W polskich miastach rozpada się połowa małżeństw. Doliczyć trzeba też związki nie będące małżeństwem.
Na wsiach ten współczynnik jest znacznie niższy, ale wcale nie oznacza to, że tamtejsze związki są szczęśliwsze, czy w jakikolwiek inny sposób lepsze. Sam fakt, że trwa nie oznacza, że to udany związek.
„Nie rozmawiamy, nie rozmawiamy ze sobą wcale, każdy z nas kryje gdzieś w głębi smutki, smutki i żale…”
– jak śpiewał Fisz. Tu jest chyba sedno problemu. 30% rozwodników twierdzi, że ich małżeństwo można byłoby uratować*. Tylko, że nikt w tym nie pomógł, nikt nie porozmawiał, nikt nie mediował, a przede wszystkim takiej rozmowy zabrakło w samym małżeństwie.
Rozmowa jest spoiwem
W tytule oczywiście posłużyłem się sporym skrótem myślowym, choć nie uważam, żeby to było nadużycie. Wiadomo, że miłość, że szacunek, itd. Absolutnie nie chcę tego bagatelizować, ale chodzi o to, że rozmową scalamy to wszystko w jedną nierozerwalną całość. Nie można być z kimś w związku i jednocześnie żyć w pojedynkę.
Jestem całkowicie przekonany, że w dobrym związku „ja” musi być zastąpione przez „my”. Teraz MY jesteśmy najważniejsi, MY jesteśmy filarem. Ale żeby to było prawdziwe MY, a nie tylko na instagramowych fotkach, to MY musimy się znać. A żeby się znać trzeba rozmawiać.
Rozmowa jest kluczem
Leci mi dopiero trzynasty rok małżeństwa, więc nie uważam się za jakiegoś eksperta, jednak z doświadczenia, z obserwacji (zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych) wnioskuję, że rozmowa jest kluczem.
Pisząc „rozmowa” nie mam na myśli wyrzucania z siebie podstawowych informacji, czasami będącymi równoważnikami zdań. „Kup chleb”, „odbierz dzieci”, „skończył się papier toaletowy” – to nie jest rozmowa.
Cieszymy się swoim towarzystwem
Szczęśliwie dla mnie rozmowa jest podstawą mojego związku. Znamy się z Karoliną ło cho cho cho, albo nawet dłużej. Tak naprawdę poznaliśmy się jak mieliśmy 18 lat. Przegadaliśmy wtedy całą noc. Jesteśmy małżeństwem, kochamy się na zabój, ale jesteśmy w tym wszystkim przyjaciółmi, cieszymy się swoim towarzystwem i cieszymy się rozmową.
Fakt jest jednak taki, że proza życia potrafi dowalić, a im starsi jesteśmy tym (przynajmniej my) więcej mamy na głowie. Dlatego potrzebny jest nawyk, a nawet plan. Wiem, mało to romantyczne, ale skuteczne.
A kłótnia jest jeszcze mniej romantyczna, także sami widzicie. Planujemy przecież spotkania w pracy, a w małżeństwie liczymy na szczęśliwy traf? To tak nie działa, zwłaszcza w trudniejszych okresach. Łatwo wpaść w rytm gdzie tylko mijamy się informując o brakach w lodówce.
Od frustracji do kłótni
To prowadzi do nawarstwiania emocji, nie oszukujmy się – tych złych emocji. To prowadzi do frustracji. To z kolei prowadzi do tarć, kłótni, słów, których się potem żałuje (albo nie, jeśli się jest zacietrzewionym dupkiem).
Dobra, bo ja tu gadu gadu (gimby nie znajo), a prawda wygląda tak, że u mnie to działa. Rozmowa scala moje małżeństwo i daje nam siłę. Poza takimi asekuracyjnymi aspektami, to rozmowa po prostu pielęgnuje związek, nie pozwala mu uschnąć. Jesteśmy ciągle zakochani, ciągle się przyjaźnimy, ciągle chcemy dzielić ze sobą przeżycia dnia, myśli, marzenia, żarty czy troski.
Jak to wygląda w moim małżeństwie?
U mnie działa to tak, że nie zależnie od zawirowań dnia wieczór jest nasz. Mój i Karoliny. Dzieciaki idą spać, do dwudziestej pierwszej są w łóżkach. Taka jest zasada, bo my musimy mieć czas tylko dla siebie. My – rodzice – jesteśmy fundamentem tej rodziny. Staramy się razem jeść kolację.
A tę staramy się zrobić… no może nie odświętną, ale też nie na odpierdziel. Wspólny posiłek jest wstępem do rozmowy. Tak planujemy wszytko, żeby wieczór był nasz. Na mejle można odpisać jutro, książkę poczytać można wcześniej, pograć mogę sobie później. Wieczór jest nasz i rozmawiamy zawsze. Zwykle też coś oglądamy, ale przede wszystkim rozmawiamy.
Jeszcze mi się nie znudziło i po prostu wiem, że nigdy mi się nie znudzi.
Łatwiej jest nam iść przez życie
Ja pracuję w domu, a Karolina stosunkowo wcześnie kończy pracę, więc rozmawiamy jeszcze więcej i wniosek mam taki, że wcale się sobą bardziej nie nudzimy, a wręcz przeciwnie – łatwiej nam przejść przez ten dość trudny czas jaki pojawia się w życiu wszystkich rodziców małych dzieci.
To tak cholernie proste rozwiązanie
Krótko mówiąc – rozmawiajcie. To tak cholernie proste rozwiązanie. Tylko pamiętajcie: rozmowa to nie monolog, w którym wylewamy swoje żale. Rozmowa to dialog, to pytania, to odpowiedzi. Walczcie o wieczory tylko dla małżeństwa. Dzieci naprawdę można nauczyć chodzenia spać o konkretnych godzinach. Hmm… w zasadzie wszystkie fajne małżeństwa, które znam tak właśnie funkcjonują. Usiądźcie razem i bądźcie siebie ciekawi. Rozmowa to klucz udanego związku.
pozdrawiam
ZUCH
* te dane zaczerpnąłem z artykułu „Najwięcej rodzin rozpada się w Boże Narodzenie”
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023