem wybitna, a bycie średnio zdolną mnie nie satysfakcjonowało. Dlatego z początku na naszych mebelkach malowała Magda Barcik, która defacto patrząc na nasze osiągnięcia postarała się o dotację dla siebie i prowadzi wspaniałą Kalvę z ręcznie malowaną porcelaną. Współpraca z Magdą niestety znów przerosła nas logistycznie. Wożenie mebelków, przyjazdy dojazdy i inne zobowiązania zawodowe Magdy sprawiły, że odważyłam się wymyślic swoje autorskie wzory i je malować. Byłam pełna obaw, przecież miałam już 2 dzieci i oczekiwałam 3 syna! Ale się udało i dziś nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny malował na kołyskach! Uwielbiam ten czas, gdy przychodzę do stolarni, Piotrek pracuje w drewnie, a ja maluje wzory na gotowych mebelkach. Mamy dużo czasu dla siebie i zawsze słuchamy dobrej muzyki i po prostu spędzamy czas. To umacnia nasz związek i gdy klienci zamawiają kołyski bez dekoru tęsknie za naszym wspólnym pracowaniem.
P: Nie ma rzeczy, którą robiłem w przeszłości, a która by mi się nie przydała teraz w firmie. Często zastanawiamy się po co coś robimy, czy to mi się do czegokolwiek w życiu przyda? Patrząc na moją historię stwierdzam, że wszystko co mi się przytrafiło było bardzo dobre. Każde doświadczenie, nawet ciężkie i niezrozumiałe po czasie okazywało się pomocne. Natomiast czy praca daje mi satysfakcję? Oczywiście!
ZUCH: Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
Latest posts by ZUCH (see all)
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023