Gdy pojawiają się problemy, dzieci szukają pomocy wszędzie, ale nie u ojca, nie u rodziców – bo szukają porady i wsparcia, a nie krytyki i kary.
Chciałbym opowiedzieć Ci o pewnej zasadzie, której bardzo staram się przestrzegać w moim domu. Jest to zasada wychodząca naprzeciw przygnębiającym statystykom, w których to mniej niż 2% dorosłych Polaków w razie problemu zwraca się do ojca.
Nawet nie trzeba badań, wystarczy się rozejrzeć, zastanowić, przypomnieć sobie kilka rzeczy. Jeśli dzieje się coś złego, to najpierw idziemy do przyjaciół i ewentualnie mamy. Potem w kolejności są różne osoby. Może to być nauczyciel, wychowawca, trener. Ale własny tata? Ewentualnie jak coś dziwnie stuka w samochodzie.
A przecież nie tak to ma być
Ja jako świadomy ojciec nie tak wyobrażam sobie moje relacje z dziećmi. Ja jestem po to, żeby doradzić, żeby wspierać, żeby bronić. Jak będę mógł to robić, jeśli nie będę wiedział, że coś się dzieje?
Jeśli myślisz, że zauważysz, że coś jest nie tak, to powiem Ci, że jesteś w błędzie. Dzieci, zwłaszcza nastolatki, są świetne w ukrywaniu swoich zmagań i problemów.
Powiernik
Zatem głównym wyzwaniem jest stworzenie takich relacji, żeby zostać powiernikiem. Żeby oczywistością było, że tata najpierw przytuli, potem porozmawia, potem coś zaradzi. Ale nigdy nie odrzuci i nie oceni. Chodzi o atmosferę bezgranicznego zaufania.
Syn marnotrawny i ojciec miłosierny
Chodzi mi o postawę ojca z biblijnej przypowieści o synu marnotrawnym. Przytaczam ją, bo niezależnie od Twojej relacji z Bogiem – raczej na pewno znasz tę historię. Przy czym zwykle nasza uwaga (przez tytułowanie rozdziałów w polskich wydaniach Biblii) koncentruje się na synu marnotrawnym. Ale istotą tej przypowieści jest postawa ojca. A ja tę postawę biorę sobie za wzór. Bardzo wysoko zwieszona poprzeczka, no ale rodzicielstwo musi mieć wysoko zawieszoną poprzeczkę.
Wracając do przypowieści: młodszy syn nawywijał naprawdę sporo: przepuścił majątek, stoczył się, upodlił, sięgnął dna. Gdy w końcu wrócił do domu ojciec go przyjął z otwartymi ramionami, z radością, z wdzięcznością, że wrócił. Ba! Wydał ucztę na jego cześć. Na rozmowę, wyciąganie wniosków, przyjdzie czas, ale żeby móc konstruktywnie porozmawiać, to trzeba musi zaistnieć pewien warunek: dom i rodzice muszą się kojarzyć z bezwarunkową miłością i zaufaniem.
Prosty komunikat: nieważne co się dzieje i co zrobiłeś, przyjdź do mnie, bo ja Cię kocham i zależy mi na Tobie. Wszyscy zaliczamy upadki, my rodzice także, ale nie ma takiego upadku, po którym nie możesz do mnie przyjść i pogadać.
Łatwo powiedzieć…
Oczywiście nie ma jednej złotej rady. Rodzicielstwo, ojcostwo, to sprawa bardzo skomplikowana, ale to pewnie już wiesz. Nie zamierzam też tu mędrkować, a chcę jedynie przedstawić pewną metodę, której bardzo staramy się przestrzegać u mnie w domu. Jej efektem – jak wierzę – ma być właśnie świadomość tego, że choćby walił się świat, to ja – ojciec – jestem zawsze po to, żeby wysłuchać, przytulić i coś wspólnie zaradzić.
Jak to wygląda w praktyce
W praktyce jest to często powtarzany, ale i egzekwowany warunek, który skraca się do:
Powiedz prawdę, a nie będzie konsekwencji/kary.
Chodzi o to, że każdy z nas popełnia błędy i robi różne głupoty. Często niechcący, nieświadomie, przez przypadek, w wyniku chwilowej głupoty. Bywa, zdarza się. Ale kłamstwo jest zawsze świadomą decyzją. Zatajenie, niepowiedzenie prawdy, czyli również kłamstwo, jest zawsze świadomą decyzją.
Moje dzieci wiedzą, że jeśli coś nawywijają, ale się przyznają, to porozmawiamy o tym – na spokojnie i nie zostaną ukarane. Co więcej za odwagę stanięcia w prawdzie zostaną pochwalone, bo prawda często jest trudna. Sami przecież często kłamiemy, czy naginamy fakty i lawirujemy, bo brakuje nam odwagi na prawdę i szczerość.
Moje dzieci wiedzą i dorastają w takiej świadomości, że przychodząc do mnie i mówiąc prawdę dostaną troskę, miłość i opiekę. Wiedzą, że nie spotka ich krytyka, krzyk, ocenianie, wyzywanie, czy – niestety w wielu domach jeszcze standard – bicie. W moim domu nikt nikogo nie bije.
Na razie dzieciaki mają dziecięce problemy
Ot, ktoś zbił wazon, ot ktoś komuś podłożył nogę, ot ktoś komuś zjadł czekoladę. Łatwo to zbagatelizować i potem dostać w ryj problemami nastolatków. Dlatego właśnie wspomniana zasada funkcjonuje u nas niemal od początku.
Życie się toczy, czas leci i nie chce się zatrzymać nawet na chwilę. Nasze słodkie bobasy, za chwilę idą do podstawówki, a potem do szkoły średniej. Studia, praca, ślub, wnuki. Szast prast i już. Nie można czekać.
W stosunkowo łatwych warunkach dziecięcych problemów uczymy się siebie i kodujemy pewne zachowania, które w przyszłości mogą zaoszczędzić wielu naprawdę poważnych problemów.
Problemy i wyzwania będą coraz poważniejsze
Bo zarówno moje jak i Twoje dziecko kiedyś (szybciej niż byśmy chcieli) zakocha się, zacznie wychodzić z domu. Z rozpędem wpadnie w życie. Każdy z nas był nastolatkiem, więc każdy wie, że to pole minowe niemal bez bezpiecznej ścieżki. Wtedy zaczyna się dziać, wtedy spada na młodego człowieka milion rzeczy, na które nie jest gotowy.
Życie towarzyskie, seks, alkohol, narkotyki, bójki, niechciane ciąże, molestowanie, samobójstwa. Każdy z nas zetknął się z tym osobiście lub przez znajomych. To są prawdziwe, bardzo poważne problemy.
Chyba nigdy na wszystko nie będziemy gotowi, ale przynajmniej staram się, żeby moje dzieci nie były w tym wszystkim same. Żeby mieli wyryte w głowach i sercach, że ja jestem. Jestem dla nich i że kocham bezwarunkowo.
pozdrawiam
ZUCH
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023