Nie słuchamy o małych biznesach. To nie są chwytliwe tematy. Ktoś „zarobił w maju 4 tysiące złotych!”. Średnio to widzę w postaci nagłówka tabloidu. Podobnie nie bardzo widzę wykrzyczane pudelkowo: „Zarobił trochę więcej niż zwykle, ale miał przy tym mniej stresu! [zobacz zdjęcia]”, czy: „NIE UWIERZYSZ! Miał rano czas żeby pojechać załatwić sprawy w urzędzie, a nawet zrobić zakupy!”. To nie żre, nie będzie klików, nie będzie tysięcy komentarzy.
Co innego gdyby było, że zarobił 10 milionów, albo że zatrudnia 500 osób i otwiera filię w Nowym Jorku. To jest problem, bo patrzymy na biznes, jak na coś nieosiągalnego, coś kompletnie z innej bajki. A przecież dla większości z nas dużą i pozytywną zmianą w życiu byłoby właśnie zarabianie o tysiąc, dwa tysiące więcej. Albo nawet uzyskanie podobnego przychodu, ale bez mobbingującego szefa, bez wykańczających dojazdów, bez ciągłego pośpiechu dom-przedszkole-praca-przedszkole-zakupy-dom.
W weekend podczas Blog Conference Poznań prowadziłem panel pt. Marka obok bloga i starałem się popchnąć dyskusję właśnie w kierunku realnego biznesu. Takiego na wyciągnięcie ręki. Razem z moimi rozmówcami próbowałem pokazać, że warto podjąć działanie.
Wagadugu
W szkołach wpycha się nam do głowy różne dziwne rzeczy typu stolica Burkina Faso (swoja drogą stolica nazywa się Wagadugu), a nie mówi się nic, albo niewiele o rzeczach takich jak strategia, marka, zus, itp, itd. Na lekcjach z przedsiębiorczości każe się wkuwać różnice między spółką akcyjną, a komandytową.
Brakuje podstawowej wiedzy. Brakuje wytłumaczenia, żeby wziąć kartkę i choć w kilku słowach opisać swój pomysł. Żeby zadać sobie pytania PO CO? DLACZEGO? JAK? DLA KOGO? Tak naprawdę to są bardzo proste rzeczy. Można na tym etapie uniknąć głupoty typu otworzenie szóstego sklepu spożywczego na moim naprawdę małym i kameralnym osiedlu.
Kiedy odchodziłem z firmy
Pokazywanie wielkich, prężnych biznesów daje też fałszywe wrażenie, że żeby zacząć coś swojego, to najpierw musimy zgromadzić duży kapitał. Ok, kapitał jest (lub bywa) ważny, fajnie mieć poduszkę finansową, ale jak na tym wczesnym etapie postawimy sobie zbyt wysokie wymagania, to przytłoczeni nimi nawet nie zaczniemy ich realizować. Podejdźmy do tego realnie. Np. ja – kiedy odchodziłem z firmy (pracowałem jako grafik), mogłem myśleć o założeniu własnej agencji reklamowej, albo studia graficznego z pięknym biurem, nowiutkimi Macami, kilkoma pracownikami i rychłym wejściem na giełdę. Ale mi kompletnie nie o to chodziło. Chciałem mieć coś swojego. Chciałem pozbyć się pośredników w postaci szefa i accountów, chciałem od tego szumu odpocząć, odrzucić pośpiech, który towarzyszył i wykańczał mnie od kilku lat. Nie jest to kwestia przeciętnych celów życiowych, tylko realnych. Bo od czegoś trzeba zacząć, a najłatwiej jest zrobić mały krok niż z miejsca skoczyć 10 metrów w górę. Kiedy zaczynałem miałem tylko swojego macbooka (którego wygrałem) i małego intuosa. Wystarczyło. Mam swoją firmę.
Odpowiadałem i nadal regularnie odpowiadam sobie na te pytania
Po co robię to co robię, jak to robię, dlaczego i dla kogo? Co mogę poprawić, gdzie powinienem docisnąć, a gdzie poluzować? Mam swoją działalność szósty rok. Nie zarabiam milionów, choć w połączeniu studia graficznego i komercyjnej działalności na blogu udało mi się zwiększyć moje zarobki cztero, a momentami i pięciokrotnie (w porównaniu do pensji grafika jaką miałem gdy zwolniłem się z pracy). Buduję dom, co trzy, cztery lata temu było dla mnie odległym marzeniem. A gdy pracowałem na etacie to nawet nie było marzenie, to była abstrakcja.
Mimo, że bywają gorące momenty, bywa że pracuję dłużej, że muszę spędzić przed komputerem całą noc (to jakoś dziwnie wiąże się z projektami dla Luxtorpedy), ale pomijając nawet finanse, to bilans wypada zdecydowanie na korzyść własnej firmy.
Na pewno masz fajne umiejętności
Na pewno coś potrafisz robić. Jeśli do tego prowadzisz bloga, to masz już grono ludzi, którzy o Twoim przedsięwzięciu usłyszą. Dlatego nie bój się. Pomyśl co chcesz robić i zacznij to robić. Najwyżej się nie uda. Wtedy spróbujesz jeszcze raz. Nie trzeba od razu walić z grubej rury. Bartek Popiel, mój współrozmówca w panelu, gdy zorganizował pierwsze swoje szkolenie, to miał 3 kursantów. Dziś przy swoich kursach zatrudnia więcej pracowników. Ale musiał zacząć. Ja musiałem zacząć. Kurcze, Bill Gates, też kiedyś musiał zacząć. Co prawda nie marzy mi się kariera na miarę Gates’a. Wystarczy mi to co mam.
Zatem: zastanów się w czym jesteś dobry? Czym możesz się pochwalić? Spisz to sobie, wymyśl strategię. Pytaj tych, którzy już coś zrobili. Skorzystaj z ich rad i rób swoje.
Ja wiem, że to banalne i że po drodze trzeba sporo potu przelać, ale to naprawdę takie proste. Nie bój się. Zacznij robić, bo warto.
pozdrawiam
ZUCH
Moim rozmówcami w panelu Marka obok bloga byli: Joanna Glogaza – Styledigger.com, Bartek Popiel – liczysiewynik.pl, Roman Zaczkiewicz – szarmant.pl / Zack Roman oraz Łukasz Smolinksi – tasteaway.com