Właśnie wróciłem z budowy. Trochę nerwów kosztuje spełnienie marzeń, ale muszę przyznać, że mniej niż się spodziewałem i mniej, dużo mniej niż niektórzy wróżyli. Inna sprawa, że najgorsze dopiero przede mną. Stan na dziś, to stan surowy prawie zamknięty. Prawie, bo jeszcze tylko okna muszą wstawić, ale to max pojutrze będzie gotowe.
Pięć miesięcy temu, pod koniec sierpnia wbito pierwszą łopatę. Po prawie roku załatwiania przeróżnych pozwoleń ruszyła budowa. To było niesamowite. Bo wiecie, dom to nasze marzenie, które jeszcze do niedawna nawet nie bardzo było wypowiadane. No może, ale raczej nieśmiało. Jednak od momentu, gdy marzenia można przeliczyć na złotówki i okazuje się, że nas stać, do momentu, gdy mury zaczynają się pnąć w górę – minął prawie rok. Łażenie po różnych urzędach, przekładanie papierów, kolekcjonowanie pieczątek, jedna zależna od drugiej, druga od trzeciej… Ciągłe czekanie. Mam wrażenie, że wtedy głównie czekałem. Jak już masz jeden papierek to śmigasz z nim do kolejnego urzędu i znowu czekasz. I tak prawie rok. Dlatego fizyczne rozpoczęcie budowy wprawiło mnie w euforię, bo w końcu coś się zaczęło dziać. Nasza ziemia (skąd inąd bardzo fajny kawałek ziemi) z widocznym obrysem fundamentów, to był zupełnie inny kawałek gleby niż bez fundamentów. Teraz był taki bardziej nasz.
Pierwszy etap
Fundamenty i ściany parteru rosna błyskawicznie. Dosłownie dwa tygodnie i masz pół domu. Oczywiście nie masz pół domu, bo technicznie to może z 10% całości, ale wrażenie jest niesamowite. Masz pustą działkę, na którą wjeżdża koparka, a po tygodniu masz cały obrys domu. Widzisz gdzie będzie salon, gdzie kuchnia, gdzie gabinet. Możesz dotknąć marzenia. To się dzieje naprawdę.
I zwalniamy
Po pierwszym bardzo szybkim (optycznie) etapie całość trochę zwalnia. Trzeba położyć strop, więc trzeba poczekać na elementy stropu, itp, itd. Tu dochodzimy do moim zdaniem najbardziej kluczowego czynnika budowy:
Budowlańcy
Od samego początku przyjąłem założenie, że muszę otoczyć się fachowcami, zaufanymi fachowcami, bo ja przecież o budowlance nic nie wiem. Najważniejsza dla mnie była osoba kierownika budowy (o nim zaraz), który wiele rzeczy ogarniał za mnie. Sam nie dałbym rady, bo z budowlańcami jest ciężko, bardzo ciężko. W skrócie można powiedzieć, że jest ich bardzo mało i rzadko są kompetentni. Nawet nie chodzi o to, że partacze, ale są totalnie niesłowni. „Będę jutro od rana.” I nie ma go tydzień, czy dwa. Na szczęście u mnie – jako że ekipa była z polecenia – poszło to, no, w miarę dobrze. Przede wszystkim byli to ludzie, którzy znali się na swojej robocie. Nie było problemów technicznych, wszystko stoi prosto, tak jak miało być. Zmieściliśmy się w kosztorysie i nic się „nagle nie okazało”, że np. brakuje gdzieś 30tys zł. Nic z takich rzeczy. Oczywiście całość można było zrobić nieco szybciej. Natomiast trzeba wziąć pod uwagę, że moje wyobrażenie o terminowości mocno różni się od standardów budowlanki.
Do tej pory największa obsuwa była związana z dachem. To była kolejna ekipa i tu terminy (mimo że wcześniej umówione) się nie dograły. Trzeba też było trochę poczekać na dachówki, które były dostępne „od ręki” do momentu kiedy faktycznie trzeba je było kupić. Wtedy okazało się, że „od ręki” wykupił ktoś rano. No cóż, tak bywa.
Ostatecznie jesteśmy jakieś miesiąc, półtora w plecy, co przy standardzie w budowlance jest obsuwą niemal niezauważalną.
Kierownik budowy
Mam to szczęście, że u mnie jest to mój zaufany przyjaciel – rzetelny profesjonalista. To on mi doradzał (i robi to nadal), on wyliczał czy coś mi się opłaca czy też nie, on rekomendował na podstawie swojego bardzo dużego doświadczenia. W końcu to on ściągnął i kontrolował ekipę budowlaną. Dlatego tak ważny jest dobry kierownik budowy, bo to on bierze na siebie kontakty z ekipami i pilnowanie ich. Niewielkie opóźnienie spowodowała pogoda. Jednak zima w tym roku jest dla budujących wyjątkowo łaskawa. Przynajmniej w Poznaniu. To chyba pierwsza zima w życiu kiedy cieszę się, że nie ma śniegu, a to że luty ma udawać marzec to miód na moje serce. Dobry kierownik budowy to też głos zdrowego rozsądku, który potrafi obalić różne mity, a jednocześni zwrócić uwagę na to, na co naprawdę powinniśmy zwrócić uwagę. Bo wiecie, to że „wszyscy” coś zachwalają nie oznacza jeszcze, że to napewno jest dobre, a nawet jeśli jest dobre, to nie koniecznie musi być dobre akurat dla mnie. Skromnym przykładem jest np. wkład kominkowy z płaszczem wodnym czy też bez. Początkowo rozważałem opcję z płaszczem, bo fajnie grzeje, ale… no właśnie lista ale przedstawiona przez osobę, która się na tym zna, jest w moim przypadku tak duża, że dla mnie ten płaszcz jest bez sensu (w bardzo dużym skrócie – jak rozpalasz kominek z płaszczem, to musisz grzać we wszystkich kaloryferach).
Budowa vs. życie
Budowa budową, a życie życiem. Prawie Paolo Coelho mi wyszedł, ale prawda jest taka, że wielu rzeczy nie przewidzimy, a nawet jak coś ujmiemy w planach, to nie znaczy, że wszyscy nasz plan traktują równie serio jak my. Nie powiem żeby ta budowa była dla mnie dodatkowym etatem, ale fakt jest taki, że jest bardzo absorbująca. Zawsze gdzieś trzeba zadzwonić, coś załatwić, podjechać, z kimś się umówić, itp. Do tego wszystkiego dochodzi proza życia. Na szczęście, z uwagi na to, że mam własną działalność, to jestem dość elastyczny. Nie jest dla mnie problemem, żeby np. o 11 podjechać na godzinkę na budowę spotkać się z panem od gazu. Jednocześnie jest to problem, bo jak mnie nie ma przed komputerem, to moja praca się sama nie robi. Musiałem nadrabiać popołudniami. Zawsze końcówkę roku mam ciężką, ale w tym roku było wybitnie. Poza pracą miałem właśnie budowę, a Karolina bardzo źle znosiła początek ciąży i cały czas dzielnie chodziła do własnej pracy. Nie chcę powiedzieć, że przez dwa miesiące byłem samotnym rodzicem pracującym na dwa etaty, ale było dość ciężko. Dzięki Bogu jestem otoczony cudownymi ludźmi i daliśmy radę.
Moje rady
Przede wszystkim kompetentny kierownik budowy, z którym można przegadać wszystkie etapy. Po drugie: solidny plan. Wiadomo, że wszystkiego nie zaplanujemy, ale im więcej i im wcześniej będziemy mieli ustalone tym lepiej na tym wyjdziemy. Ekipy trzeba dogadywać minimum miesiąc przed ich wejściem na budowę. O ile do stanu surowego zamkniętego wystarczy jedna czy dwie ekipy (murarze plus dekarze), to później zaczynają się większe puzzle. Musimy mieć instalatora elektrycznego, potem wchodzą tynki, potem instalator hydraulik, wylewki, gaz, ściany, podwieszane sufity, podłogi, płytki, biały montaż, elewacje. To tak w skrócie. Oczywiście można to załatwić jedną firmą, która ogarnie całość, ale koszty będą dużo większe. Ekipy załatwiajcie wyłącznie z polecenia, strzelając w ciemno można bardzo mocno przestrzelić. U mnie murarze, dekarze i tynki są z polecenia kierownika budowy. Elektryk, to znajomy, teść kolegi, który już u niego i mojego brata robił elektrykę. Karola bardzo polecam, bo poza tym, że jest fachowcem, to jeszcze bardzo kumatym gościem. Dużo mi doradzał i zwracał uwagę na rzeczy, które przeoczyłem, a tych trochę było ,bo ja na prądzie się absolutnie nie znam. Hydraulik – sąsiad. Ściany, okna, sufity i część białego montażu – mój brat ze swoim teściem (mają firmę). Podłogi – fachowcy z Vox.
Żeby nie zwariować
Najważniejsze jest jednak zachować zdrową atmosferę w małżeństwie i rodzinie. Z Karoliną od samego początku mieliśmy wszytko bardzo dobrze przemyślane. Zanim zaczęła się budowa. Teraz dokonujemy lekkiej korekty, a nie toczymy wojnę, gdzie ma być dach, a gdzie łazienka. Planowanie w duchu miłości 🙂 Polecam ten styl.
Ja osobiście (bo np. Karolina niekoniecznie) bardzo lubię planować detale wnętrz. Pomaga mi to się uspokoić i ogarnąć myśli w chaosie spraw budowlanych. Spędzam sporo czasu oglądając aranżację i zastanawiając się gdzie będzie jaki mebel, jaka podłoga itp. Wizualizowanie sobie gotowego domu, do którego się wprowadzamy pozawala mi przetrwać okres walających się cegieł i gruzu. Oglądam sobie pinterest.com, chodzę do salonów meblowych. Spędziłem 3h w salonie podłóg rozmawiając ze sprzedawczynią. Niby głupie, ale ja już wiem co i jak będzie wyglądało i naprawdę pomaga mi to spoglądać bez nerwów na sprawy bieżące.
Krótko mówiąc – otoczcie się zaufanymi ludźmi i wyprzedzajcie wszystkie plany.
pozdrawiam
Zuch
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023