Samodzielność dzieci, to chyba najtrudniejsza część rodzicielstwa. To temat, który przeraża, inspiruje, jest zarzewiem wielu kłótni i konfliktów, ale też mądrych dyskusji. To temat, który jest katalizatorem naszych lęków i obaw. To temat, który jest polem do popisu dla świadomych rodziców. To temat, który jest wielkim testem naszego rodzicielstwa.
Żyjemy w czasach względnego dobrobytu i spokoju. Na naszych oczach mają miejsce ciche rewolucje kulturowe. Na przestrzeni dwudziestu, czy nawet dziesięciu lat, zupełnie zmieniły się priorytety. Zmienia się styl życia, zmieniają się na to życie poglądy i przepisy. Nie zmienia się tylko cykl życia: rodzimy się, dojrzewamy, rodzą się nasze dzieci, dzieci dojrzewają, my umieramy (hura, jak optymistycznie!). Póki co ten cykl jest niezachwiany i jako taki musi stać się punktem wyjścia do konstruowania naszych poglądów i planów.
Rodzicielstwo wymaga planu
Bycie rodzicem, to odpowiedzialność za drugą osobę. Odpowiedzialność gigantyczna. To nie jest tylko karmienie, ubieranie, posłanie do szkoły. Bycie rodzicem, to bycie budowniczym nowego człowieka. Kogoś, kto jak kosmita pojawił się tu bez żadnej wiedzy, bez żadnego doświadczenia, nawet bez znajomości języka. To naszym zadaniem jest dać mu to wszystko: pokazać świat, zasady jakimi się rządzi. To my uczymy jak przetrwać w tym świecie kiedy nas zabraknie. Bo w końcu nas zabraknie.
Zatem słuszne wydaje się stwierdzenie, że nauczenie dziecka samodzielności jest naszym najważniejszym zadaniem. Czym jednak jest samodzielność? Czy to umiejętność zrobienia sobie śniadania? Na pewno tak, ale chodzi o wiele, wiele więcej.
Rodzic jest wzorem do naśladowania
Niezależnie od tego jakim jesteś wzorem, zawsze jesteś pierwszym i najważniejszym kierunkowskazem. Nasze zachowanie, nasze słowa, a przede wszystkim spójność między jednym, a drugim, kształtuje charakter naszych dzieci. To my mamy największy wpływ na to jacy będą. Czy jesteśmy uczciwi, szczerzy, kochający, wierni, pomocni? Czy jesteśmy silni i niezłomni, gotowi do poświęceń? Czy mamy kręgosłup moralny i wyznajemy jakieś zasady, czy może pozwalamy miotać sobą po oceanie życia? To wszystko składa się na samodzielność naszych dzieci i na to jaka ta samodzielność będzie.
W dzisiejszych czasach, nie mając większych zmartwień, próbujemy przedłużać swoją młodość. W zasadzie nie jest to złe, ale zwykle przybiera to formę przedłużania dzieciństwa. Brak odpowiedzialności, brak planu, brak zaangażowania. Etos mężczyzny, z gotowego oddać życie Williama Wallace»a, przepoczwarzył nam się w trzydziesto-parolatka martwiącego się czy będzie sojowe mleko i bezglutenowe pierożki. Oczywiście przejaskrawiam, ale chodzi mi to, że sami będąc w rozsypce nie jesteśmy w stanie odpowiednio wyposażyć naszych dzieci na spotkanie z życiem. Bo cała ta zabawa polega właśnie na uczestniczeniu w życiu. Fajnie jest być z maluszkiem w domu, spokojnie i bezpiecznie. Ale maluszek kiedyś musi iść do szkoły, musi zetknąć się z egzaminami i z innymi ludźmi, a nie wszyscy są tacy mili jak mamusia.
Spieniona rzeka
Posłużę się metaforą autorstwa Gordona MacDonalda, który jest jednym z niewielu autorytetów w dziedzinie wychowania dzieci, których sobie cenię. Amerykanie mają taką przypadłość, że wszystko starają się przedstawić jak najprościej, a najlepiej za pomocą obrazu, metafory. Jak bardzo byśmy na to nie sarkali, to po prostu działa. Zatem do rzeczy. Gordon MacDonald porównuje rodzicielstwo do spływu łodzią przez wezbraną rzekę. Generalnie chodzi o to, że jak już się w naszej łodzi z rodzinką usadowimy, to na początku jest fajnie, przyjemnie i beztrosko – na początku spływu rzeka jest spokojna. Tak jak w życiu, na początku jest sielanka, mama, tata, dzidziuś, słodkie pioseneczki, itp. Ale to już jest czas kiedy trzeba myśleć o przyszłości, bo życie płynie nie ubłagalnie, tak jak nasza metaforyczna rzeka. Teraz na spokojnej wodzie mamy czas na to żeby sprawdzić kapoki, dobrać wiosła, ustawić się odpowiednio. Mamy czas żeby zanurzyć dłoń w wodzie i chłonąć spokój, ale to jest też czas kiedy rozmawiamy, uczymy się, omawiamy zasady i konstytuujemy swoje przywództwo. Obieramy kierunek i płyniemy. Płyniemy z prądem rzeki. Nie możemy się cofnąć. Tak jak w życiu. Rzeka jednak zaczyna przyśpieszać i staje się coraz trudniejsza. Teraz dopiero zaczyna być widoczne to co ustaliliśmy na początku. Teraz widać, czy nasza łajba na pewno ma kapitana. Teraz widać, czy jesteśmy zespołem. Rozsądny, przewidujący rodzic już teraz dostrzeże, że w oddali rzeka zaczyna się podejrzanie pienić. Taki rodzic już teraz zacznie tak kierować łodzią, żeby – gdy już dopłyniemy – to spienione miejsce ominąć. Dziś ucząc moje dzieci czym jest wartość pieniądza, sprawiam, że za kilkanaście lat nie wpędzą siebie i swoich rodzin w długi. Dziś pokazując moim dzieciom jak je kocham, jak kocham ich mamę, jak jestem gotów dla nich na wszystko, sprawiam, że w przyszłości oni wybiorą małżonków i stworzą rodziny wg tego wzorca.
Rodzic, który nie chce planować i wprowadzać jasnych zasad, może nagle wpłynąć na wzburzoną wodę. Wtedy ze wszystkich sił stara się wypłynąć. Niestety, często jest tak, że tych sił może zabraknąć, a łódź się wywróci, albo dziecko nam z tej łodzi wypadnie.
Nauka samodzielności jest właśnie próbą zrobienia wszystkiego, żeby łódź w spienioną wodę nie wpłynęła, a nawet jeśli wpłynie(bo nie wszystko możemy przewidzieć), to dziecko nagle nie postanowi wstać, zdjąć kapok, czy zacząć wiosłować wg. własnego widzimisie, albo po prostu oleje temat, bo tak.
Nauka samodzielności, te wszystkie nudne rzeczy, te wszystkie reguły i zasady, których tak się boimy, bo stres, bo tamto i siamto, to wszystko co dziś, gdy jest spokojnie wydaje się ograniczać, to wszystko, gdy pojawią się problemy może w znaczny sposób wpłynąć na życie naszych dzieci, a nawet to życie uratować.
Nauka samodzielności dotyczy właściwie wszystkich dziedzin życia. Od zupełnie podstawowych, poprzez kulturowe i społeczne, aż po ochronę życia włącznie. Uczymy dzieci jak się ubrać, jak jeść, jak się zachowywać, jak robić różne rzeczy, uczymy jak żyć. Ale to musi być świadomy proces, bo inaczej zamiast wychowania mamy hodowanie. Dzieci żyjące jak chcą, robiące co chcę i kiedy chcą. W przypadku kilkulatka, może nie wszyscy widzą problem. W przypadku nastolatka, mamy już jeden wielki problem i to taki problem, który już dotyczy szeregu innych ludzi – kolegów z klasy, nauczycieli, później pracodawców, bądź pracowników, małżonków i dzieci.
Nauka samodzielności, podobnie jak np. nauka języka angielskiego, czy matematyki, musi się odbywać regularnie w oparciu o pewne zasady. Oczywiście zasady mają być pomocą, a nie przyczyną terroru. Mądry rodzic potrafi dostosować zasady do kontekstu i być w tym elastyczny. Ale elastyczny dla dobra dziecka i jego procesu nauczania, a nie elastyczny z powodu własnego lenistwa, lęków, czy braku pomysły na wychowanie.
Jak to wygląda w praktyce
Moje, jak i Twoje, dzieci muszą się kiedyś nauczyć np. przechodzić przez ulicę. W związku z tym muszą poznać zasady tego dotyczące. Muszą wiedzieć, że samochody i rowery jeżdżą prawą stroną drogi, że nasze zielone to „idź”, a czerwone to „stój”. Muszą wiedzieć co to pasy i dlaczego tam mają przechodzić. Muszą poznać teorię, ale muszę też nabyć praktyki. Posłużę tu się jeszcze raz autorytetem Gordona MacDonalda, który właśnie na przykładzie przejścia przez ulicę opisuje rolę rodzica w ustalaniu reguł oraz w ich egzekwowaniu i elastycznym dostosowywaniu do warunków:
„Wiele lat temu moja matka patrzyła naprzód, «z biegiem rzeki» mojego życia, kiedy systematycznie wypytywała mnie, co myślę o «procedurze postępowania przy Braddock Avenue». Procedura ta stanowiła prawdopodobnie najlepszy sposób służący kształtowaniu człowieka: rodzice stwarzali regułę, następnie modyfikowali ją i tworzyli z niej zasadę, wdrażając w życie tak, aby druga osoba mogła ją dostosować do siebie.
Kiedy byłem chłopcem, moja rodzina żyła przy Braddock Avenue, w dzielnicy Queens, w Nowym Jorku. Była to ulica o dużym nasileniu ruchu samochodów, tak iż moja matka nie tylko nie pozwalała mi przechodzić przez jezdnię, lecz zabraniała w ogóle się do niej zbliżać. Możecie to nazwać regułą. Ona nadała jej brzmienie prawa.
Przez Braddock Avenue mogłem przejść wyłącznie wtedy, gdy mama trzymała mnie za rękę, a więc tylko z nią. Ale nadszedł czas gdy matka zaczęła tę regułę modyfikować. Nastał dzień, gdy wzięła mnie za rękę i powiedziała, abym popatrzył w obie strony, a następnie powiedział jej, który moment jest najdogodniejszy do przejścia przez ulicę. Kiedy po paru próbach doszła do wniosku, że potrafię wybrać właściwy moment, zaczęła pozwalać mi decydować, kiedy oboje mamy przejść jezdnię.
Kolejna faza w «procedurze postępowania przy Braddock Avenue» pojawiła się w dniu, gdy mama stała przy krawężniku i powiedziała mi, kiedy mogę sam przejść na drugą stronę ulicy. Posunęliśmy się o krok dalej – mama stał obok i jedynie kontrolowała słuszność mojej decyzji i jej wykonanie. Lwi skok wykonaliśmy w dniu, gdy mama stała na ganku naszego domu i po prostu obserwowała mnie z tej odległości. Aż nadszedł dzień, gdy «procedura postępowania przy Braddock Avenue», uwzględniwszy nowe okoliczności, zezwoliła mi przechodzić przez ulicę, ilekroć uprzednio o to poprosiłem. W pewien czas później reguła została zniesiona, ale tylko wtedy, gdy byłem starszy i bardziej odpowiedzialny. Mogłem od tej pory przechodzić ruchliwą aleję, kiedy tylko miałam życzenie.
Na tym polega budowania, innymi słowy – kształtowanie człowieka. Przezorni rodzice stosują reguły wtedy, gdy ma to sens, podnoszą je do rangi zasady, gdy wskazuje na to wiek dziecka, następnie – gdy dojrzeje – ofiarowują mu wolność wyboru. Tak oto zamyka się cykl procesu nauczania. Niemal każda faza dorastania w rodzinie powinna przebiegać według programu «procedury postępowania przy Braddock Avenue»”.
Gordon MacDonald, „Najlepsze miejsce pod słońcem”
Takie procedury postępowania możecie tworzyć dostosowując je do własnych warunków. Te wszystkie reguły i zasady, o których mówię, wcale nie są po to żeby dzieci ograniczać. Mówię to jasno i wyraźnie: nie chodzi o ograniczanie, tłamszenie, wojskowy chłodny chów. Chodzi o odpowiedzialność za nasze dzieci i o to żeby dać im jak najlepsze warunki do wzrastania. Warunki bezpieczne, warunki jasne i klarowne. Warunki wynikające z miłości i z troski o ich przyszłe życie, o to żeby jak najlepiej potrafiły stawić samodzielnie czoła problemom, które prędzej czy później pojawią się w życiu. Te reguły i zasady, to nie bezduszne prawo. Te reguły i zasady, to rozmowa, godziny rozmów, to przykład własnego nienagannego zachowania, to czułość, miłość i troska.
Nie jest łatwo
Nie mówię też, że to łatwe, bo takie nie jest. Musimy sami się dobrze ogarnąć, musimy zrzucić z siebie dziwne lęki i być w wychowaniu i nauce samodzielności konsekwentni. Przecież nie jestem robotem, też bywam przez to przytłoczony. Chcemy żeby dzieci potrafiły zrobić sobie jedzenie, ale boimy się dać im do ręki nóż. Chcemy żeby dzieci były ogarnięte i samodzielne, ale boimy się wysłać je do sklepu, czy spuścić z oka. Chcemy tak wielu rzeczy, ale nie chce nam się ich zaplanować licząc, że jakoś samo się zdarzy, samo się nauczy.
Bycie rodzicem wiąże się z takimi lękami. W końcu to my sprowadziliśmy te małe istotki na świat. Ale musimy mieć świadomość tego, że te nasze małe istotki dorosną i same będą rodzicami, a to czego dziś ich uczymy może sprawić, że oni będą lepsi od nas i że będą się bali mniej.
pozdrawiam
Zuch
Zachęcam do kulturalnej dyskusji. Powymieniajmy poglądy, dajmy sobie jakieś dobre rady, zbudujmy się nawzajem. Może macie jakieś uwagi lub podpowiedzi? Może macie już jakieś doświadczenie w temacie? Dajcie znać w komentarzach.
komentarzePS – Ciekawe zestawienie takich dziesięciu przykazań ,autorstwa psycholog Małgorzaty Ohme, dotyczących nauki samodzielności dziecka możecie przeczytać na: danonkipowiedztak.pl
Mecenat nad tematem objęły Danonki, jednak nie mają one absolutnie żadnego wpływu na opinie jakie tu zawarłem. Te są całkowicie moje i są subiektywne.
Zachęcam też do zapoznania się z tekstami na ten temat autorstwa innych blogerów, a w zasadzie blogerek, samem mamy: SZAFECZKA.com, FLOWMUMMY.pl, MOJEDZIECIKREATYWNIE.pl i SZCZESLIVA.pl
No, ciekawy jestem jakie są „mamowe” opinie na temat nauki samodzielności. Każdy oczywiście pisał od siebie i po swojemu.
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023