Imperium uciska poddanych w całej galaktyce. Imperialni żołdacy są ponad prawem. Po haniebnym rozkazie 66 rycerze Jedi zostali niemal całkowicie wybici i nie ma nikogo kto przeciwstawiłby się Imperium. Na pewno? Czy nigdzie nie tli się choć iskra nadziei? Oczywiście, że jest. Czara się przelała i zaczyna się rebelia. Przypadek (przypadek?) rzucił w wir wydarzeń czternastoletniego cwaniaczka i drobnego złodziejaszka Ezrę. Staje się on świadkiem początku rebelii i… niewiele go to obchodzi…
4 października o 9:30 na antenie Disney XD będziemy mogli zobaczyć premierowy odcinek „Star Wars Rebelianci” – nowego serialu animowanego, którego akcja osadzona jest w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Wydarzenia będą miały miejsce między III a IV epizodem filmowym. Czternaście lat po przejściu Anakina na ciemną stronę mocy, kiedy to został Darthem Vaderem. Pięć lat przed „Nową Nadzieją”.
Ja już tydzień temu miałem okazję obejrzeć przedpremierowy pokaz. Dostałem od Disneya kilka zaproszeń, więc wybraliśmy się większą ekipą. Nie owijając w bawełnę powiem od razu – wszystkim się bardzo podobało. Star Wars Rebelianci skierowany jest raczej do dzieciaków szkolnych. Nic więc dziwnego, że mój Szymo i jego koledzy z klasy reagowali najbardziej żywiołowo: wstawali, śmiali się i wydawali różne odgłosy typu – OOOOoooooooo! JAAAAAAaaaaaa! itp.
Co do samej fabuły, to zastosowano sprawdzony evergreen – od zera do bohatera. Wspomniany już Ezra jest tym z kim mają się identyfikować nasi młodzi widzowie. Chłopaczek żyjący z dnia na dzień, cwaniaczek i lekkoduch trafia do drużyny rebeliantów walczących ze złym, bardzo złym imperium. Co więcej odkrywa w sobie pokłady Mocy, która jak wiadomo jest fundamentem istnienia rycerzy Jedi. Rebelianci – załoga „Ducha” – zostają szybko jego nowymi przyjaciółmi, a sądząc po maślanych oczach Ezry, którymi wodzi za Sabine, pewnie pojawi się też motyw szczeniackiego smalenia cholew. W skład ekipy wchodzi też Zeb – należący do racy łysych (a w każdym razie mniej owłosionych) Wookie. Zeb jest typowym twardzielem o złotym sercu. Jak sam twierdzi hełmy imperialnych szturmowców działają jak magnes na jego pięści i po prostu nie może się powstrzymać. Jest jeszcze Hera – pilotka, stanowcza, trochę matkująca. Szefem jest Kanan – jeden z nielicznych ocalałych rycerzy Jedi. Kanan koniec końców przyjmie Ezrę na swojego padawana. Grupę naszych rebeliantów dopełnia jeszcze droid (taki podobny do R2D2) Chopper.
Mamy tych dobrych, zatem musimy mieć też tych złych. Jako że mówimy o serialu dla dzieci, to ci źli są wyraźnie źli i nie można się pomylić komu kibicujemy. W morzu szturmowców główne role będą odgrywać Agent Kallus – imperialny egzykutor oraz Inkwizytor, który z ramienia Imperium ściga i eliminuje Jedi po całej galaktyce.
Jak widać Star Wars Rebelianci, to historia zupełnie nowa, z zupełnie nowymi postaciami, choć na pewno (na pewno, bo ludzie z Disneya mi powiedzieli) nie zabraknie niespodzianek dla wielbicieli sagi „Star Wars”. Niektóre będą bardziej rozpoznawalne, takie jak pojawienie się epizodycznie znanych już postaci, ale nie które będą bardziej ukryte, np. plakaty na ścianach, aluzje bohaterów itp.
Krótko podsumowując: dla mnie bomba. Naprawdę. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że to bajka dla młodszych widzów. Obejrzałem godzinny odcinek z moimi dziećmi i świetnie się bawiliśmy. Trzymam kciuki i czekam na kolejne odcinki. Polecam.
Aha – taka jeszcze jedna myśl: zwróciłem uwagę na to, że Disney (po sukcesie „Frozen”) kreuje kobiece postacie na fajne, konkretne babki, a nie rozmemłane księżniczki. Tak więc w „Star Wars Rebelianci” Sabine jest postacią, która na pewno namiesza. Wiecie, taka dziewczyna, z którą można konie kraść. Choć w tym przypadku bardziej realne będą międzygalaktyczne statki kosmiczne, a nie konie.
Aha nr 2 – po ostatnim wpisie o SW kilka osób pytało o „tatuaż”, który narysowałem Szymkowi na ręce. W sensie – jak to zrobić, bo przecież nie wszyscy potrafią rysować. Dobrze to rozumiem bo sam też nie za dobrze rysuję (skromniś ze mnie). Śpieszę więc z pomocą – brak talentu można zastąpić odrobiną chęci. Wystarczy podpatrzeć nieco metodę z salonów tatuaży, czyli odbicie gotowego wzoru na skórze. Jak? Tak:
- – wybieramy jakiś motyw,
- – na kalce technicznej lub zwykłym papierze do pieczenia odrysowujemy wzór – zwykłym długopisem,
- – psikamy na skórę perfumami – byleby miały alkohol,
- – przykładamy rysunek, delikatnie, acz stanowczo,
- – włala – mamy odbite na skórze.
- – możemy tak zostawić, albo podkręcić trwałość mazakiem.
To moja ręka, bo dzieci w szkole i akurat żadnego pod ręką (nomen omen) nie miałem.
Niezbyt ostre to zdjęci, ale okazuje się, że bardzo trudno zrobić sobie selfie przed ramienia. Nie zmienia to faktu, że mam kozacki tatuaż 🙂
Aha nr 3 – poniżej wrzucam kilka grafik z serialu.
pozdrawiam
Zuch
PS – ten wpis powstał we współpracy w Walt Disney Polska. Wszystkie zawarte tu treści są moje, a Disney nie miał wpływu na ich ostateczny kształt.
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023