Dzisiaj mija dokładnie rok od pierwszego wbicia łopaty i rozpoczęcia budowy naszego domu. Chciałam się w związku z tym podzielić kilkoma refleksjami i uwagami od strony obserwatora i jednocześnie osoby w pełni zaangażowanej w proces budowy.
Być może okażą się one pomocne dla tych, którzy stoją jeszcze przed tym procesem albo dopiero marzą o zbudowaniu własnego lokum.
Pierwsza rzecz – najważniejsi są ludzie, którzy cię wspierają.
Na każdym etapie budowy to oni są kluczem do sukcesu. To ludzie, którzy są fachowcami lub po prostu nas wspierają mają decydującą rolę w tym czy nasz dom powstanie i jak będzie funkcjonował. Proces budowania zaczyna się tak naprawdę dużo wcześniej w naszej głowie. Na samym początku szczególnie potrzebujemy mądrych doradców i ludzi, którzy nas wesprą w podjęciu kluczowych decyzji. W naszym przypadku po pojawieniu się marzenia, które ja z góry uznałam za nierealne, decydującą okazała się rozmowa z kolegą, który pracuje jako doradca finansowy. To on pokazał nam, że mimo posiadanego kredytu mieszkaniowego mamy możliwość jego spłaty i zaciągnięcia hipoteki pod budowę domu. Zachęcił nas, że przy naszych zarobkach taki kredyt jest jak najbardziej możliwy i damy radę go spłacać po wybudowaniu. Później inny nasz przyjaciel podzielił się z nami swoimi doświadczeniami związanymi z budową własnego domu. Również od niego otrzymaliśmy zachętę i wsparcie. To były decydujące czynniki do tego, żeby zacząć się rozglądać na rynku.
Po wbiciu pierwszej łopaty kolejną kluczową osobą był nasz kierownik budowy, który jest naszym bliskim przyjacielem. Jego rola była nieoceniona – zaufaliśmy mu w każdym aspekcie, ponieważ sami zupełnie nie znamy się na budowlance. To on koordynował pracę kolejnych ekip, doradzał nam przy wyborze materiałów i załatwiał zniżki zarówno na materiały, jak i robociznę. To do niego dzwoniliśmy z każdą obawą i każdym dylematem. Zawsze ze stoickim spokojem nam wyjaśniał każdy problem. I to on uratował nas parokrotnie w patowej sytuacji, gdy np. od paru tygodni czekaliśmy na potrzebne materiały. Wybór kierownika budowy uważam osobiście za najważniejszą rzecz, która zadecydowała o powodzeniu. Dlatego planując budowę koniecznie musicie szukać najlepszego i najbardziej polecanego profesjonalisty, któremu zaufacie.
Na etapie wykończeniówki i przeprowadzki również to wspierający nas ludzie okazali się kluczowi. Zarówno rodzina, jak i przyjaciele naprawdę dużo nam pomogli. Mój teść i bracia męża z żonami poświęcili kilka weekendów, żeby wesprzeć nas przy tynkowaniu, malowaniu i skręcaniu mebli. Bez nich to wszystko zajęłoby nam kilka miesięcy więcej. Przyjaciele poświęcali swój czas, żeby przez wiele godzin malować sufity czy wiercić dziury. Wszyscy oni byli nieocenionym wsparciem psychicznym – mieliśmy poczucie, że nie jesteśmy w tym sami, że mamy ludzi, którzy nas kochają i są gotowi do wyrzeczeń tylko po to, żebyśmy zdążyli na czas się przeprowadzić.
Na koniec wspomnę o demotywatorach czyli osobach, które były antywsparciem i których opinie musiałam nauczyć się olewać. Przez ten rok mnóstwo ludzi, zarówno bliskich jak i obcych, mówiło nam, że nie zdążymy, że to na pewno się nie uda i że w ogóle skąd taki pomysł i że jak pójdzie dobrze to skończymy pewnie za trzy lata. Pytano nas o etap budowy po czym następowało coś w rodzaju: „O mój Boże. Dopiero robicie tynki! Toż to potrwa jeszcze mnóstwo czasu”. Były też osoby (nadal są), które po wejściu do budynku od razu rzucały uwagą: „Tutaj to jeszcze dużo roboty, tak na rok to minimum”. A potem komentowały każdy nieudany detal i każdy brzydki szczegół jaki im się rzucił w oczy. Strasznie to było i jest przykre. I nie chodzi mi o to, że oczekuje komplementów związanych z domem, bo zdaję sobie sprawę, że część rzeczy jest nieidealna. Smuci mnie brak zachęty i jakiegokolwiek innego słowa poza stwierdzeniem „ale łazienkę to wam naprawdę brzydko zrobili”. Mam wrażenie, że to takie polskie – mnóstwo narzekania i zero dobrego słowa.
Druga rzecz – na pewno zabraknie pieniędzy.
Być może istnieją osoby tak majętne, że na pewno im starczy na wszystko. Ja osobiście takich nie znam. Zresztą wydaje mi się, że im bardziej zamożne tym większy rozmach, więc im też zapewne na coś zabraknie. Naszą bazą był kosztorys sporządzony prze kierownika budowy. Na domek 160 m2 (z garażem) założyliśmy koszt 387 tysięcy złotych. Suma ta starczyła z trudem na coś pomiędzy stanem surowym zamkniętym a stanem deweloperskim. Mieliśmy instalacje, okna, drzwi, tynki wewnętrzne, betonową podłogę i ukończone ocieplenie elewacji. I to tyle – do wprowadzki jeszcze dużo do zrobienia. Dzięki współpracy Macieja z firmą VOX zostały fachowo zrobione panele, drzwi wewnętrzne i listwy przypodłogowe – koszt dokładnie 30 tysięcy. Plus śliczne meble VOX za 20 tysięcy. Dalej dodatkowo musieliśmy pokryć koszt łazienki z własnych funduszy – 12 tysięcy złotych, kuchni – bez sprzętu 12 tysięcy, ze sprzętem Amica 18 tysięcy. Dodajmy grunty, farby i kleje Śnieżki za 4 tysiące, kominek za 4 tysiące, malowanie elewacji za 4 tysiące, domofon za 2 tysiące, ogrodzenie za 2 tysiące… Miałam chwilami wrażenie, że ta lista się ciągnie bez końca. Na same dekoracje wydaliśmy na pewno ze 2 tysiące. Próbowałam to podsumować i wyszło mi, że na wykończeniówkę poszło minimum 100 tysięcy złotych. I ta suma nie była przewidziana w ogóle w kredycie – musieliśmy ją pokryć z własnych dochodów. Cały dom pod klucz to suma 500 tysięcy.
Warto to wziąć pod uwagę decydując się na dom, że koszta zawsze są wyższe niż te w kosztorysie. I to jest najczęstszy powód dla którego budowa ciągnie się latami. Gdybyśmy bazowali tylko na kredycie to na pewno jeszcze przez kilka lat borykalibyśmy się z kosztami.
Trzecia rzecz – musisz być gotowy zmniejszyć oczekiwania.
Każdy z nas ma w swojej głowie swój wymarzony, bajkowy dom. Taki obrazek z Pinteresta, ideał, o którym marzymy. Dobrze jest dążyć do realizacji tego marzenia, ale nie za wszelką cenę. Musimy być gotowi czasami zmniejszyć oczekiwania i nie przejmować się tym, że nie wszystko jest idealne i jak z obrazka. Ja już wiem, że w tym sezonie nie mamy pieniędzy na zrobienie ogrodu, na którym mi bardzo zależało. Ale nie mogłam go zrobić kosztem niezbędnych rzeczy w domu koniecznych do codziennego funkcjonowania. Musiałam obniżyć poprzeczkę oczekiwań i pogodzić się z tym, że za oknem mam narazie błoto i chwasty. Mogłam się frustrować różnymi innymi rzeczami, które nie wyszły tak idealnie, jak tego oczekiwałam. Podjęłam jednak świadomą decyzję, że będę wdzięczna za ten dom i za to, że mogę w nim mieszkać bez względu na jego braki. I powiem wam, że to była bardzo dobra decyzja.
Mam nadzieję, że te trzy rady okażą się przydatne dla tych, którzy chcą rozpocząć swoją przygodę z budową. Życzę wam powodzenia 🙂