„Pamiętaj, wszystko jest możliwe! – Wczorajsze marzenia to dzisiejsza rzeczywistość!” – powiedział Stanisław Jerzy Lec. To zdanie jest prawdziwe pod warunkiem, że nasze marzenia wyznaczą cele, a cele wyznaczą działanie. Niedawno udało mi się zrealizować jedno z moich marzeń, być może banalne dla części z Was. Otóż, od wielu lat bardzo chciałem pojeździć na snowboardzie.
Naprawdę od wielu lat, bo to przeanalizowałem i okazuje się, że na snowboard chcę się wybrać od roku 1997… Wtedy to jako piętnastolatek usłyszałem kawałek Guano Apes „Lords of the Boards”.Rach-ciach, już po siedemnastu latach udało mi się na snowboard wybrać. Ważne, że się udało. Wiecie jak to jest, najpierw brakowało kasy, ledwo wiążący koniec z końcem studenciak, młody grafik tułający się po agencjach, rozkręcanie własnej firmy. Kiedy finanse nie były już takim problemem, to cały czas został jeszcze problem braku czasu, małe dzieci, itp. Ale w końcu, w końcu się udało. Zatem, kilka słów o wyjeździe z dzieciakami na narty/deski – oczami totalnego amatora.
Wybór padł na Kotlinę Kłodzką, a konkretnie na Zieleniec Ski Arena. Wiele osób zachwalało, Zieleniec na fejsie mnie zapraszał, stwierdziłem, że czemu nie.
Pogadajmy przez chwilę o szczegółach:
Nocleg – noclegów w Zieleńcu należy szukać na ok 3-4 miesiące (a nie na 2 tygodnie) przed wyjazdem. Ale nie ma tego złego, bo dzięki temu mieliśmy bazę w Polanicy Zdrój, która jest bardzo urodziwa. Co do samego wyboru, to wiadomo, każdy wybiera według własnych potrzeb i możliwości. My zatrzymaliśmy się w Willi Filmowiec w Polanicy. Świetnie położona, może z 200m od parku zdrojowego. Świetne warunki, no i sauna (jestem wielkim fanem). Z uwagi na to, że sezon ma się ku końcowi, to za wynajęcie apartementu (dwa pokoje, aneks kuchenny, łazienka, sauna w cenie) na 5 dni zapłaciłem tylko 1040zł. Polecam.
Deski, narty, itp. – Nie mamy swojego sprzętu, no bo skąd? Wszystko musieliśmy wynająć na miejscu w Zieleńcu. W wypożyczalini VipSki za komplet nart, desek, butów i kasków dla całej rodziny 2+2, na 4 dni, to koszt ok. 500-600zł
Nauka – wykupiliśmy dzieciom lekcje (po 2h) w szkółce narciarskiej. Konkretnie w szkółce Bartuś, którą polecam, bo ma fajną oślą łączkę i bardzo miłych i konkretnych instruktorów, którzy całkowicie przejmują dzieciaki. Koszt takiej szkółki to 70zł za godzinę. Bartusia polecam z jeszcze z jednego ważnego powodu. Dokładnie na przeciwko jest bardzo duży, bezpłatny parking. Jest to cholernie ważne w momencie kiedy się niesie dwie deski, buty, kaski i jęczącą czterolatkę, którą nagle zaczęły „boleć nóżki”.
SkiPass – czyli dostęp do wyciągów, których w Zieleńcu jest ponad dwadzieścia. W zależności od opcji (czas, punty, termin) jest to koszt kilkudziesięciu złotych od osoby dziennie. Wiadomo, że jak ktoś jest na oślej łączce, to nie kupi SkiPassa na całość, tylko na mały wyciąg za jakieś 20zł. W sumie to ja na oślej łączce z wyciągu nie korzystałem. Brałem dechę i wchodziłem. Żona z nartami z wyciągu korzystała. Przy okazji wyciągów – polecam spacerowo skorzystanie z Nartoramy (niebieski wyciąg). Za 8zł od łebka można zamkniętą gondolą wjechać na szczyt Šerlicha do położonego na wysokości 1013 m. n.p.m. schroniska Masarykova Chata. Piękne widoki, no i można się napić Kofoli.
Ciuchy – według gustu. Ważne jest jednak to, żeby było to ubranie narciarskie, nieprzemakalne, bo – zwłaszcza na początku – dość dużo czasu siedzi się tyłkiem na śniegu. My jak szaleni obkupiliśmy się na przecenach w Decathlonie.
Jedzienie – w samym Zieleńcu jadłem w restauracji hotelu Szarotka (przy pomarańczowym wyciągu). Mają tam ciepły bar, czyli pokazujesz co chcesz i od razu to dostajesz. Jest to istotne, kiedy nie chcemy tracić czasu. Jedzenie smaczne, porcje naprawdę spore, ceny normalne, poznańskie, dwadzieścia parę złotych za obiad. Natomiast w samej Polanicy chciałbym polecić włoską knajpkę La Nonna. Świetna pizza, świetne makarony, generalnie bardzo na plus.
Aha, na stoku dobrze mieć przy sobie wodę, bo takie ciągłe upadanie, wstawanie, upadanie, wstawanie i włażenie pod górkę daje nieźle w kość.
Co z dziećmi? – dzieci radzą sobie zaskakująco dobrze. Mają niżej środek ciężkości i mniej instynktu samozachowawczego. Szymo (7 lat) łyknął snowboard po 2h lekcji. Oczywiście, to jeszcze nie olimpiada, ale spokojnie można go zostawić na łagodnym stoku, żeby sobie sam zjeżdżał. Hania (4 lata) troszkę gorzej, ale też nieźle. Dzieciaki naprawdę szybko łapią temat. Mam takie wrażenie, że na desce łatwiej się zjeżdża, ale nartami łatwiej się manewruje. Decyzje każdy musi podjąć sam. Mnie osobiście nigdy narty nie kręciły i mój wybór pociągnął za sobą wybór Szyma.
Co poza nartami? – cała Kotlina Kłodzka jest naszpikowana atrakcjami, poważnie, będę musiał się tam wybrać też latem. Muzeum papiernictwa, fort, kopalnia złota, uranu, zamki, jaskinie, multum pięknych tras spacerowych. Warto odwiedzić.
Poniżej jeszcze krótki filmik, w którym udaję, że umiem jeździć, choć nie umiem, ale jest nakręcony GoPro, więc wiadomo, profeska.
Cóż, za rok pewnie też się wybierzemy pojeździć. Prawdopodobnie wcześniej zapiszemy dzieciaki na jakieś półkolonie na poznańskiej Malcie, żeby sobie potrenowały. Kurcze, może sam też sobie trochę pozjeżdżam na igielicie, żeby zmniejszyć czasowo kontakt tyłka ze śniegiem.
pozdrawiam
Zuch
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023