Ostatnio na ekrany naszych kin wszedł film o dwójce superbohaterów, która walczy między sobą. Tytuł nasunął mi pewną analogię opartą o rzeczywistość szkolną – rodzic kontra nauczyciel. Jak często byliśmy świadkami starcia między tą dwójką, kiedy jeszcze byliśmy dziećmi? Jak często my lub nasi znajomi będący rodzicami musieliśmy podjąć wyzwanie zmierzenia się ze szkolnym przeciwnikiem? I jak to wygląda od drugiej strony, tej nauczycielskiej?
Oto kilka luźnych refleksji nauczyciela na temat najczęściej popełnianych w tej sytuacji błędów rodzicielskich:1. Rodzic mówi nauczycielowi, co ma zrobić.
To najczęstszy przypadek. Wypowiedź typu „Chcę, żeby moje dziecko chodziło do innej klasy” oznacza w istocie „Nie umiesz znaleźć właściwego rozwiązania, więc muszę ci narzucić moje”. Rozmawiając z nauczycielem rodzic powinien przyjąć postawę nakierowaną na zdobywanie informacji, a nie postawę wymuszenia rozwiązań, które wcześniej uznał za właściwe. Aby rozmowa była konstruktywna należy podkreślić, że prezentujemy nasze stanowisko i nasz punkt widzenia: „Chciałbym opisać pewien problem i przedstawić to jak ja go widzę”. Warto na koniec zakomunikować, że chcielibyśmy poznać nauczycielskie spojrzenie na daną sytuację: „Co pani o tym myśli”, „Jakie są pana zdaniem możliwości rozwiązania tego problemu”. Nauczyciel wie wtedy, że bierzemy pod uwagę jego opinię i wierzymy w jego zdolność do samodzielnego myślenia i kreowania rozwiązań. Nam, rodzicom, wydaje się, że znamy nasze dzieci jak nikt inny i że wiemy o nich naprawdę wszystko i nic nas nie może zaskoczyć. Tymczasem w szkole mogą się one zachowywać zupełnie inaczej niż w domu. Dlatego punkt widzenia nauczyciela jest ważny, żeby właściwie ocenić sytuację. Niektóre dzieci doskonale wiedzą jak przekazać informację o wydarzeniach w szkole swoim rodzicom w taki sposób, aby winę za problemy zrzucić na innych. Czasami przemilczą swój udział w problemie. Głównym celem rozmowy z nauczycielem powinno być omówienie sytuacji dziecka i wspólne poszukanie rozwiązania. Mamy nie tylko mówić, ale także słuchać, nie tylko sugerować, ale także przyjmować sugestie. Być może po spokojnej rozmowie spojrzymy na naszego potomka i jego problemy szkolne zupełnie inaczej, co w rezultacie zaowocuje realną pomocą w ich rozwiązaniu.
2. Rodzic udaje się do szkoły, żeby grozić.
Udajemy się do szkoły w celu brutalnego wyegzekwowania sprawiedliwości i wyrównania krzywd naszego dziecka. Przedmiotem ataku będzie oczywiście nauczyciel, najczęściej wychowawca. Kilkukrotnie byłam świadkiem sytuacji, w której na co dzień spokojna i miła mama zmieniła się w walczącą lwicę, a stateczny i kulturalny tata szarpał nauczycielkę języka angielskiego z powodu niesprawiedliwie wystawionej oceny. Takie starcie nie kończy się dobrze. Nauczyciel staje do walki, a na ogół ludzie, którzy muszą się bronić mają mniej pomysłów na to, jak rozwiązać problem. Co więcej podświadomie lub świadomie nauczyciel zaczyna traktować nas jak wroga nastawiając się negatywnie do dziecka. Wersja premium tej sytuacji – rodzic zwołuje innych rodziców, którzy myślą podobnie i przypuszczają wspólny atak zbiorowy. Chcę tu przy tym zaznaczyć, że podstawą ataku często bywają sprawy wagi lekkiej, jak w-f na basenie czy różne wersje obuwia zmiennego. Nie podważam konieczności rozmów, w tym zbiorowych, ale absolutnie nie godzę się na bezpośredni atak ze strony rodzica. To naprawdę nigdy nie kończy się dobrze dla nikogo. Poza tym wysyłamy dziecku jasny sygnał zachęcający go do takich postaw i szukania powodów do kolejnych ataków i odgrywania się na nauczycielach.
3. Rodzic przychodzi negocjować oceny.
Należy zapamiętać jedną ważną rzecz: to nie rodzice dostają oceny, ale dzieci. To one spędzają całe dnie w klasie, słuchają nauczyciela, robią zadania, uczą się w domu, a w końcu otrzymują oceny. Rodzice nie powinni utożsamiać się z dzieckiem i traktować jego problemów z nauką jak swoich własnych. To sprawa naszego dziecka i ono powinno się tym zająć, my możemy jedynie w niewielkim stopniu mu pomóc, zwłaszcza na początku edukacji. Starsze dzieci powinny rozwiązywać problemy z nauką całkowicie samodzielnie. Możemy je zachęcać, rozbudzać w nich pasje i zainteresowania, ale nie drobiazgowo kontrolować. Rodzic walczący o oceny gimnazjalisty to prosta droga do rodzica studenta oblewającego wszystkie egzaminy na pierwszym roku. Bo przecież nagle nie ma już przy nim mamy, która przypomni mu o kolokwium i wykłóci się z wykładowcą o niesprawiedliwy egzamin. Czasami dobrze się dzieje kiedy w szkole nasze dziecko otrzyma parę jedynek, namacalnie odczuje konsekwencje braku przygotowania. Być może skłoni to je do zmiany postawy, zmusi do przemyślenia sytuacji. Rodzic, który negocjuje oceny (oczywiście pomijam tu skrajne przypadki patologii nauczycielskiej) odbiera dziecku możliwość ponoszenia konsekwencji swoich działań.
Nie miałam jeszcze zbyt wielu okazji, by stać po drugiej stronie barykady jako rodzic w rozmowie z nauczycielem. Szymo jest w drugiej klasie, nie sprawia większych problemów wychowawczych i edukacyjnych. Mam swoje uwagi i zastrzeżenia w stosunku do szkoły i nauczycieli. Staram się jednak przestrzegać zasad szacunku i otwartości w rozmowie z jego nauczycielami, nawet jeśli osobiście za nimi nie przepadam. I co najważniejsze: staram się skupiać na tym co dobre, podkreślać mocne strony. Bo czy słyszeliście o takiej sytuacji, w której rodzic przychodzi do nauczyciela tylko po to, żeby powiedzieć mu coś dobrego i docenić to co robi?
Pozdrawiam,
Karolina
komentarzeP.S. Moi rodzice nigdy nie należeli do tych bojowo nastawionych, zresztą rzeczywistość szkoły publicznej w małym miasteczku krótko po zmianie systemu nie skłaniała do podważania autorytetów, jakim byli nauczyciele. Pamiętam jednak dobrze sytuację interwencji rodzicielskiej taty w sprawie mojej siostry. Jako dziecko utalentowane językowo nie radziła sobie z przedmiotami ścisłymi. Niestety talent filologiczny nie zachwycał matematyczki, która skłonna była zostawić siostrę na kolejny rok w podstawówce. Tata interweniował z powodzeniem zapraszając nauczycielkę na spokojną i rzeczową rozmowę, w której przedstawił swój punkt widzenia i plan pracy dziecka. I w taki sposób udało mu się przekonać do zmiany zdania nauczycielkę, która była postrachem całej podstawówki. Notabene siostra skończyła filologię germańską i z powodzeniem pracuje w niemieckich firmach 🙂