Czasami tak sobie myślę, że istnieją na tym świecie dwa rodzaje ludzi. Pierwszy typ myśli o sobie dobrze, patrząc w lustro lubi to co w nim widzi i jest przekonany, że inni też to polubią mimo wad, ale dzięki zaletom. Drugi typ to człowiek, który nie lubi swojej osoby, jest przekonany, że inni też go nie polubią, uważa, że jego wady przekreślają jakiekolwiek zalety. Te dwie skrajne postawy widać także u dzieci, w szkole. Mam wrażenie, że w Polsce dominuje poczucie beznadziejności i nasze szkoły pogłębiają to poczucie, również poprzez założenia systemu oświaty opartego na wytykaniu błędów.
Dzieci z niską samooceną częściej nie wywiązują się z obowiązków szkolnych, znęcają się nad słabszymi, kłócą się z rodzicami i nauczycielami i zamykają się w sobie, kiedy pojawiają się problemy. Mają mniej przyjaciół, przesadnie reagują na krytykę, dokonują gorszych wyborów. Ta ocena może się wydać nieco uproszczona, ale z moich obserwacji wynika, że istnieje wyraźny związek pomiędzy samooceną a zachowaniem i ocenami w szkole. Dzieci lepiej się uczą i są bardziej odpowiedzialne, kiedy lubią siebie.
Wykształcenie pozytywnej samooceny to proces
Proces, który rozpoczyna się tuż po urodzeniu. Niestety wielu rodziców i później nauczycieli nie daje możliwości na wypracowanie zdrowego podejścia do samego siebie. Rodzice zbyt często skupiają się na słabych stronach dzieci. Sama przyłapuję się na tym, że robię to wręcz odruchowo. Mimo tego, że mój syn czy córka radzą sobie świetnie w wielu dziedzinach ja skupiam się na tym, co im nie wychodzi. Wydaje mi się, że nie zmotywuję ich do niczego wychwalając ich sukcesy, zamiast wytykać im co jeszcze mogą zrobić lepiej.
Pomyślcie o osobach, które teraz, gdy już jesteście dorośli, chwalą was za wasze osiągnięcia. Wiem, wiem, w naszym kraju to rzadkość, ale mam nadzieję, że kogoś takiego macie. Zauważyłam, że moja motywacja rośnie niepomiernie, kiedy ktoś dla mnie ważny doceni to co robię. Gdyby mój szef skupiał się tylko na krytyce mojej pracy, to nawet nie chciałoby mi się próbować mu udowodnić, że nie ma racji. Tak samo jest z dziećmi. Poprzez nasze słowa i czyny, poprzez sposób w jaki przekazujemy im komunikaty, wpływamy na ich mobilizację do działania i tym samym na ich samoocenę. Przy czym chcę tu wyraźnie podkreślić, że daleka jestem od bycia nadopiekuńczym i bezkrytycznym fanem każdego dziecięcego działania. Dzieci szybko wyłapią fałsz w takich komunikatach. Staram się jedynie pokazać, że w naszych domach i szkołach ilość krytyki wielokrotnie przewyższa zachętę i pochwałę. Warto to zmienić.
Komunikat
Najważniejszy komunikat jaki powinno usłyszeć dziecko od rodzica i nauczyciela to „lubimy cię takiego jaki jesteś, bo ty to ty”. Jednak bardzo często ten komunikat brzmi „lubilibyśmy cię bardziej, gdybyś zachowywał się lepiej”. To nie działa. Silni i skuteczni rodzice/nauczyciele to tacy, którzy wprowadzają zasady, ale to nie od ich przestrzegania zależy akceptacja osoby dziecka.
Aby zbudować poczucie własnej wartości dzieci muszą uwierzyć, że posiadają umiejętności potrzebne w ich wieku do tego, by dawać sobie radę. Powinny być przekonane, że są wystarczająco silne, aby uporać się ze swoimi problemami. Takie poczucie rodzi się poprzez zwykłe codzienne sytuacje. Moja 5-latka bardzo lubi nam pomagać poprzez włączanie się w domowe czynności takie jak sprzątanie czy gotowanie. Podając mi mąkę zapewne myśli „czuję się duża. uczę się gotować. mam nadzieję, że mama zauważy”. I czasami zauważam, ale wszystkie miejsca, w których nabrudziła 🙂 Zamiast docenić jej wysiłek i poprzez przykład dać jej możliwość uczenia się, z dezaprobatą w głosie wypominam jej bałagan.
Wrzućmy na luz
Obserwuję to na codzień w pracy. Wielu rodziców nieodmiennie skupia się na rezultacie końcowym, a nie na procesie uczenia się, jaki się akurat odbywa i w ten sposób obniża motywację oraz samoocenę dzieci. Nie należy oceniać tego, co robią dzieci, jeśli próbują się czegoś nauczyć. Nie wyprzedzajmy procesu wyrokując o jego końcu. I przede wszystkim: wrzućmy czasami na luz, nasze dzieci nie muszą być najlepsze ze wszystkiego, wystarczy, że dostatecznie opanują dany przedmiot wkładając w to swój czas i wysiłek. I to też jest godne pochwały.
Dzieci z dobrą samooceną to takie, które podejmują decyzje, które ich bezpośrednio dotyczą. Wielu rodziców (w tym czasami ja) powtarza dzieciom, że muszą być odpowiedzialne, a z drugiej strony do znudzenia wciąż im przypomina, że na dworze jest zimno, że powinni coś zjeść, że mają odrobić lekcje, itp. Wszystkie te komunikaty wałkowane w wieku szkolnym (nie mówię tu o maluchach) odbierają dzieciom poczucie sprawczości i dumy z podejmowania decyzji o własnym losie. A dzieci swoją dobrą samoocenę czerpią także z tego co udało im się zrobić samodzielnie. Czasem dla rodzica i nauczyciela oznacza to stanie z boku i przyglądanie się ich zmaganiom z jakimś trudnym zadaniem, podczas gdy my z łatwością moglibyśmy je wykonać. Jeśli nie pozwolimy na to, aby dziecko musiało się o coś starać, czasami nawet walczyć i podejmować wysiłek, żeby rozwiązać jakiś problem, to gdy znajdzie się w trudnej sytuacji w dorosłym życiu nie ma co liczyć na to, że nagle znajdzie w sobie siły, by sobie poradzić. W takiej sytuacji po prostu uzna, że „ja i tak nie dam rady” i się podda.
Co ciekawe podobno dzieci nie myślą o sobie dobrze, gdy rodzice starają się ze wszystkich sił zapewnić im zero stresu i dać im wszystko. Dzieci potrzebują się trochę pomęczyć, żeby dostać to czego pragną i wtedy dopiero to docenią. I docenią też same siebie.
I na koniec jeszcze raz chce podkreślić, że nikogo z nas nie zachęcam do dawania fałszywych pochwał. One zawsze rodzą brak szacunku i są zwyczajnym kłamstwem. Chodzi mi o to, aby szukać dobrych rzeczy w naszych dzieciach, wzmacniać w nich poczucie, że są wartościowe i jedyne w swoim rodzaju. I dzięki temu one naprawdę poczują, że lubią tę postać po drugiej stronie lustra 🙂
pozdrawiam
Karolina
komentarze