Niezmierni fascynuje mnie to jak bardzo nie uczymy dzieci podstawowych rzeczy. Traktujemy je jako coś oczywistego, jak cechy wrodzone, które trzeba posiadać. Czyli nie uczymy i nie tłumaczymy, ale – rozliczamy z tego dzieci.
Niemal wszystkie codzienne czynności są sumą szeregu mniejszych. Ludzie automatycznie wszystko uogólniają. Tworzymy wtedy stereotypy i skróty myślowe. Tak jest łatwiej. Nam. Ale żeby prawidłowo odczytać nasz szyfr, druga osoba musi posiadać odpowiednią wiedzę lub znać klucz, którym się posługujemy. Jak to działa, świetnie widać gdy gramy w skojarzenia (różne odmiany kalambur). Jeśli w drużynie jest zgrane małżeństwo, rodzeństwo, przyjaciele, generalnie ludzie, którzy dużo razem przeżyli i dużo razem rozmawiają, to przeciwna drużyna nie ma szans. Często abstrakcyjne hasło potrafimy sobie wyjaśnić jeszcze bardziej abstrakcyjnym słowem. Mamy wspólną wiedzę i możemy poruszać się – często bardzo dużymi – skrótami.
Dzieci tak nie mają. One muszą się tego nauczyć. Muszą poznać ten szereg poszczególnych zadań które składają się na skróty myślowe, typu: sprzątnij pokój, zbierz się do wyjścia, ogarnij się, itp, itd. My mówiąc „zbierz się do wyjścia”, mamy na myśli:
- pościel łóżko:
– schowaj piżamkę,
– wyciągnij klocki z łóżka
– złóż pościel
– przykryj łóżko kocem - schowaj zabawki
– klocki do pudełka
– samochodziki na półkę
– tak, te leżące na biurku też na półkę
– klocki, które wyciągnąłeś z łóżka, a położyłeś na podłodze też mają iść do pudełka.
– tego pudełka na klocki, a nie pudełka na samochodziki,
itp, itd. Punktów pewnie byłoby jeszcze kilka.
Przypomina to trochę funkcje w programowaniu. W kodzie używamy tylko nazwy funkcji, którą program interpretuje właśnie jako ciąg komend, które wcześniej zdefiniowaliśmy.
Z naciskiem na „wcześniej zdefiniowaliśmy”.
Zatem, poświęćcie czas na definiowanie poleceń. Zastanówcie się jakie czynności zawiera wasze polecenie i tłumaczcie dziecku dokładnie krok po kroku. Tłumaczcie pierwszego dnia, drugiego, trzeciego, czwartego i tak dalej, do skutku. Może wystarczą dwa tygodnie? Może dwa miesiące, ale tłumaczcie do skutku. Dziecko musi to w pełni zrozumieć i wpaść w taką zdrową rutynę kiedy te czynności wykonuje się automatycznie, bo dobrze się wie, co – krok po kroku – trzeba zrobić. To działa.
Pomijając fakt, że to ważny element wychowania (bo uważam, że jednym z głównych zadań rodzica jest nauczenie dzieci jak największej samodzielności), to chciałbym wesprzeć projekt znajomej blogerki. Gosia z geeway.pl stworzyła karty do nauki rutyny – Rutynek. Karty są fajne, ładne i proste. Dziecko przy pomocy tych bardzo intuicyjnych kart samo układa ciąg czynności, które powinno wykonać. To daje dziecku bardzo wyraźny obraz tego co jest do zrobienia i co konkretnie kryje się pod ogólną nazwą np. sprzątnij pokój. Ponadto przekręcając kartę po wykonanym zadaniu widzi dokładnie swój postęp i widzi co jest następne. Podobna metoda jak znane i używane przez dorosłych to-do list. Dla mnie bomba, tym bardziej, że to projekt blogującej mamy. Na wspieram.to ruszyła akcja gdzie możecie projekt poznać bliżej, a także – jeśli się spodoba – możecie go wesprzeć i kupić sobie takiego Rutynka.
polecam
ZUCH
Tu macie link do akcji na wpieram to –> KLIK
A tu macie krótką instrukcję jak to zrobić –> KLIK