Idziemy do szkoły żeby się uczyć, ale nikt nie uczy nas jak efektywnie się uczyć. Idziemy do pracy żeby pracować, ale nikt nas nie uczy jak efektywnie pracować. Ja myślę, że tego właśnie powinniśmy uczyć dzieci – zasad produktywności.
Z terminem „produktywność” spotkałem się już po studiach, a pewnie i po kilku latach pracy zawodowej. Temat zacząłem rozgryzać na dobre po tym jak założyłem własną firmę i nagle musiałem ogarniać o wiele więcej rzeczy. Żeby być szczerym to temat produktywności rozgryzam po dzień dzisiejszy i cały czas szukam najlepszych dla mnie rozwiązań.
Więcej wolnego, a nie więcej pracy
Chcę skutecznie wykonywać moje zadania, tak żeby zostało mi jak najwięcej czasu wolnego. Jako że pracuje głównie koncepcyjnie, kreatywnie, to potrzebuję również mieć jak najbardziej wolny umysł. Zatem uczę się jak ogarnąć duże projekty, żeby niczego po drodze nie zapomnieć i wyrobić się w terminie. Uczę się jak pozbyć się wiszących nad głową dziesiątek zadań (i m.in. doprowadzić do inbox zero). Uczę się jak planować, jak organizować, jak delegować, jak eliminować. Całkiem nieźle mi to wychodzi, bo już siódmy rok bez większych turbulencji jestem freelancerem.
➡ Przeczytaj mój tekst: INBOX ZERO – zapanuj nad swoją skrzynką pocztową
Zauważyłem, że wiele z tego czego się uczę, żeby efektywniej pracować, doskonale przekłada się na życie codzienne. Zauważyłem też, że wiele z tego świetnie się nadaje do przekazania dzieciom. Oczywiście nie chodzi o robienie z dzieci korpoludków. Jeśli tak pomyśleliście to macie wypaczoną wizję produktywności. Chodzi o to, że niezależnie czy masz lat 10 czy 40, to Twoje życie rządzi się podobnymi zasadami i podobne rozwiązania mogą Ci pomóc to ogarnąć.
Ja mam duży projekt w pracy: kilka wpisów, sesja zdjęciowa, film, montaż, ustawienie tego w wordpressie, posty w mediach społecznościowych, itp. A to tylko jeden z kilku projektów, które mam na tapecie. Dziecko rzecz jasna nie ma takich ciężarów, ale ma projekty odpowiednie na jego etap rozwoju. Większe zadanie do szkoły, projekt naukowy, zorganizowanie dnia mamy, itp. Poza tym jest wiele zdrowych nawyków, które warto z produktywności zaszczepić w życiu prywatnym.
Dwie proste zasady produktywności
Po tym przydługim wprowadzeniu chciałbym Wam pokazać dwie proste zasady produktywności, które można, a nawet powiem, że trzeba, już teraz nauczyć nasze dzieciaki. Ja to wprowadziłem – u nas działa. Tzn wiadomo, czasami trzeba przypomnieć, ale jest progres.
Dzieci polubiły takie podejście, bo uczę ich czegoś „dorosłego”, czegoś co sam stosuje w pracy. No i jest to wyraźne i zrozumiałe. Ciężko z tym dyskutować.
Zatem do rzeczy:
Zasada dwóch minut
Jest to zasada, która wychodzi na przeciw prokrastynacji czyli odkładaniu rzeczy na później. Dzieci są mistrzami w tej dziedzinie. Wielu nie przechodzi to z wiekiem. Zasada dwóch minut mówi, że gdy na wykonanie zadania potrzebujesz mniej niż dwie minuty to zrób to natychmiast. Wywodzi się ona z systemu GTD (Getting Things Done). Chodzi o to, żeby np nie wpisywać na listę „to-do” czegoś co możesz zrobić od razu – jedna czynność zamiast dwóch czy trzech (wykonanie vs. zapisanie, przypomnienie, wykonanie). Zrób to, zapomnij, idź dalej. To pomaga pozbyć się drobizny, która lubi zalegać. Oczywiście nie należy przerywać rozpoczętej już pracy wymagającej skupienia. Zasada dwóch minut obowiązuje raczej przed takimi zadaniami.
W przypadku dzieci wygląda to mniej więcej tak, że po zapoznaniu się z ową zasadą dzieciaki stwierdziły, że to faktycznie ma sens. Wcześniej wyglądało to tak, że np. Szymo zaczynał grać na konsoli, a w kuchni leżał jego talerz po kolacji. Szymo zwykle mówił, że wsadzi go do zmywarki jak skończy grać, co oczywiście nigdy nie następowało. Gdy zwracałem uwagę, żeby sprzątnął zanim zacznie grać, był lament, że „ło Boże, wyzysk nieletniech” i w ogóle. Znacie to, prawda?
Teraz – jeszcze cały czas muszę przypominać, bo nawyki się tworzą z czasem – mówię: „Szymo, zasada dwóch minut, talerz do zmywarki i spokojnie grasz”. Ta niewielka różnica w komunikacie robi wielką różnicę dla dziecka, bo to już nie jest moje jojczenie, tylko konkretna, prosta, zrozumiana i zaakceptowana zasada.
Jedzenie słonia
To zwrot, który usłyszałem od Oli Budzyńskiej – Pani Swojego Czsu i strasznie mi się spodobał swoją plastycznością. Chcąc nauczyć tej zasady dzieci zadałem im pytanie: „Jak można zjeść całego słonia?”. Po krótkim namyśle padła odpowiedź: „Po kawałku”. To jest dobra odpowiedź. Teraz wystarczy tylko wytłumaczyć, że słoń jest projektem czy problemem z jakim się zmagamy, a kawałki słonia, to konkretne zadania będące częściami projektu.
To jest ważne rozbicie: zadanie jest małe, to coś co można od razu, przy jednym podejściu zrobić. Nie ma czegoś takiego jak duże zadanie. Jest projekt, który składa się z iluś zadań. Dlatego nie próbujemy zjeść słonia na raz, bo się nie da. Bierzemy go i dzielimy na kawałki, potem jemy po trochu, aż zjemy całego.
Przykładem w praktyce niech będzie ostatni Dzień Matki. Dzieci miały pomysł na to, żeby mamie umilić ten dzień. Pomysły zaczęły się mnożyć, pozostały czas zaczął się kurczyć. Pomogłem im właśnie metodą słonia. Zaczęliśmy się zastanawiać i wyszło, że w sumie jest kilka słoni i część jest niepotrzebna. Te pomysły od razu wyleciały. Został np. słoń – śniadanie dla mamy.
Ja w głowie od razu mam zadania, potrzebne do wykonania tego projektu. Dzieci nie. To nie jest naturalne tak rozbijać projekty. Dzieci miały nad głową „zrobić śniadanie dla mamy” i to je blokowało. No bo od czego zacząć? Co właściwie zrobić?
Podzieliliśmy więc tego słonia na zadania: co mama lubi na śniadanie? Wyszło na to, że szakszukę. Więc idziemy dalej: znaleźć przepis na szakszukę, sprawdzić czy mamy produkty, zrobić listę brakujących, iść do sklepu, itp. Ale pojawiły się też zadania poboczne, choć mocno powiązane, typu – zrobić laurkę, ładnie się ubrać, wstać wcześniej.
Zrobiliśmy listę zadań i każdy wiedział co i kiedy ma zrobić. Śniadanie dla mamy okazało się sukcesem. To był projekt, który w przeważającej większości wykonały dzieci. Udało się to, bo podzieliły słonia na kawałki.
Zawsze używam tego zwrotu, podzielić słonia, gdy mówię dzieciom o czymś co mają akurat zrobić. To działa.
Myśle, że na początek te dwie zasady wystarczą. Spróbujcie to wprowadzić, bo naprawdę są efekty. Warto tym bardziej, że o ile dziś mówimy o włożeniu talerza do zmywarki, czy śniadaniu dla mamy, to za kilka, kilkanaście lat pojawia się odpisywanie na pracownicze mejle, czy budowa domu albo inne tematy związane z pracą czy życiem. Fajnie jest wtedy już to wiedzieć, a nie dopiero się uczyć.
pozdrawiam
ZUCH
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023