Jest wiele metod wychowywania dzieci. Najczęściej chyba stosowaną jest brak wychowania, ale poza tym są różne szkoły, różne nurty, różne psychologie. Ja tam nie wiem, nie znam się. Wiem tyle ile przeżyłem, wiem tyle ile zaobserwowałem u siebie i u przyjaciół. Wiem też, że jeśli chcemy wykształcić charakter u dzieciaków, jeśli chcemy żeby potrafiły stawiać czoła problemom, żeby były silne, niezłomne, to po prostu musimy ich zabrać w góry.Od razu powiem – żeby nie było – nie jestem specjalnym entuzjastą łażenia po górach. Uwielbiam górskie widoki, ale nie jest tak, że muszę po nich chodzić, bo inaczej jestem chory. Piszę o tym, żeby pokazać, że nie jestem jakimś taternikiem czy wspinaczkowym świrem.
Kiedy jeszcze byłem na studiach, razem z moją obecną żoną co roku we wrześniu jeździliśmy w góry. Pracowaliśmy w wakacje, żeby mieć na ten tydzień tułaczki. Małe pensjonaty, liczenie każdej złotówki i całe dnie na szlakach. Wracaliśmy okrutnie styrani, ale szczęśliwi. Później zarzuciliśmy góry na kilka lat, bo dzieci małe i byłaby to raczej masakra niż wypoczynek. Ok, są ludzie, którzy z piętnastokilogramowym bobasem w plecaku wbiegają na Czerwone Wierchy, ale bądźmy szczerzy – to nie ja.
W tym roku jednak wybraliśmy się w góry, całą rodziną, tak na próbę. Wybraliśmy czeski Szpindlerowy Młyn, bo to co Polacy zrobili z górskimi miasteczkami, to woła o pomstę do nieba. Po czeskiej stronie miło, spokojnie, bez reklam, bez tej całej tandetnej przaśności, a i cenowo korzystniej. Ale do rzeczy.
Tak jak wspomniałem nie jesteśmy taternikami, więc trasy wybraliśmy umiarkowane, obliczone na możliwości dzieci. Ale też bez przesady, nie że spacerek po mieście.
Przygotowaliśmy na to wcześniej dzieci (6 i 9 lat), opowiadaliśmy o górach, o naszych przygodach, o tym jak fajnie jest zdobyć szczyt, pokonać swoje słabości. W zabawie, bez stresu, w dobrej atmosferze dzieciaki dawały radę przejść po 10km. Dla niektórych z Was być może nie jest to żaden wynik, ale jednak dla dzieciaków to jest coś. I właśnie o to w tym wszystkim chodziło. Wiara w siebie, we własne możliwości, w to, że możemy więcej niż nam się wydaje. To wszystko niesamowicie wpływa na dzieci, na ich postawę. Dzieci są z siebie dumne. Dumne w taki fajny, zdrowy sposób. Wiecie, dzieci są traktowane (też mi odkrycie) jak dzieci. No i to je stopuje, umniejsza. Oczywiście bywa tak, że zdrowy rozsądek, każe je traktować jak dzieci, ale też bardzo często dorośli tego nadużywają. To nie jest dobre, chyba nie muszę tego rozwijać. W każdym razie, gdy po tych kilku godzinach schodzimy ze szlaku i mówię do dzieci: „świetna robota, jestem z Was dumny”, to widzę w ich oczach prawdziwą, autentyczną radość. To jest coś czym oni potem żyją, to ich kształtuje. Są to bardzo silne emocje, które na pewno wyryją się w ich pamięci. Patrzę na nich i wierzę, że wyrosną na silnych ludzi. Moja mała córeczka będzie silną kobietą, a mój syn silnym mężczyzną. Dodatkowo my jako rodzina też stajemy się silniejsi. Mieliśmy podczas tych kilku godzin na szlaku naprawdę świetne rozmowy: o motylach, o tym co można zrobić z korzenia drzewa, o życiu wiecznym, o tym czy kiedyś będziemy dziadkami, i wiele, wiele innych.
W przypływie dobrego samopoczucia i wiary w siebie mój synek postanowił zjechać tyrolką. Ale nie taką jak w parkach linowych, zawieszoną między drzewami. Stwierdził, że jego marzeniem jest tyrolka zawieszona nad zaporą wodną, mająca w sumie kilkadziesiąt metrów długości i wysokości. Szymo skoczył i przeleciał nad potokiem. Mam takie wrażenie, że po drugiej stronie wąwozu stanął już trochę bardziej mężczyzna niż chłopiec, który postanowił skoczyć. Wiem, że on tego nie zapomni do końca życia. To jest też taki mój model wychowywania, który zaczerpnąłem z Biblii, z Księgi Jozuego, żeby być dokładnym, gdzie Bóg właśnie do Jozuego mówi:
„bądź mężny i silny, ja będę z tobą”
Nie mogę i nie chcę przeżyć życia za moje dzieci. Mogę jednak i chcę dać im poczucie bezpieczeństwa. Mogę i chcę uczyć ich jak być mężnym i jak być silnym. Tak żeby dobrze przeżyli swoje życie.
Mógłbym się więcej o tym rozpisywać, ale chyba sprawa jest jasna. Róbmy trudne rzeczy. Pokazujmy dzieciom, że warto jest zdobyć się na wysiłek (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku). Pokazujmy im, że prawdziwy odpoczynek jest następstwem prawdziwego wysiłku, inaczej to tylko wegetacja.
Pozdrawiam
Zuch
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023