Niebawem zamknę szósty rok bycia freelancerem. Już prawie nie pamiętam co to jest praca na etacie – i bardzo dobrze.
Przejście na samozatrudnienie, a przede wszystkim samodecydowanie, było najlepszą, choć nie najłatwiejszą decyzją jaką podjąłem. Plusy zdecydowanie przewyższają minusy. Ale bądźmy szczerzy: bycie freelancerem, to nie droga usłana różami.
Nie jest to też droga dla każdego. Niemniej zachęcam do podjęcia tego wyzwania i żeby pomóc przygotowałem listę porad i zasad, które stosuję i które przynoszą świetne efekty.
Zanim jednak przejdziemy do meritum, chciałbym zakomunikować wprost: to są moje rady, które działają u mnie. Wszystko trzeba skalować do własnej sytuacji, aczkolwiek uważam, że większość tych rad jest uniwersalna.
Część może być oklepana, ale to tylko dlatego, że te rzeczy są ważne, a często bardzo ważne. Piszę to z pozycji osoby pracującej w domu, więc dosłownie wszystko jest na mojej głowie. To ja muszę zadbać o wygodny fotel, kawę w kubku, czy działający internet.
Zatem:
1. Zatrudnij księgową
Niektórzy są w stanie sami poprowadzić własną rachunkowość, ale jeśli masz choć cień wątpliwości, to zatrudnij osobę, która się na tym zna, i która – co szalenie ważne – przejmie za to odpowiedzialność. Jest to koszt około 200zł miesięcznie, a spokój, który się zyskuje jest nieoceniony. Poza tym zawsze staraj się delegować rzeczy, które odrywają cię od Twojego głównego celu. Jeśli jesteś grafikiem, programistą, szyjesz ubrania czy piszesz wiersze, to księgowość nie jest czymś czym warto zaprzątać sobie głowę. Szkoda Twojego cennego czasu.
Poza tym dobra księgowa wytłumaczy ci wszystko (dobra księgowa tłumaczy „jak idiocie”), wprowadzi cię we wszystkie netto i brutto, vaty i inne cuda. Dobra księgowa będzie czuwać nad terminami rozliczeń z urzędami, a także będzie chronić cię przed błędami, które podatkowej rzeczywistości potrafią być bardzo kosztowne i kłopotliwe. Im bardziej skomplikowana jest Twoja działalność tym bardziej skomplikowane są podatki, a jeśli próbujesz wziąć to na logikę, to możesz się przejechać.
Fakt z życia: przez krótki moment korzystałem z księgowości w dużej korporacji, co było częścią usług coworkingu, w którym wynajmowałem biurko. Komunikacja z nimi była bardzo oporna, bo obsługiwali tysiące podmiotów i brakowało ludzkiego podejścia. Zapłaciłem wszystkie podatki, ale nie wysłałem deklaracji, że owe pieniądze wpłaciłem.
Nie wysłałem, bo tamta księgowa komunikowała się ze mną fachowymi skrótami. Gdy już ją zrozumiałem (po kilku mejlach), to termin złożenia deklaracji minął i wysłałem ją jakieś 2-3 dni po terminie. To wystarczyło, żeby wszcząć przeciwko mnie postępowanie skarbowe. W takim postępowaniu w zasadzie nie można być niewinnym, można co najwyżej dostać minimalną karę, która wyniosła ok 300zł (nie pamiętam dokładnie).
Ważniejszy jest papierek niż pieniądze na koncie, ale w urzędach logika nie zawsze obowiązuje. Dlatego dobrze mieć kompetentną księgową.
2. Wolne przejście
Nie rzucaj się na głęboką wodę. Nie odchodź z fajerwerkami z pracy. Raczej sugeruję łagodne przejście między etatem, a freelncerką. Okres przejściowy może być ciężki, ale pozwoli się wdrożyć. Przede wszystkim jednak chodzi o płynność finansową. Pierwsze pieniądze za projekty mogą być za miesiąc, za dwa miesiące, a rachunki opłacać trzeba.
Jeśli masz poduszkę finansową, to super, ale nie wszyscy mają i nie wszyscy są w stanie odłożyć odpowiednie środki przy obecnej pracy – przecież głównie dlatego ją zmieniają.
Fakt z życia: wypowiedzenie z pracy złożyłem pod koniec października, przepracowałem jeszcze listopad. Realizować zlecenia freelancerskie zacząłem około września. Przez te dwa miesiące mało spałem, ale dzięki temu zmiana była płynna. To było bardzo ważne, bo wtedy miałem już dwójkę małych dzieci i nie mogłem sobie pozwolić na większą lukę w finansach.
3. Bądź widoczny
Gdy idziesz wieczorem poboczem drogi miej przy sobie jakiś odblaskowy element. Choć tekst nie jest o bezpieczeństwie na drodze, to rada żeby mieć odblaskowy element jest jak najbardziej na miejscu. W marketingu mamy coś takiego jak strategia księżyca. Fantastycznie sprawdza się przy małych biznesach. Z grubsza chodzi o to, żeby tak jak księżyc „zaświecić” cudzym światłem.
Znajdź swoje słońce i odbijaj jego światło. Pokaż co potrafisz chwaląc się swoją najlepszą i największą współpracą. Jak nie masz współprac, to pracą konkursową.
Fakt z życia: początek mojej firmy zbiegł się m.in. z pracą nad okładką pierwszej płyty Luxtorpedy. Mniej więcej w tym czasie byłem też zaproszony na Startup Weekend Poznań w roli mentora, żeby doradzać uczestnikom w sprawach graficznych czy social mediowych. Robiłem też inne rzeczy, ale te były najbardziej spektakularne i to nimi uwiarygodniłem swoje umiejętności.
Generalnie najgorsze co możesz zrobić to czekanie na zlecenie. Poza Tobą na rynku są jeszcze setki czy tysiące osób. Daj się poznać klientowi, pozwól mu zlecić sobie pracę. Nie chowaj się w piwnicy. Mów o tym co robisz, pisz o tym co robisz, pokazuj to co robisz. Musisz się chwalić.
Polecam książkę Pawła Tkaczyka „Zakamarki Marki”. W prosty sposób wyjaśnia podstawy pracy nad własną marką.
Fakt z życia: w moim przypadku (i w kliku innych, które znam) świetnie sprawdza się prowadzenie bloga. W zasadzie rozpoznawalność mnie jako grafika wypłynęła głównie z tego, że pisałem o tym na blogu. Moje komiksy były osadzone w agencji reklamowej i ludzie zaczęli kojarzyć: grafika = Zuch.
Media społecznościowe dają świetną możliwość żeby się pokazać zarówno jako ktoś kto wykona pracę, ale też jako ktoś kto jest konkretnym człowiekiem, sympatycznym, z poczuciem humoru. Pracujemy chętniej z ludźmi, których lubimy.
4. Niezawodny internet
Dziś prawie wszystko jest w internecie. Informacje, źródła, pomoce, wszystko jest online. Moja praca jest online. Podczas pisania tego tekstu robiłem przerwy, bo musiałem opublikować inny tekst, wrzucić zdjęcia i film na Instagrama, pobrać gigową paczkę zdjęć, wysłać pliki produkcyjne do drukarni, a także kupić audiobooka dla dzieci. Dobry net naprawdę daje dużo spokoju.
Ostatnimi czasy totalnie popieram internet bezprzewodowy. Kiedyś wierzyłem w stabilność kabla. Ale dynamika mojego życia bardzo się zmieniła. Bezprzewodowe LTE było dla mnie w tym roku zbawieniem. Mniej więcej od maja do lipca włącznie byłem jedną nogą w mieszkaniu, a drugą w domu przy wykończeniówce. Potem jeszcze przeprowadzka. Cały czas musiałem pracować, musiałem mieć internet.
Na biurku stoi sobie zgrabne pudełeczko, a ja mam w pompce kable i światłowody (a także to, że miejscowy dostawca poprowadził je 50m od mojego domu, ale do domu już nie dociągnął). Router mam domu, ale też biorę ze sobą gdy gdzieś wyjeżdżam. Hotelowe wi-fi to żart, wiadomo. A ja nie mogę być uzależniony od takich żartów i ryzykować, że wieczorem nie będę mógł odpalić Netflixa.
O ile od nieobejrzanego serialu świat się nie zawali (tak bardzo), to przekroczenie deadline’u wysłania plików do drukarni może się wiązać z poważnymi problemami finansowymi. Nie każdy coś drukuje, ale praktycznie każdy musi być w jakiejś części on-line. Tak więc net jest ważny i w biurze i w domu ogólnie. Dzisiejsze LTE jest świetnym rozwiązaniem ze względu na wygodę i sprawne działanie.
Aktualnie testuje LTE od T-Mobile. Stylowy router (a ja jestem gadżeciarzem, więc to dla mnie ważna cecha) Huawei będący częścią oferty pociągnął u mnie 68,25Mb/s pobierania i 7,04Mb/s wysyłania. Dla mnie bomba. Tym bardziej, że nie muszę mieć żadnych kabli, bo jak wspomniałem, nawet gdybym je chciał mieć, to bym nie mógł. Zatem T-Mobile FTW!
Na tym właśnie polega urok pracy w domu, że można siedzieć w domu. Wszystkie rzeczy robimy czy zmieniamy aby podnieść swój komfort życia, bo to teraz my jesteśmy szefem i to nam na tym zależy. Dlatego dla własnego zdrowia psychicznego zadbajcie o sprawny, szybki internet. Na etacie było trochę tak, że jak net padł, to i praca padła, więc fajnie – można odpocząć i trochę sobie pogadać. Gdy pracujesz na swoim, to gdy nie pracujesz, to nie zarabiasz.
Partnerem wpisu jest T-Mobile, który oferuje naprawdę nielimitowany bezprzewodowy internet dla domu. Bez kruczków, wszystko jasno opisane. Ale nie będę przepisywał oferty, więc po prostu przeczytajcie to u źródła: CZYLI TUTAJ <- klik |
5. Planuj
Teraz już nie masz product managera czy szefa, który przyjdzie pokrzyczeć, że czas leci. Teraz to wszystko jest na Twojej głowie i w twoim interesie. Zatem planuj. Planuj wszystko. Zapisuj w kalendarzu wszystkie wyjścia, deadliny, spotkania, itp. Planuj też czas prywatny, bo własna firma, która najczęściej jest wynikiem pasji, potrafi ten czas zagarnąć. Zaplanuj sobie konkretne zajęcia, konkretne projekty, telefony, przerwę na drugie śniadanie.
Fakt z życia: w ciągu ostatnich kilku lat spóźniłem się z własnej winy (czyli nie, że korki) na chyba tylko jedno spotkanie. Jak już pewnie łatwo się domyślić, było to jedyne spotkanie, którego zapomniałem wpisać do kalendarza.
✅ Przeczytaj mój tekst: Wyrzuć przyszłość z głowy
Planowanie dnia, tygodnia czy miesiąca ma też czynnik psychologiczny. Zrzucasz te tematy z głowy do kalendarza, przez co przestają ci ciążyć. Masz większe poczucie kontroli i w efekcie większy spokój.
Jak ja to robię? O tym m.in w kolejnym punkcie.
6. Inbox Zero
Termin bardzo ważny w mojej produktywności. Krótko mówiąc chodzi o to, żeby zapanować nad skrzynką mejlową i doprowadzać do tego, żeby nie wisiały tam mejle. U mnie zwykle mejli nie ma, albo jest poniżej pięciu. Znam takich, którzy w skrzynce odbiorczej mają po siedem tysięcy mejli. Cóż… Nie ślęczę nad skrzynką cały dzień (o tym trochę napiszę w punkcie o rozpraszaniu).
Staram się sprawdzać mejle dwa, trzy razy dziennie. Ale gdy już to robię, to odpisuje na to co jest i przerzucam do odpowiednich folderów w mojej skrzynce. Klienci mają swoje osobne foldery, podobnie jak różne inne aktywności. Jeśli w mejlu jest konkretna informacja dot. jakiegoś zadania, to przerzucam ją do kalendarza, a mejl do folderu odpowiedniego klienta. Pusta skrzynka daje poczucie panowania nad sytuacją i autentycznie odciąża naszą psychikę.
A jeśli już jesteśmy przy mejlach:
7. Pisz wyraźnie
Uznaj mejle za wiążący dokument (którym są w rzeczywistości). Wszystkie ważne rzeczy uzgadniaj mejlowo. Jeśli było spotkanie, to napisz podsumowanie. Jeśli ktoś z czymś do ciebie dzwonił, to po rozmowie poproś go o podsumowanie na mejla. Dzięki temu masz czarno na białym wszystkie ustalenia i nie ma potem sytuacji, że ktoś próbuje coś ugrać powołując się na rozmowę telefoniczną.
Wtedy masz słowo przeciwko słowu, a to może być bardzo nieprzyjemne starcie. Często nawet nie chodzi o złośliwość czy próbę oszustwa, ale o zwykłą pomyłkę, czy zapominalstwo. Umawiamy się na konkretny zakres działalności, za konkretne pieniądze. Klient potwierdza i mamy wszystko oficjalnie.
✅ Przeczytaj mój tekst: Jak uporządkować pliki i foldery na komputerze
Zwracaj też uwagę na to co piszesz. Zawsze, ale to zawsze podając kwotę honorarium zaznaczaj, że mówisz o kwocie netto. Firmy często mówią o kwocie brutto, ale ciebie interesuje to co dostaniesz na rękę. Przeoczenie tego „szczegółu” może cię kosztować 1/5 honorarium.
A skoro jesteśmy przy honorarium:
8. Ceń się
Powołam się jeszcze raz na Pawła Tkaczyka, który w którymś swoim tekście czy podcaście mówił, że jesteśmy swoimi najgorszymi doradcami finansowymi. Z różnych względów zaniżamy wartość swojej pracy. Dlatego gdy wycenimy zlecenie, to dodajmy do tego m.in. 25% i dopiero to wyślijcie klientowi.
Fakt z życia: to działa.
Wiele osób ma problem z wyceną swojej pracy. Nic dziwnego – nikt nigdy nas tego nie uczył. Warto zrobić sobie cennik, taki wewnętrzny. Spisz sobie usługi, które świadczysz i je wyceń. W razie pytanie nie będziesz się zastanawiać, a poza tym będzie to uczciwe – wszyscy będą płacić tyle samo. Przy wycenie pomocna może być stawka godzinowa.
Wymyśl ile chcesz zarobić w miesiąc, ile chcesz przepracować godzin i podziel jedno przez drugie. Wyjdzie ci cena twojej roboczogodziny. Potem zastanów się ile czasu zajmie ci konkretny projekt i masz kwotę. Ale – uwzględnij w tym poprawki, konsultacje, wymianę mejli, rozmowy, spotkania itp. To że jakiś projekt zrobisz w dwie godziny, to jedno, ale żeby do tego doszło potrzebujesz np. dziesięć godzin przygotowań. Wyceń wiec dwanaście godzin, a nie dwie.
Pamiętaj, że twój czas jest najcenniejszy.
Nie wszystko jednak da się wycenić godzinowo, bo niektóre tematy są wynikiem jakieś tam pracy nad własnym wizerunkiem, która trwa od lat. Przykładem jest np. użyczenie wizerunku, czy promocyjny wpis na blogu. Niby to dwie trzy godzony pracy tu i teraz, ale jest to możliwe dzięki siedmiu lat regularnej pracy nad blogiem. W branży mówi się, że wizerunek wart jest tyle ile ktoś jest skłonny zapłacić.
Zaniżanie ceny i łapanie drobizny, to droga do nikąd. Drobizna ma to do siebie, że drobna jest tylko zapłata. Drobizna rozciąga się w czasie i pochłania cię nieadekwatnie do zapłaty. Przez to możesz się zajechać i położyć naprawdę ważne tematy.
Dlatego:
9. Naucz się odmawiać
Nie musisz, a nawet nie powinieneś brać wszystkiego. Łatwo powiedzieć, wiem. Wiem też, że gdy ma się do opłacenia rachunki, a i jedzenie by się przydało, to człowiek zaczyna brać te zlecenia, które są. Niestety często efekt jest taki, że się zagrzebiemy po uszy w pracy. Kasy z tego nie będzie, ale też nie będziemy mieć czasu na rozwój. Zamiast robić jakiś szajs za grosze, może lepiej poświecić go na szukanie lepszego zlecania?
✅ Przeczytaj mój tekst: Czasami trzeba odpuścić żeby nie zwariować
Albo jakąś fajną (bo nieskażoną szefem) pracę do portfolio? Żeby pokazać co umiemy nie musimy wrzucać tylko prawdziwych realizacji, ale mogą to być też nasze prace „do szuflady”.
Fakt z życia: nauczyłem się, że często im mniejsze zleconka, im mniej płatne, tym więcej z nimi problemu. Poprawki ciągną się w nieskończoność, wymagania są jakby płacili miliony, a koniec końców i tak nikt nie jest zadowolony. Ostrożnie podchodźcie też do schodzenia z waszej ceny.
To zwykle też nie kończy się dobrze. Największe problemy do tej pory miałem właśnie z firmami, które bardzo chciały zejść z ceny. Np. dziś czekam już drugi miesiąc po terminie za niewielką płatnością od pewnego wydawnictwa parentingowego z Trójmiasta. Czas chyba odezwać się do prawnika.
10. Nie wydawaj nieswoich pieniędzy
Oczywiście chodzi mi tylko o pieniądze firmowe, bo wydawanie pieniędzy jest fajne. Niemniej jednak musisz od początku bardzo wyraźnie zaznaczyć różnicę między pieniędzmi firmowymi, a prywatnymi. Nawet (a może przede wszystkim) jeśli masz jednoosobową działalność nie tykaj pieniędzy na podatki.
Od razu po wpłynięciu kasy z faktury przelej na osobne konto należną kwotę VAT i podatku dochodowego. Ja sobie zrobiłem tabelkę, która jasno pokazuje ile z faktury faktycznie jest moje, a czego mam nie ruszać.
11. Ucz się
Własny biznes, to ciągły rozwój. Tym bardziej, że na początku zwykle wiemy mało. Tak więc czytaj, oglądaj, chodź na konferencje, ucz się języka, podpatruj innych, itp. Nie stój w miejscu, bo szybko możesz zostać w tyle. Nie mówię o jakimś ślepym pędzie samorozwoju, ale o świadomości tego, że świat dziś zmienia się bardzo dynamicznie. Zmienia się też twoja branża i wszystko co na nią wpływa, ot choćby media społecznościowe.
✅ Przeczytaj mój tekst: Co to są podcasty biznesowe i z czym się to je
12. Poznawaj ludzi i daj się poznać
Wolimy prowadzić interesy z ludźmi, których znamy. Wolimy zapłacić komuś kogo kojarzymy choć pobieżnie niż komuś zupełnie anonimowemu. Ponadto znajomi naszych znajomych stają się naszymi znajomymi, itd. Uroki życia w świecie mediów społecznościowych. Wiele zleceń otrzymuję właśnie z czyjegoś polecenia. Oprócz tego znajomości są fantastycznym źródłem rozwoju.
✅ Przeczytaj mój tekst: Pokrewne dusze w biznesie – czyli kilka słów o networkingu
Rozmowa z ludźmi z branży może być niesamowicie inspirująca. Zawsze po blogerskich konferencjach mam mega wielkiego kopa motywacyjnego. Wymiana doświadczeń z ludźmi, którzy dzielą twoją pasję jest na wagę złota. Dlatego rozejrzyj się po okolicy, kto gdzie się spotyka. Branża okołointernetowa ma dziesiątki spotkań każdego tygodnia. Są spotkania mniejsze i większe, są luźniejsze i bardziej edukacyjne.
Wyjdź z domu i poznawaj ludzi. No i daj im się poznać. Rozumiem, że ktoś może być nieśmiały (np. ja mam spore trudności z nawiązywaniem nowych znajomości), ale na takich spotkaniach zwykle ktoś zagada, albo można wbić się dyskretnie w jakieś kółeczko. Warto.
13. Dyscyplina
Miej świadomość, że jesteś swoim najgorszym pracownikiem. I pisząc najgorszym, mam na myśli NAJGORSZYM. Dlatego musisz przyjąć konkretne założenia dotyczące twojej pracy. Sam wiesz jakie masz ograniczenia, co cię rozprasza itp. Wyznacz sobie godziny pracy.
Mi osobiście pomaga powtarzanie sobie pytania „dlaczego?”. Dlaczego ja to robię? Dlaczego pracuję? Dlaczego mam odpalić Photoshopa, a nie Playstatnion? Dobrze znam odpowiedzi. Robię to wszystko dla mojej rodziny, żebyśmy mieli środki do życia. A moja rodzina jest dla mnie najważniejsza. Kiedy tak otwarcie stawiam sprawę sam przed sobą, to większą energią biorę się do pracy.
Wspomniałem o rozpraszaniu, więc nieco rozwinę ten temat:
14. Nie rozpraszaj się
Jak to mówią starzy górale „stay focus”. Żyjemy w najgorszym dotychczas momencie historii świata jeśli chodzi o rozpraszanie. Szum informacyjny, tysiące newsów i miliony powiadomień atakują nas z każdej strony. To zabija produktywność.
Daliśmy sobie wmówić, że musimy być wiecznie online. Nie, to nie prawda. Owszem, w szerokopojętej branży 2.o musisz mieć dostęp do niezawodnego netu, ale to nie znaczy, że musisz odbierać na bieżąco wszystkie wiadomości. Wspominałem już żeby skrzynkę mejlową odbierać max 3 razy dziennie.
Jeśli będzie coś pilnego to zadzwonią do ciebie, naprawdę. Nie musisz odpowiadać natychmiast. Odpowiadaj w przeciągu kilku, kilkunastu godzin, to wystarczy. Dlatego powyłączaj wszystkie powiadomienia. Wszystkie.
Fakt z życia: Kiedy zaczynałem moją działalność, to za punkt honoru postawiłem sobie dostępność. Chciałem szybko reagować na mejle, wiadomości messengera, powiadomienia pod postami na facebooku, czy blogu. Technologia daje nam takie możliwości i mój telefon stał się moim mobilnym centrum powiadomień.
Zacząłem się łapać na tym, że siadam rano do pracy, siedzę kilka godzin, jest godzina 14, a ja mam wrażenie, że nic nie zrobiłem – bo faktycznie zrobiłem niewiele. Ale byłem dostępny. Postanowiłem to zmienić i wyłączyłem wszystkie powiadomienia. Messenger czy gmail mi nie pikają, Facebook też uciszyłem. I co? I świat się nie zwalił. Jakość komunikacji – co ciekawe – została taka sama, ale moja produktywność bardzo wzrosła.
Jeśli potrzebujesz spokoju to nie wahaj się przed wyłączeniem telefonu. Po prostu rób swoje. Reszta poczeka.
Ja osobiście mam specyficzną sytuację bo spora część mojej pracy dotyczy publikacji w internecie: blog, facebook, instagram. Nie do końca mogę puścić to samemu sobie. Muszę mieć nad tym jakąś kontrolę i sprawdzać choćby co się dzieję w komentarzach. Dlatego od czasu do czasu muszę rzucić okiem co tam się dzieje. Ale z tym rzucaniem okiem bywa tak jak w jednym z moich komiksów:
Dlatego polecam aplikację w stylu FocusBooster. To prosty zegar, w którym ustawiamy interwały czasowe, np. 30 minut na pracę i 3 minuty przerwy. Zakładamy przy tym, że fejsa sprawdzamy w przerwie. To naprawdę pomaga. Generalnie jest to system Pomodoro i na pewno znajdziecie setki aplikacji. Któraś Wam podpasuje.
Jeśli dużo piszesz to fajnie się sprawdzają programy typu FocusWriter gdzie możesz tylko pisać. Nie tracisz godziny na ustawianie fontu i marginesów. Po prostu masz jednolity ekran i migający kursor.
15. Zacznij od najważniejszego
Każdego dnie rób sobie listę to-do, w której wyraźnie zaznaczaj priorytety. Taką listę dobrze sporządzić wieczorem, tak żeby rano można było od razu usiąść do najważniejszego zadania, a dopiero po jego skończeniu np. sprawdzić skrzynkę. Takie podejście pomaga nie utonąć w drobiźnie, która ma to do siebie, że w trakcie lubi się mnożyć. Poza tym przeskakiwanie z zadania do zadania rozprasza i w efekcie bardzo nas spowalnia.
✅ Przeczytaj mój tekst: 100-letnia lista to-do, która ciągle działa
16. Dbaj o zdrowie
Siedząc w domu łatwo jest przegiąć i zapuścić się jak stary dziad. Rób sobie przerwy, ruszaj się i odżywiaj się rozsądnie. Nie dopuszczaj do sytuacji, że kilka dni siedzisz w domu wykonując po kilkanaście kroków na dzień, a żywisz się zupkami chińskimi i czekoladkami zapijając wszystko kolą. To jest śmieszne na komiksach. Pomijając już aspekty typowo zdrowotne, to taki tryb życia źle wpływa na umysł, a co za tym idzie: na produktywność i kreatywność.
Niektórzy moi znajomi o konkretnej godzinie przerywają pracę i idą na półgodzinny czy godzinny spacer. Ja wożę dzieci do szkoły, biegam (nie tak często jakbym chciał), czy ostatnio z pasją rąbię drewno do kominka, czy pracuję w ogrodzie. Spróbuj sobie zagrabić tysiąc-metrową działkę z opadających liści… Dbaj też o wzrok. Prawdopodobnie tak jak ja większość pracy wykonujesz przed ekranem komputera.
Polecam metodę 20-20-20: co 20 minut przez 20 sekund popatrz na coś co jest oddalone o ok 20 metrów. Oko lepiej pracuje i nie zastyga w jednej pozycji.
17. Archiwizuj i pracuj w chmurze
Zapewne dane, które masz na komputerze są twoim źródłem utrzymania. A komputer jak to komputer potrafi być zawodny. Dlatego też inwestuj w dobry sprzęt. Ja od początku mojej działalności pracuję na sprzęcie Apple i baaardzo go sobie cenię.
Ale wypadki chodzą po ludziach i po komputerach też. Np. jakieś dwa miesiące temu wychodząc z samochodu wyciągnąłem iPhona z kieszeni, żeby mi się nie wyślizgnął na ziemię. Po czym… wyślizgnął mi się z ręki prosto w kałużę. Do tej pory nie wiem jakim cudem to się stało, ale się stało. Na szczęście po dwóch dniach wysechł i wrócił do żywych. Przypadków gdy komuś na lapka wylała się kawa jest wbrew pozorom tysiące. Utonięć telefonów w kiblu pewnie jeszcze więcej.
Dlatego archiwizuj regularnie swoją pracę.
Ważne rzeczy, dokumenty, coś z czego regularnie korzystamy warto trzymać w chmurze. Praca freelancera ma to do siebie, że czasem trzeba coś zrobić kiedy jest się poza domem. Możesz sobie pomyśleć: phi, urlop to urlop, ja na etacie to nie muszę pracować na urlopie. No tak, tylko że na etacie miałem jeden urlop w roku, a w 2016 naliczyłem chyba siedem.
Poza tym na etacie pracujesz na szefa, a freelancer pracuje na siebie. Miałem taki urlop podczas którego pracowałem 3-4 godziny, ale w tym czasie zarobiłem na cały ten wyjazd, na którym akurat byłem z rodziną. Tak więc czasami na urlopie się pracuje. Dobrze jest mieć wtedy wszystkie istotne rzeczy pod ręką.
Zresztą nawet w domu się to przydaje. Nie musisz siedzieć cały dzień przy biurku. Z laptopem można migrować po domu, czy ogrodzie. Np. świetnie pisze się w hamaku, albo siedząc przed rozkosznie płonącym kominkiem.
18. Lifebalance
Last but not least. Zawsze powtarzałem i będę powtarzał w nieskończoność, że rodzina jest najważniejsza. Moja praca zawsze jest dla rodziny, ale nigdy nie może być od niej ważniejsza. To że mogę pracować w domu było jednym z najważniejszych powodów przejścia na freelance. Mogę spokojnie zawieźć dzieci do szkoły. Mogę być na każdym przedstawieniu.
Jestem w domu gdy wracają ze szkoły. Jemy razem wszystkie posiłki w ciągu dnia. Kiedy chcą mogą do mnie przyjść i chwilę popatrzeć co robię. Albo posiedzieć ze mną w biurze i sobie porysować. Niemniej jednak mój czas pracy jest czasem mojej pracy, ale nie zamykam drzwi na klucz. Są też sytuacje wyjątkowe, kiedy naprawdę muszę się skupić i naprawdę muszę się z czymś uporać. Wtedy dzieciaki potrafią to uszanować, bo wiedzą, że to sytuacja wyjątkowa, a nie standard.
Fakt z życia: zauważyłem, że dobrze się sprawdza wtajemniczanie dzieci w to co ja właściwie robię. Czasami siadają mi na kolana i patrzą jak coś projektuję, czy jak wrzucam coś do netu. Posiedzą sobie 5-10 minut i wystarczy, są zaspokojone. Od kiedy się dało starałem się też zabierać je na moje różne wyjazdy. Chciałem żeby byli częścią tego co robię. I to działa. Widzę, że działa i fajnie funkcjonuje.
Ok, to by chyba było na tyle. Rozpisałem się, ale też temat ważny i sześć lat temu chętnie przeczytałbym taki tekst.
pozdrawiam
ZUCH
PS – partnerem wpisu jest T-Mobile, który oferuje niezawodny i naprawdę bez limitu internet bezprzewodowy.
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023