Ostatni czas jest wspaniały dla ojcostwa. My młodzi ojcowie możemy się dziś uczyć, spotykać, dzielić doświadczeniem. I to jest piękne. Tak dobrze nie było jeszcze nigdy. Jednak w całym tym renesansie ojcostwa zapomnieliśmy chyba o jednym ważnym fakcie: każdy ojciec jest też synem. A zatem niezmiernie ważną częścią naszego ojcostwa są relacje i ich jakość z naszym własnym tatą.
Jednak tu pojawia się problem, bo widzicie: bycie ojcem to zapisywanie czystej karty. Bycie synem to pisanie po mocno zapełnionych już stronach. Każdy z nas ma jakieś doświadczenia, jedni lepsze inni gorsze. Każdy z nas nosi jakiś bagaż. Ojciec każdego z nas również dźwiga zwykle bardzo ciężki bagaż własnych doświadczeń ze swoim ojcem.
Życia naszych rodziców bardzo różniły się od naszych. Ot, choćby to, że większość życia przeżyliśmy w zupełnie innych systemach politycznych. Nie wiem czy wszyscy zdajecie sobie z tego sprawę, ale komunizm walczył z rodziną. Relacje rodzinne takie jak miłość, lojalność, przywiązanie, były bardzo niepożądane (zainteresowanych zgłębieniem zagadnienia odsyłam np. do książki „Szepty. Życie w stalinowskiej Rosji” Orlando Figesa).
Przepaść
Dodatkowym problemem jest rozerwanie naszych pokoleń przez postęp technologiczny. Nagle okazało się, że dzieci żyją w innej rzeczywistości, gdzie panują komputery i internet. Wielu z nas wykonuje zawody, których nasi rodzice nie rozumieją. Zapytani przez ciocię na imieninach nie bardzo potrafią wytłumaczyć jak tak naprawdę ich dzieci – czyli my – zarabiają na życie. Nasze drogi zaczęły się rozchodzić, a wspólne tematy zaczęły umierać (jeśli w ogóle kiedyś były).
Krótko mówiąc nie jest dobrze. Ale to oznacza tylko jedno – może być lepiej. W moim rozumieniu jeśli może być lepiej, to znaczy, że musi.
Podstawą dobrych relacji jest rozmowa
Musimy rozmawiać, to jest niezbędne żebyśmy się znali. Ale żeby rozmawiać, trzeba mieć jakieś wspólne tematy. Takimi tematami nie koniecznie będzie wyrażanie oburzenia na to co Facebook robi z edgerank’iem, czy praktyki black seo. Luka po akutalizacji wordpressa też możne nie chwycić, uwierzcie mi. Oczywiście z czasem może uda się zainteresować naszych ojców takimi tematami, ale zacznijmy od czegoś prostszego, przyjemniejszego, czegoś naprawdę ważnego.
Zacznijmy od piwa
Gdy budujemy relacje, to ważna jest wspólna platforma, która w zasadzie sama z siebie będzie generować tematy do rozmów. W przypadku moim i moich dzieci były to Gwiezdne Wojny i ogólnie cały świat superbohaterów. W przypadku moich braci i naszego taty jednym z takich tematów-samograjów stało się piwo. Żeby być bardziej szczegółowym dodam, że chodzi o dobre piwo rzemieślnicze. No i oczywiście mówię o czasach, kiedy ja i moi bracia byliśmy już dorośli 🙂
Co ciekawe mój tata nigdy za piwem nie przepadał, generalnie ten tamat w zasadzie nie istniał. Jednak jakieś trzy lata temu rozpocząłem współpracę z Poznańskimi Targami Piwnymi, zaprojektowałem im bardzo fajne (#skromność) logo i kilka plakatów. Przy okazji sesji zdjęciowych Grzesiek Stachurski – organizator targów – kazał próbować to cośmy fotografowali i raczył nas naprawdę ciekawymi opowieściami o stylach piwnych, ich historii, czy też konkretnej butelce, którą próbowaliśmy. Wtedy odkryłem piwo rzemieślnicze.
Piwo rzemieślnicze jako idea bardzo do mnie przemówiło
Nie jestem piwnym neofitą, który będzie wam na imprezach wylewał piwa koncernowe krzycząc, że „to gówno, i że ja Wam teraz pokażę prawdziwe objawienie!!!”. Nie, to nie ja. Za to bardzo lubię pokazywać ludziom nowe, fajne rzeczy, dzielić się pozytywnymi doświadczeniami. Generalnie bardzo lubię kulinaria. Smakowanie sprawia mi dużą frajdę. Lubię gotować, lubię częstować.
Piwo rzemieślnicze jako idea bardzo do mnie przemówiło. Piwo rzemieślnicze jako trunek pokazało mi ogrom wrażeń i całą wielką dziedzinę do eksplorowania. Później poznałem Tomka Kopyrę z bloga blog.kopyra.com 😉 (a później projektowałem okładki do jego książek) czy Michała Kopika (piwnygaraz.pl) z browaru Kingpin. Ich pasja jest zaraźliwa. No i wsiąkłem.
Wsiąkli też moi dwaj bracia. Choć po prawdzie jakoś szczególnie im nie agitowałem, bo to było raczej jak w tym starym kawale:
– Gdzie idziesz?
– Na piwo.
– Dobra, namówiłeś mnie.
Teraz ważna sprawa: w całym tym temacie chodzi o smakowanie – nie o upijanie się. To należy tu głośno i wyraźnie powiedzieć. Nie chcę promować pijaństwa. Chcę za to opowiedzieć jak dorośli, odpowiedzialni ludzie miło i kulturalnie spędzają czas przy relatywnie niewielkich ilościach alkoholu.
Początek
Zaczęliśmy przywozić do domu rodziców jakieś piwne ciekawostki i zaraziliśmy tym początkowo dość sceptycznego tatę. Dołączył się do tego mój teść i tak sobie degustowaliśmy. Podejrzewam, że na dźwięk słowa degustacja wielu z Was uśmiecha się pobłażliwie myśląc „taaaa… degustowaliśmy…”. Ale tak to wygląda, bo dwa-trzy piwa na cztery osoby pite podczas dwugodzinnej rozmowy, to raczej nie jest libacja. To jest właśnie fajne, bo nie chodzi o picie samo w sobie.
Świat piwa jest ogromny, co roku pojawiają się tysiące nowych piw, lepsze i gorsze, ciekawe i przeciętne, a czasami i ekstremalne jak Verhaeghe Duchesse De Bourgogne smakujące wg mnie jak śliwki w occie. Ekstremum, ale hej! to przecież degustacja.
Wypad do knajpy
Jakiś czas temu gdy rodzice przyjechali do Poznania, to razem z braćmi porwaliśmy tatę na piwo do knajpy. Zwróćcie uwagę na to, że ludzie w wieku naszych ojców (czyli około sześćdziesiątki) nie chodzą do knajp – taki zwyczaj jest stosunkowo młody. Chcieliśmy więc pokazać tacie jak żyjemy, jak się razem bawimy. Zaczęliśmy więc od podkładu w postaci pysznych żeberek w małej streetfoodowej budce, a potem do niezawodnego Ministerstwa Browaru. Zajęliśmy stolik i zamówiliśmy wszystko. Naprawdę.
Jeśli nie byliście nigdy w multitapie…
Albo może zacznę od tego co to jest multi-tap. Otóż przyjęło się, że jest to pub, który ma zwykle więcej niż 10 kranów z piwem, oczywiście różnym piwem i to rzemieślniczym. W dobrych multitapach pracują barmani, którzy świetnie wiedzą co nalewają, znają temat piw rzemieślniczych od podszewki i zawsze chętnie doradzą. Co ważne nigdy nie spotkałem się z jakimś spojrzeniem pogardliwej wyższości od tych barmanów nawet gdy zadawało się bardzo podstawowe czy wręcz głupie pytania o piwo. To jest fajne w piwnej rewolucji, że tu się doradza, a nie piętnuje. Każdy kiedyś nic nie wiedział.
Zatem usiedliśmy w takim multitapie i wzięliśmy wszystko co mieli w kranach, bodaj szesnastu. Oczywiście nie 16 x 0,5 litra. Szkła degustacyjne mają po 100-150ml. To całe oglądanie barwy i przejrzystości, wąchanie, porównywanie, to jest świetna zabawa. Odkrywamy nowe smaki, barman tłumaczy różnice między stylami, rozmowa sama się toczy. Nawet nie wiesz kiedy mijają trzy godziny. Powiem tak: to było nasze najlepsze spotkanie od lat.
Warsztaty piwne
Niedawno, korzystając z ostatniego ciepłego weekendu zorganizowałem u siebie piwne warsztaty. Pomysł na to pojawił się gdy rozmawiałem ze wspomnianym wcześniej Grześkiem, o promocji Poznańskich Targów Piwnych, że to może być pretekst do zaciśnięcia, odbudowania czy dopiero odkrycia relacji z własnym tatą – wspólna degustacja piwa. Zaprosiłem tatę, braci, teścia, wujka z kuzynem i sąsiadów. Ojcowie i synowie, razem.
Kilka dni wcześniej wybrałem się z Grześkiem po zaopatrzenie. W dobrych sklepach z piwem wybór jest powalający, kilkaset rodzajów piwa, przestrzał cenowy od kilku do kilkuset złotych za butelkę. Przy wyborze zdałem się całkowicie na wiedzę Grześka, który od kilku lat prowadzi własny browar, jest też sensorykiem i sędzią piwowarskim. Na temat piwa wiedzę ma encyklopedyczną.
Ostatecznie do spróbowania wybraliśmy kilkanaście styli piwnych. Wachlarz był szeroki: od Lone Star (taki amerykański Harnaś – możecie kojarzyć z serialu True Detective, gdzie główny bohater z puszek tego piwa robił ludziki) po prawdziwą perłę światowego piwowarstwa – Trappist Westvleteren XII, uznawanego za najlepsze piwo świata.
>> Tak wtrącę, że jeśli interesuje Was temat zorganizowania warsztatów piwnych, to napiszcie do Grześka.
Warsztaty zaczęliśmy od ślepego testu porównawczego. Dostaliśmy Harnasia, Lone Star i Pils z browaru Trzech Kumpli. Chodziło o to, żeby na przykładzie jednego stylu jakim w tym wypadku był pils zobaczyć różnicę między koncerniakami produkowanymi w milionach litrów miesięcznie, a pilsem rzemieślniczym warzonym ze starannie wyselekcjonowanych produktów. Różnicę zauważyli wszyscy (a nie wszyscy na piwie się tu znali), różnicę ZDECYDOWANIE na rzecz pilsa rzemieślniczego.
Dalej były m.in.:
- St. Luis Gueuze, Belgia – Brewery Van Honsebrouck (styl lambic – belgijskie piwo regionalne fermentowane za pomocą szczepów dzikich drożdży – fermentacja spontaniczna – jest najstarszą znaną metodą produkcji piwa) moim zdaniem genialne.
- Shake The World, Polska – AleBrowar (nowy styl milkshake pale ale, który bardzo przypadł mi do gustu, ale ja ogólnie bardzo lubię piwa z dodatkiem laktozy).
- Misty, Polska – Trzech Kumpli (styl New Englad ipa)
- Tropical Imperial Pale Ale, Polska – Wrężel (styl tropical ipa – polecam)
- Molotov Lite, USA – Evil Twin Brewing (styl Imperial Ipa)
- Eisbock Grand Prix, Polska – Pinta (styl eisbock, czyli piwo wymrażane, długo dojrzewające, mocne, to ma 11,3% alkoholu)
- Madagaskar, Polska – Setka (style milk stout, czyli stout z dodatkiem laktozy – jeden z moich ulubionych styli)
- Insygnia Króla, Polska – Jan Olbracht (styl RIS, czyli russian imperial stout, też bardzo lubię, ale ja generlanie lubię ciemne piwa. To konkretnie warzone z płatkami drewna wiśniowego mi osobiście zasmakowało, ale to dość ciężkie piwo, nie dla wszystkich)
- Bush, Belgia – Dubuisson (styl belgian strong ale – styl głęboki, który lubię i polecam)
- Trappist Westvleteren XII, Belgia – Westvleteren Abdij St. Sixtus (styl quadrupel, piwo klasztorne, warzone przez mnichów. Piwo rewelacyjne. Dość trudno dostępne i raczej drogie, ok. 50zł za butelkę 0,33)
Było tego jeszcze trochę. Siedzieliśmy sobie, degustowaliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, Grzesiek raczył nas fachowymi informacjami jak pić, jak wąchać, jak rozpoznawać aromaty, czym jest górna i dolna fermentacja. Zasypał nas historycznymi ciekawostkami i nowinkami z branży piwowarskiej. Krótko mówiąc – było genialnie.
Zachęta
I teraz tak – mam nadzieję, że narobiłem Wam smaka 😃 Jednocześnie dałem do myślenia w sprawie waszych relacji z ojcami. Zaproście ojca na piwo, przejdźcie się do multitapu. Nawet jeśli nic nie wiecie, to barman Wam doradzi, podpowie i zrobi to z chęcią, idę o zakład. Jeśli nie możecie wyjść, to przywieźcie kilka butelek dobrego kraftu, podegustujcie w domu.
Rozpoczęcia wspólnej przygody z piwem rzemieślniczym – Poznańskie Targi Piwne
Ale to co może być świetnym impulsem do rozpoczęcia wspólnej przygody z piwem rzemieślniczym to Poznańskie Targi Piwne, które będą miały miejsce 15-16 listopada oczywiście w Poznaniu. W tym roku Targi Piwne będą wspólnie z targami street food, więc poza kilkoma setkami piw będzie jeszcze sporty zlot food tracków. Kurcze, czy może być coś lepszego na wspólne wyjście z tatą??? To może być naprawdę niezła przygoda, mój tata już od miesiąca planuje przyjazd. Wiecie, dla nas może być to kolejne wyjście na piwo, ale dla wieeelu z naszych ojców to będzie prawdziwe big thing. Przemyślcie to. Ba! Kupcie bilety, wyślijcie ojcu i postawcie go przed faktem dokonanym: tato, kupiłem ci bilet, teraz musisz przyjść 😉
Poniżej jeszcze wrzucam moją relację z zeszłego roku. Z zapewnień organizatorów wiem, że w tym roku będzie jeszcze więcej i jeszcze lepiej.
>> Tutaj [klik] już dziś możecie kupić bilety wstępu.
Pozdrawiam
ZUCH
PS – Oczywiście Poznańskie Targi Piwne są partnerem tego wpisu, natomiast cała treść jest moja i jest subiektywna.
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023