Zauważyłem, że duża część muzyki, której słucham jest dziełem artystów, których nie ma już między nami. Wielcy odchodzą, a miejsce po nich zostaje puste. Nie widać, żeby na ich miejsce pojawiały się nowe gwiazdy ich kalibru. Widać, nie zawsze w przyrodzie musi być równowaga.
Początek listopada zawsze jest trochę nostalgiczny. Dlatego postanowiłem zebrać w jednym miejscu artystów, bardzo różnych artystów, których sobie cenię, a którzy, niestety, nic nowego nam już nie zagrają.
12 wielkich, których już z nami niema.
Lista jest subiektywna, a kolejność alfabetyczna.
Syd Barrett
ur. 6 stycznia 1946 w Cambridge, zm. 7 lipca 2006 tamże
Ray Charles
Absolutny geniusz z tragiczną historią życie. W wieku pięciu lat widział jak utopił się jego młodszy braciszek. W wieku siedmiu lat całkowicie stracił wzrok. Uczyły się w szkole dla niewidomych (możecie sobie wyobrazić horror czarnego chłopca w szkoły dla niewidomych w latach sześćdziesiątych w Stanach). Podczas trwania nauki, zmarli jego rodzice. Pomimo bycia czarnoskórym, niewidomym sierotą, został gwiazdą światowego formatu. Zmienił oblicze muzyki.
Uwielbiam kawałek, który tu podlinkowałem. Piękna piosenka miłosna. Połączył gospel z muzyką rozrywkową, co wtedy było prawdziwym szokiem.
Nick Drake
ur. 19 czerwca 1948 w Rangunie w Birmie, zm. 25 listopada 1974 w Tanworth-in-Arden
Mało znany w Polsce muzyk angielski. Żył krótko, koncertował mało, ale to co po sobie zostawił jest piękne. Polecam. Kawałek powyżej, poza tym, że jest świetny, to był też początkiem mojej przygody z jazzem, za sprawą coveru Brada Melhdau.
Marek Grechuta
ur. 10 grudnia 1945 w Zamościu, zm. 9 października 2006 w Krakowie
Wzór skromności i pokory, na scenie cudownie nieśmiały. Bardzo lubię. Właściwie poezję przyjmuję tylko w wykonaniu Marka Grechuty. Świetne teksty, muzyka, które się nie starzeje. Szacunek.
Michael Jackson
ur. 29 sierpnia 1958 w Gary w stanie Indiana, zm. 25 czerwca 2009 w Los Angeles
Na jego życie, zwłaszcza drugą połowę, złóżmy uprzejmą zasłonę milczenia, bo to bagno, w które wchodzić nie chcę. Ale muzykiem był genialnym. Król popu, którego chyba nikt nie zdetronizuje.
Magik (Piotr Łuszcz)
ur. 18 marca 1978 w Jeleniej Górze, zm. 26 grudnia 2000 w Katowicach
Jest 1996 rok, mam czternaście lat i wypiekami na twarzy włączam po raz pierwszy kasetę magnetofonową, pierwszy album Kaliber 44… Jak widzicie słuchałem Magika na długo przed filmem „Jesteś Bogiem” 😉 Jest dla mnie jednym z ulubionych i najważniejszych raperów. Dla mnie kojarzony głównie z Kalibrem, dopiero na drugim miejscu z Paktofoniką.
Powyżej kawałek „Film” (jak ktoś nie wiem to do Magika należy druga zwrotka).
Bob Marley
ur. 6 lutego 1945 w Nine Mile, zm. 11 maja 1981 w Miami
No co tu dużo mówić? Bob Marley, to dla mnie ikona reggae (które bardzo lubię). Bob, to słońce, radość i pokój. Bob to przyjaźń i wakacje. Same dobre skojarzenia.
Freddie Mercury
ur. 5 września 1946 w Stone Town, Zanzibar, zm. 24 listopada 1991 w Londynie
Freddie i Queen. Niesamowici byli/są. Freddie jest właśnie jedną z tych niewielu osób, które można nazwać gwiazdą, supergwiazdą. Jest wiele kawałków Queenu, które bardzo lubię, ale zdecydowałem się na ten (pochodzi z albumu Kind of Magic, został napisany przez gitarzystę Briana Maya do filmu „Nieśmiertelny”), bo na dziś jest bardzo symboliczny.
Czesław Niemen
ur. 16 lutego 1939 w Starych Wasiliszkach, zm. 17 stycznia 2004 w Warszawie
Absolutny geniusz, jest jedną z najlepszych „rzeczy”, które przydarzyły się polskiej muzyce. On roztaczał wokół siebie jakąś aurę. Jak patrzę na filmy z Opola, czy jakieś teledyski, to wydaje się taki trochę nierealny, jakby wiedział więcej, był trochę dalej. Kiedy byłem na Białorusi odwiedziłem jego rodzinne Stare Wasyliszki, widziałem chatynkę, w której się urodził i wychował. Dziś mam zaszczyt i przyjemność znać jego córkę Natalię. To niesamowite jak w jej głosie i gestach widać ojca.
Jedną z niewielu (może jeszcze poza Centrum Nauki Kopernik) rzeczy, które zazdroszczę Warszawie, to takiego hymnu.
Ryszard Riedel
ur. 7 września 1956 w Chorzowie[1], zm. 30 lipca 1994 tamże
Moja żona uwielbia Dżem, a ja uwielbiam moją żonę, więc siłą rzeczy polubiłem Dżem 🙂 ale nie na siłę, naprawdę lubię Dżem. Uwielbiam głos i emocje Ryśka. Jest absolutnie niepodrabialny, jedyny w swoim rodzaju.
Skoro wspomniałem już o mojej żonie, to powyżej linkuję jedną z najpiękniejszych piosenek o miłości.
Tupac Shakur (2Pac)
ur. 16 czerwca 1971 w Nowym Jorku, zm. 13 września 1996 w Las Vegas
Richard Wright
Last but not least. Kiedy w 2008 roku Richard umiera na raka, stało się jasne, że Pink Floyd już nigdy więcej nie zagrają razem. Richard Wright uznawany jest za jednego z najlepszych klawiszowców rockowych. Miał znaczny wkład w jakość brzmienia Pink Floyd. Powyżej kawałek skomponowany przez niego do filmu „Zabriskie Point” gdzie ostatecznie się nie znalazł. Znalazł się jednak na jednym z najważniejszych albumów świata – „The dark side of the moon”, pod tytułem „Us and Them”
Na tym zakończyłbym moją listę, która niestety jest o wiele dłuższa… Cóż, takie życie.
Tak jak wspomniałem na początku – to jest moja subiektywna lista, a każdy z Was pewnie ma swoją, nieco lub całkowicie inną. No, ale to są Wasze, a nie moje listy.
pozdrawiam
Zuch
PS – informacje o datach i miejscach narodzin i śmierci zaczerpnąłem z Wikipedii.
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023