1 grudnia minął rok od kiedy skończył się mój okres wypowiedzenia i definitywnie pożegnałem się z etatem. Zaczął się nowy rozdział mojego życia – własna firma. Osobom leniwym, którym nie chce się czytać do końca, mogę zdradzić końcowy wniosek – przejście „na swoje” było jedną z moich najlepszych decyzji. Jeśli jednak macie trochę czasu, to zaraz przybliżę Wam plusy i minusy (bo takie też są) własnej działalności. Oczywiście z mojej, osobistej perspektywy.
Szybciej, szybciej
Pierwsza rzecz jaką zrobiłem kiedy ostatni raz wróciłem z pracy do domu, to wyłączenie budzika. W taki symboliczny sposób zerwałem kajdany 🙂 Jedna z rzeczy, która mocno dawała mi się we znaki pracując na etacie, to właśnie praca liczona na czas, a nie zadaniowo. Co z tego, że coś mogę zrobić w cztery godziny skoro muszę siedzieć osiem. W jednej firmie, żeby dostać premię musiałem siedzieć codziennie po godzinie dłużej. Nie ważne, że produktywność wkrótce spadła. Ważne, że pracownik siedział dłużej.
Dziś mogę sobie regulować czas spędzany w pracy wg faktycznych potrzeb. Owszem, zdarzają się dni, że pracuję więcej niż regulaminowe osiem godzin, ale jest ich mało. Zdecydowanie więcej jest dni kiedy pracuje mniej.
Brak sztywnych ram czasowych pozwolił mi w dużej mierze wyeliminować bardzo stresujący pośpiech. Wcześniej musiałem się spinać, żeby rano ogarnąć siebie i dzieci. Dojechać do przedszkola, tu znowu pośpiech z przebieraniem, a potem na wariata do pracy. Punktualnie i tak właściwie nigdy nie dojechałem, za to zwykle byłem zdenerwowany i bez śniadania – samo zdrowie. Łatwo się domyślić, że jedną ze zmian jakie zaszły ostatnio w moim życiu to regularne i treściwe śniadania.
Płacz i płać
Wróćmy jednak do samej firmy, bo takową posiadam. Z początkiem stycznia 2012, jak pan ZUS przykazał, zarejestrowałem firmę i rzuciłem się w objęcia Urzędu Skarbowego i wspomnianego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Mniej więcej miesiąc po tym wydarzeniu dużo lepiej zrozumiałem hasła powtarzane przez przedsiębiorców, takie jak: złodzieje, skandal, czy – przenoszę się na „wyspy”… Oczywiście byłem świadom wszystkich opłat, nie zaskoczyło mnie to wcale, ale też nie zaczęło bawić. Dziś, kiedy to faktycznie ja płace wszystkie składki, wkurza o wiele bardziej. Fakt, że mimo tych składek, muszę i tak płacić, żeby iść z dzieckiem na prywatną pięciominutową wizytę do laryngologa, bo kolejka w przychodni to jakieś kuriozum.
10 w 1
Będąc właścicielem jednoosobowej firmy człowiek staje się urządzeniem wielofunkcyjnym – przez to wiele osób się wykłada, bo nie radzą sobie z wielozadaniowością. Oczywiście nie chodzi mi o robienie wielu rzeczy naraz, bo tak się nie da. Chodzi mi o umiejętność pracy na wielu różnych frontach. Ja za ten stan rzeczy winię naszą edukację, która (przynajmniej w moim wypadku) przez osiemnaście lat swojego trwania milczała na temat przedsiębiorczości, produktywności i organizacji pracy. Mam chyba jakieś wrodzone predyspozycje, bo idzie mi to całkiem nieźle. Jestem jednocześnie grafikiem, blogerem, twórcą komiksów, testerem, recenzentem, sekretarką, account managerem, szefem, PR-owcem, project managerem i panem kanapką (zdarza mi się też być biurowym bumelantem marnotrawiącym czas na Facebooku). Lekko nie jest, ale daje radę. Doświadczenia tego roku, to jak jestem w stanie poukładać swój czas sprawiają, że rzewnie płaczę nad wspomnianą produktywnością i stylem pracy w polskich firmach.
Czas
Na brak zleceń nie narzekam, a jednak mogę sobie pozwolić na to, żeby przez 3 dni w tygodniu opiekować się córeczką (wtedy do komputera siadam około 22 na 3-4h, co w sumie lubię, bo jest spokój). Ze wszystkim się wyrabiam, a mam jeszcze czas, żeby zrobić dla żony obiad, czy pojechać do sklepu. Mogę bez problemy iść na Jasełka w przedszkolu synka, mogę iść na siłownie, mogę wyskoczyć z braćmi na burgery w ciągu dnia. Niby małe rzeczy, ale strasznie dla mnie ważne. Codzienność nabrała kolorytu, który zwykle jest zabierany powtarzalność dni i niemoc samodecydowania.
Może być miło
Bardzo ważnym zjawiskiem jest sympatia klientów. Zauważyłem, że po wyeliminowaniu pośredników praca o wiele sprawniej posuwa się na przód. Oczywiście nie twierdzę, że każdy account czy szef to zło, co to to nie. Po prostu wiele osób na tych stanowiskach nie zna się na sprawach przy których pośredniczą, ale też najzwyczajniej w świecie nie szanuje się pracy i czasu drugiej osoby. Proszę nie mówić, że klient to klient, inaczej się nie da, itp. Otóż da się. Da się, bo miałem okazję pracować z accountami, którzy znali się na swojej pracy, ale przede wszystkim dlatego wiem, że tak się da, bo sam tak robię od roku. Przez ten czas jedyne nieporozumienia (bodaj dwa) wynikły przy projektach, kiedy ktoś pośredniczył między mną, a klientem. W innych wypadkach współpraca wygląda świetnie, prawie familiarnie. Ludzie liczą się z moim zdaniem i są otwarci na moje sugestie. Ja szanuję ich, oni mnie. Naprawdę 95% projektów, w których w tym roku uczestniczyłem przebiegła w atmosferze wzajemnego szacunku i koleżeństwa.
Klucz odpowiedzi
Tak sobie myślę, że prowadzenia własnej firmy zaprzecza temu jak byliśmy uczeni, wychowywani, czy w jakich ramach poruszaliśmy się na etacie. Trzeba być wyrazistym, mieć swoje zdanie, umieć się pokazać, bywać i poznawać ludzi. Tu nie ma miejsca na klucz odpowiedz. Tu nie ma miejsca na ciche przesiedzenie w kącie licząc na to, że jakoś się upiecze, że klienci spadną z nieba, Zusy i vaty same się zapłacą. Z każdym kolejnym dniem uderza mnie to jak bardzo nie jesteśmy przygotowanie do bycia przedsiębiorczym… Nie chcę popełnić częstego błędu stwierdzając, że jeśli jest dobrze, to jest dobrze i nic nie trzeba zmieniać, nigdzie dalej nie sięgać. Nie chcę spocząć z tym co mam w tym momencie. Chcę się rozwijać. Poprzedni rok był dobry, firma jakoś okrzepła. Ten rok chcę żeby był jeszcze lepszy.
Summa summarum
Tak jak wspomniałem we wstępie, rozpoczęcie własnej działalności było jedną z najlepszych decyzji mojego życia. Jeśli ktoś pyta czy było warto – odpowiadam, że było, oj było. Ale gdy ktoś pyta czy sam ma to zrobić, to odpowiadam, żeby to przemyślał, przeliczył, zastanowił się. Praca na własny rachunek to świetna sprawa, ale nie dla każdego i nie w każdej chwili. Ja zdecydowałem się na ten krok, mając pięć czy sześć lat doświadczenia i reklamę w postaci dobrze rozpoznawalnego bloga. Krótko mówiąc: warto, tyle że jak wszystko – z głową.
Pozdrawiam
Zuch
- zamknij okno! - 28/08/2023
- Tata, synek, projektor i Minecraft - 06/03/2023
- Studniówka – najbardziej bezsensowna impreza - 17/01/2023