Kilka lat temu miałam okazję spędzić trochę czasu w zaprzyjaźnionej szkole w Wielkiej Brytanii. Gościłam na kilkunastu lekcjach, rozmawiałam z nauczycielami i uczniami, swobodnie obserwowałam szkolne życie. Takie spojrzenie poza polski system i nasz rodzimy grajdołek doskonale otwiera oczy na bolączki i niedoskonałości tego systemu, których na co dzień możemy nie dostrzegać.
Żeby nie być jednostronną – zauważyłam w czasie pobytu także mocne strony polskiej szkoły i krytycznie oceniłam przynajmniej kilka aspektów brytyjskiego systemu edukacji. Ale jest jedna różnica, która już po pierwszym dniu pobytu bardzo mocno rzuciła mi się w oczy: polska szkoła ryciem stoi.
Kiedy Polacy jadą na Zachód i stykają się z tamtejszym szkolnictwem to często kpią – „ha ha, oni tam nic nie wiedzą i niewiele robią, niczego się nie uczą tylko ciągle gadają”. To prawda – w Polsce mamy wysokie wymogi, jeśli chodzi o poziom wiedzy pamięciowej. Nauczyciel wykłada swój przedmiot z pozycji biurka, a uczniowie mają to chłonąć jako prawdę objawioną, którą należy zanotować, by w domu drugie tyle czasu poświęcić na zakuwanie.
Od wielu pokoleń trwa wśród Polaków przekonanie, że jak nie ma rycia na pamięć to dziecko nie będzie miało wyników, a szkoła nie trzyma poziomu. Z naszego punktu widzenia Brytyjczycy tracą zbyt wiele czasu w szkole na debaty, projekty i zabawy. Patrząc na to z ich punktu widzenia:
szkoła ma przede wszystkim kształtować umiejętności miękkie, bo to one są kluczowe dla przyszłości zawodowej człowieka.
A jak to jest w Polsce?
Niestety dotychczas przeprowadzone badania oraz fakty nie przemawiają na korzyść naszego systemu edukacji. Polacy nie mają zbyt wielu oszałamiających sukcesów naukowych, niewielu noblistów. Wiedza z takim poświęceniem wkuwana przez lata szybko zanika, podobno rok po maturze niewielu z nas byłoby w stanie napisać ją ponownie tak, aby zdać.
Standardem jest, że podejmując pierwszą pracę w zasadzie musimy uczyć się wszystkiego od początku, również takich aspektów jak praca zespołowa czy podział zadań. Gdy rozmawiałam niedawno z osobą zajmującą się od 20 lat rekrutacją dla dużych firm w Polsce mówiła ona, że:
największym błędem polskich szefów jest rekrutowanie pracowników w oparciu o ich wiedzę merytoryczną, bo w praktyce to nie ona, ale umiejętności miękkie zadecydują o tym kto będzie efektywnie pracował.
Dodała także, że to właśnie brak tychże umiejętności najczęściej przesądza o zwolnieniach z pracy.
Relikt przeszłości
Nasz system edukacji zupełnie inaczej postrzega udaną przyszłość zawodową. Uczeń ma się uczyć czyli wkuwać tak, aby dobrze zdać egzamin do liceum, dalej maturę, dalej dobre studia i w konsekwencji znaleźć dobrą pracę. Takie myślenie zakorzenione jest w Polsce od lat, ugruntowane dodatkowo w systemie komunistycznym, gdzie dominowała jedna obowiązująca perspektywa myślenia.
Autorytet nauczyciela miał dawać bezdyskusyjny wykład każdej doktryny, a uczeń miał się od razu od niego dowiedzieć “co autor miał na myśli”, bo przecież sam nie był w stanie tego zrozumieć lub nie daj Boże mógł samodzielnie wyciągnąć dziwaczne i niepoprawne ideologicznie wnioski.
Elitarne. Elitarne?
Ten pociąg do zakuwania dobrze widać także w tzw. elitarnych polskich szkołach. Są w nich najzdolniejsi uczniowie, a więc można by było zrobić program szkolny szybciej i resztę czasu poświęcić na projekty, debaty czy inicjatywy. Ale w praktyce prawie nigdy się tego nie robi. Dominuje parcie na zwiększenie ilości wiedzy na wyższym poziomie, np. akademickim.
Szkoły wiodące w rankingach często chwalą się tym, że u nich przerabia się pewne przedmioty na uniwersyteckim poziomie. Uczniowie żalą mi się, że już od pierwszej klasy liceum są non stop straszeni maturą, a szkoły stosują wyrafinowany system kar i nagród mający zmusić uczniów do nieustannego rycia.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że rodzice zazwyczaj też prą na wynik i kontrolują zakuwanie. W rezultacie mamy statystyki, z których wynika, że 70% polskich nastolatków upija się na umór regularnie w każdy weekend. Trudno się temu dziwić, jakoś trzeba przecież ten stres i presję odreagować.
Zaangażowanie
Wracając na koniec do szkoły brytyjskiej – momentami ich luz i niski poziom merytoryczny był przesadzony. Jednak miałam nieodparte wrażenie, że uczniowie lubią chodzić do szkoły, bo dobrze się w niej czują. Nie mieli wyrywkowego odpytywania przez nauczyciela na temat budowy komórki czy uczenia się historii kluczem dat, nazwisk i pojęć. Bardzo mi się to spodobało.
Jestem osobiście zdania, że jeśli uczniowie angażują się emocjonalnie w merytoryczną dyskusję i mają okazję wypowiadać własne poglądy czy zadać pytanie, to realnie coś z lekcji wyniosą i mają szansę naprawdę zapamiętać także fakty. Cieszę się, że w Polsce coś się w tym temacie rusza, powstają szkoły, które naprawdę zmieniają nasze podejście do edukacji.
Szkoda tylko, że w zdecydowanej większości są to szkoły niepubliczne, często z wysokim czesnym, dostępne jedynie dla wybranej i zamożnej grupy rodziców. Moim marzeniem jest, aby również w szkołach publicznych zmieniało się podejście do pamięciowego rycia i zwiększała się świadomość wagi życiowych umiejętności.
Ale aby to się zmieniło to my musimy zacząć od zmiany naszej rodzicielskiej mentalności.
Pozdrawiam,
Karolina
>> Przeczytaj też mój tekst: Moje dziecko nie musi być najlepsze – wystarczy, że będzie szczęśliwe