Wracasz do domu z pracy po kolejnym dniu spędzonym z ludźmi, których najchętniej poszczułbyś psami. Jesteś zmęczony. Może nie jakoś fizycznie, w końcu nie pracujesz w kopalni, ale psychicznie jesteś styrany. Ciężko Ci zebrać myśli. Chciałbyś odpocząć, ale nie.
W domu, Twoim domu, nie tym z reklamy, czeka Twoje dziecko. Spójrzmy prawdzie w oczy: ani dom, ani dziecko nie wyglądają tak jak na reklamie. A może po prostu jesteś zmęczony i tego nie widzisz? Tej radości na małej buzi, tych wyciągniętych do Ciebie rączek? Pewnie nie widzisz, bo chciałbyś zamknąć oczy i obudzić się za kilka lat.
Oglądasz reklamę, słodki bobas, jasne, przestronne mieszkanie, a może nawet dom. W każdym razie na bogato. Dzidzia się śmieje. Mama się śmieje. Tata się śmieje. Wszyscy się śmieją. Ty płaczesz.
Pytasz skąd wiem? Ja tam byłem. Stąd wiem.
Byłem tam, przeżyłem to, walczyłem ze sobą i nienawidziłem się za to, że zamiast chcieć bawić się z moim synkiem, chciałem zamknąć się sam w pokoju. Nie zrozumcie mnie źle. Kocham moje dzieci ponad życie. Naprawdę kocham je bardziej niż siebie. Co nie zmienia faktu, że gdy dzieci są małe, to zajmowanie się nimi jest cholernie męczące.
Dziś to już prawie piknik. Właśnie zaraz jestem umówiony z moim synkiem, który ma już naście lat, że idziemy razem biegać. To znaczy ja idę biegać, a on będzie jechał obok mnie na rowerze. Walniemy sobie z sześć czy siedem kilometrów. Potem w domu pogramy na Playstation. No ale to dziś. Gdy Szymo miał rok, to nie było tak różowo. Żeby być szczerym, to bywało bardzo ciężko.
To nie jest kwestia instynktu macierzyńskiego, bo czegoś takiego wg psychologów nie ma. Po prostu my faceci jesteśmy zwykle inaczej wychowani. My możemy odpuścić bo przecież dzieci to zajęcie dla żony. Jesteśmy leniwymi, egoistycznymi dupkami.
Tatuś
W tym wszystkim jednak chcemy być ojcami. Tatusiami. Wiecie, takimi nowoczesnymi, zaangażowanymi, mającymi świetne relacje z dziećmi. Ale, świadomie lub podświadomie, wykluczamy się z najważniejszego etapu ojcostwa. Więzi, które powstają w bardzo wczesnym dzieciństwie są później tylko umacniane. Ojcem trzeba być od samego początku, od pierwszych dni. MUSISZ wydrzeć czas, w którym Ty i dzieci będziecie na siebie skazane.
Wszyscy myślą sobie, że fajnie będzie kiedyś tam iść razem w góry, albo pograć w piłkę, albo jeszcze później iść razem na piwo. Ha! Tata z synem, oglądają razem mecz w strefie kibica, wspólne rozmowy, ech… Tylko, że to się nie wydarzy, bo na piwo chodzi się z ludźmi, których się lubi. A my próbę polubienia się i stworzenia więzi odsuwamy na później i później. Aż jest za późno.
Początki mojego ojcostwa
W moim przypadku pierwsze lata bycia tatą to kompilacja naszych (moich i żony) decyzji oraz tego do czego byliśmy zmuszeni przez życie. Na początku już ustaliliśmy, że poza zwykłym zajmowaniem się dziećmi, czyt zabawą, to ja – zawsze – kąpię dzieci. To ja – zawsze – czytam im do snu. Choćbym nie wiadomo jak był zapracowany, zawsze znajdę tę kilkanaście minut na wieczorne czytanie. Ale to trochę za mało. Na szczęście doznałem błogosławieństwa przymusu zajmowania się dziećmi.
Otóż, kiedy Szymo był malutki, ja pracowałem w agencji reklamowej, a moja żona wykładała na uniwersytecie. Ja kończyłem pracę o 17:00, a Karolina zaczynała zajęcia ze studentami o 17:15. Punkt siedemnasta wybiegałem z biura i jechałem na parking pod uczelnią gdzie przejmowałem Szyma i z nim jechałem do domu. Chcąc nie chcąc, a bardzo często nie chcąc, musiałem sam się nim zajmować. Spędzaliśmy razem całe popołudnia. Wątpię bym bez tego przymusu wykrzesał z siebie tyle siły, żeby bezwarunkowo poświęcać mu tyle czasu. Dzięki Bogu nie miałem wyboru.
Rozumiem co się dzieje w Twoim życiu. Wiem, że masz chęci i wiem, że często nie masz już siły. Ale to kłamstwo. To oszustwo. Masz więcej siły niż Ci się wydaje.
Teraz mam swoją działalność, swoją firmę. Jakże łatwo w tym utonąć i stwierdzić, że nie mam czasu dla dzieci (zwłaszcza tych małych) bo ja tu biznes prowadzę, utrzymanie rodziny mam na głowie… A tak naprawdę nie ma lepszej sytuacji dla ojca niż własna działalność! Mogę pracować popołudniami, a wcześniej być z moim synkiem w domu (mam trójkę dzieci). Adaś nie musi mieć opiekunki czy żłobka. Ma przecież tatę.
Karolina chodzi do pracy. Ja jestem z młodym w domu. Bawimy się klockami, resorakami, malujemy, brudzimy i bałaganimy. Chodzimy na zakupy, robimy obiady, bawimy się z psem, grabimy liście w ogrodzie, podlewamy trawnik, itp, itd. Jesteśmy razem tylko we dwójkę.
Wywal żonę z domu
Zrób tak: wywal żonę z domu. Raz, dwa razy w tygodniu. Jakieś zajęcia, nie wiem, angielski, siłownia, basen, szydełkowanie, cokolwiek. Pogadajcie o tym i zróbcie to zanim do Ciebie w pełni dotrze w co się pakujesz. Zrób to, bo sam chyba widzisz, że inaczej znajdziesz sobie pretekstu żeby robić coś innego. Zajmowanie się niekumatymi maluchami jest mega trudne (a jednak miliony kobiet na świecie sobie radzi). Ale w tej trudności hartuje się stal Waszych relacji. Takich relacji o jakich marzycie. Relacji, które będą tylko rosnąć w siłę jak kula śniegowa.
Zrób to, bo jesteś pełnoprawnym rodzicem. Wychowanie i opieka nad dziećmi, to zadanie dla obojga rodziców. Naprawmy to co pokutuje od pokoleń – nieobecni ojcowie, to żadni ojcowie.
Ok, kończę, wyłączam komputer i schodzę do kuchni. Będziemy z dziećmi robić chałwę.
Pozdrawiam
Zuch
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023