„W życiu piękne są tylko chwile” i tak dalej, i tak dalej. Znamy to wszyscy. Pytanie jednak czy stosujemy to w naszym rodzicielstwie?
W momencie gdy piszę ten tekst jestem ojcem od 15 lat i mam na pokładzie 3 dzieci. Co nie co przez ten czas zauważyłem i przemyśleć zdążyłem. Chcę się tym z tobą podzielić nie z pozycji eksperta (bo takim nie jestem), a po prostu jak ojciec do ojca.
Otóż – bardzo ważne jest, żeby tworzyć wspomnienia, te „…tylko chwile”. Więź z naszymi dziećmi nie stworzy się sama. Musimy tu zadziałać.
Pierwsza myśl jaką lata temu miałem, to że trzeba zrobić coś dużego, coś mega. Dziecko na pewno to zapamięta. No… nie koniecznie.
Dla mnie, czy dla dziecka?
Już tłumaczę: bardzo często, te wielkie, wspaniałe rzeczy, są wielkie i wspaniale dla nas, a nie dla dziecka. Potrafimy poświęcić bardzo dużo czasu, energii i nierzadko pieniędzy żeby zrobić coś dla dzieci. Odwalimy im super przyjęcie urodzinowe z mnóstwem ozdób, tematycznych gadżetów, pięknym ubrankiem, drogimi prezentami i w ogóle och, ach, Instagram to pokocha. Tylko czy to jest dla dziecka, czy dla nas?
To samo bywa z dekorowaniem pokoju dziecięcego albo z wyjazdami wakacyjnymi, czy wyjściami na różne, nazwijmy to, eventy.
Często po prostu przesadzamy. Prezent za kilka stów, którym dziecko bawi się 10 minut, a potem zapomina. My czujemy rozczarowanie, no przecież kupiłem ci taki super drogi prezent, a ty się nie bawisz?! To znamienne przy młodszych dzieciach, że zwykle przedkładają zabawę patykiem w błocie ponad drogie plastikowe zabawki.
Krótko mówiąc – bardzo się staram słuchać i przede wszystkim słyszeć moje dzieci. Co one tak naprawdę chcą. Obserwuję i staram się zauważyć, co tak naprawdę je zajmuje, czym, i jak, bawią się najlepiej? Nie zawsze droższe znaczy lepsze, ale – żeby sprawa była jasna – nie chodzi tylko o to, żeby działać bez kosztów. Chodzi o to, żeby to co jest dla dziecka, było naprawdę dla dziecka, a nie dla mnie.
>> Przeczytaj też mój tekst: Jesteś geniuszem, jesteś najlepszy, najzabawniejszy – jesteś ojcem!
Czym fascynuje się dziecko?
Mój najmłodszy syn, ma teraz 5 lat. Fascynuje się piłką nożną. Przy czym fascynuje się samą grą w piłkę nożną, a nie klubami czy piłkarzami. Owszem, wie, kto to jest Lewandowski. Wie też, że bramkarzem Warty Poznań jest Lis, bo to mu się bardzo spodobało.
Podpytywałem młodego, czy chciałby zobaczyć prawdziwy mecz, pojechać na stadion, zobaczyć jak piłkarze grają. Chciał. No ok, ja nie bardzo, fanem piłki jestem, powiedzmy, umiarkowanym. Ale – to ma być dla niego. Postanowiliśmy (w sensie ja postanowiłem, Adaś się po prostu zgodził), że pojedziemy na mecz Warty Poznań. Warta gra w Grodzisku Wielkopolskim. Z Poznania to niedaleko, więc zrobimy sobie taką wycieczkę – tata i synek. Zobaczymy jak to zażre. Klimat rodzinny, bez przegięcia, bez przytłoczenia.
Możesz sobie pomyśleć, że ło cho cho, toż to wielkie wydarzenie, a ja wcześniej pisałem, żeby wielkich rzeczy nie robić. No nie, spokojnie. Powtarzam, że to co robimy ma być wielkie dla dzieci. Nie mam nic do dużych imprez jeśli dziecko tego naprawdę chcę. Nie mam nic do wydawania pieniędzy (ba, nawet bardo to lubię), ale żeby to miało sens, żeby to było naprawdę dla dziecka. Drogi prezent nie będzie fajny tylko dlatego, że jest drogi.
Ok, wracając: od nas (mieszkam na południu Poznania – Szczepankowo) do Grodziska jedzie się 40 minut spokojną drogą. Szczerze, wolę jechać do Grodziska niż do poznańskiego Suchego Lasu po drugiej stronie miasta. Czas często ten sam, a komfort jazdy zupełnie inny.
Jedziemy na mecz! Tworzymy te „…tylko chwile”
Mamy więc wycieczkę. Rozmawiamy sobie, śmiejemy się. Adasia bardzo rozbawiła nazwa mijanej miejscowości – Strykowo (pozdawiam Strykowian). Nie wiem dlaczego. Adaś też nie bardzo potrafił mi to wytłumaczyć, ale bekę miał niezłą i wraca do tego od kilku dni.
Emocje najbardziej utrwalają wspomnienia, a emocje są już od początku. Poza tym, nasza w tym rola, żeby je umiejętnie podsycać. Gdy od strony Poznania dojeżdża się do Grodziska Wielkopolskiego, to już z daleka widać reflektory stadionu. Dla pięciolatka, to już jest wow! A potem radiowozy na sygnałach, które stoją przy skrzyżowaniach. Kolejne wow!
Przed stadionem spotkaliśmy się dziadkiem, w sensie z Adasia dziadkiem, który to („na mecz z wnukiem? Zawsze!”) też postanowił przyjechać.
Adaś został wyposażony w koszulkę, flagę i szalik i jako pełnoprawny kibic wszedł na stadion.

Było świetnie (mimo, że przegraliśmy 0:1 po wymęczonej bramce w 93 minucie…). Adaś niemal cały mecz siedział mi na kolanach i oglądał. Ja mu trochę tłumaczyłem, zwracałem uwagę na to co się dzieje, albo co mógł przeoczyć. Takie małe rzeczy.
Ot, faul. A z wiaty piłkarzy podrywają się medycy zespołu, bo może będą potrzebni, są emocje. Kibice dopingują, coś śpiewają, walą w bębny, jest kolorowo. Rzut rożny, faul, żółta kartka. Prawdziwy sędzie i prawdziwa żółta kartka! Piłka poleciała w trybuny, bramkarz rzucił się na piłkę, obronił, kibice biją brawo.


To są emocje. Emocje u taty na kolanach, u taty, który przytula i tłumaczy, u taty, który wie wszystko (oczywiście, że nie wie, a przedszkolak ma inną perspektywę). To jest to co jest ważne. Tworzymy wspomnienia.
Dla Adasia było to absolutnie fascynujące wydarzenie. Dla mnie zresztą też. Dzielić takie emocje z moim synkiem, to była naprawdę cudowna sprawa.
W drodze powrotnej, a było to już około 22, młody gadał jak najęty, aż w końcu naglę zasnął. Rano przyszedł do mnie ze swoimi korkami do gry w ręce i mówi: tata, gramy, ja będę Warta, a ty… ty będziesz Strykowo!
Twórz te „…tylko chwile”. Twórz wspomnienia.
pozdrawiam
Zuch
Cześć! Podobał Ci się tekst? Znalazłeś tu ciekawą radę, albo dobrą rozrywkę? Świetnie, staram się żeby mój blog był wartościowym miejscem. Jeśli chcesz, możesz mi się odwdzięczyć i „postawić mi kawę” 😉