Czy to jeszcze miłość, czy już układ biznesowy?
Trafiłem ostatnio na pewne zdjęcie profilu z Tindera, który stał się viralem ze względu na opis. Otóż pewna pani (choć zaznaczam, że płeć nie ma tu znaczenia) opisywała siebie jako prawniczkę ze świetlaną karierą, a od potencjalnego partnera wymagała również błyskotliwej kariery, wysokich zarobków, nietuzinkowego hobby (bo nie chce tracić czasu na przeciętniaków) i co najmniej 185 cm wzrostu. To tak w skrócie. W zasadzie szczegóły nie są ważne. Naprawdę, to tylko tło.
Ale pomyślałem sobie wtedy, że kurczę, to brzmiało jak ogłoszenie o pracę. Dokładne wytyczne, ramy, wymagania. Zaraz będzie kontrakt, umowa, kroki milowe, briefing, raporty, godziny zaangażowania itp.
A gdzie romantyczność? Gdzie zakochanie?
Wiesz, ja nie mówię, żeby nie mieć jakichś wymagać. Każdy ma (i powinien) mieć wymagania. Ba! Poprzeczkę trzeba zawieszać wysoko. Ale mimo wszystko bez takiej kalkulacji, co się opłaca a co nie.
W momencie gdy pojawia się kalkulacja, to umiera wszelka romantyczność. Bo romantyczność i miłość się nie opłaca. Zawsze przegra z Excelem.
Pamiętam gdy sam byłem młodym człowiekiem, gdy mój związek raczkował. Pamiętam moich znajomych i przyjaciół. Wtedy nie było takiego kalkulowania i wyliczania, czy dana osoba może osiągnąć sukces finansowy. My wtedy po prostu się zakochiwaliśmy. Nigdy nie rozpatrywałem atrakcyjności mojej żony (a wcześniej narzeczonej, a wcześniej dziewczyny) przez pryzmat jej potencjalnej kariery. No jakoś mi to do głowy nigdy nie przyszło. Najważniejsze było to, że za nią tęsknię, gdy jej nie ma, że chcę dzielić z nią każdą chwilę. Chcę z nią gadać do rana, iść na koniec świata i z powrotem. Ważne było to, że się śmieje z moich żartów, że trzyma mnie za rękę, że po prostu chce za mną być, bo mnie kocha.
Nie chcę zrzędzić, że kiedyś to były czasy, bo to zupełnie nie o to chodzi. Tamto „kiedyś” miało swoje ogromne wady. Jakby to nie o to chodzi. Tylko, że w kwestii związków coś wyraźnie pękło. Są już poważne opracowania naukowe i książki (za jedną niebawem się zabieram), że faktycznie się posypało. Miłość, romantyczność… ech… Badacze mówią o tinderyzacji związków. Nie ma to nic wspólnego z zaprzyjaźnianiem się i zakochiwaniem, poruszaniem się w swoim kręgu znajomych. Jeszcze ze studiów pamiętam, że omawialiśmy badania, z których jasno wynikało, że najtrwalsze związki są to te, które są zawierane w kręgu znajomych i znajomych znajomych.
Teraz jest menu
Wybieramy, przebieramy, wybrzydzamy, marudzimy. Katalog. Broszura. Zdjęcie i kilka zdań bio. Kolejne i kolejne.
Czytam sobie te różne badania, rozmawiam z młodzieżą, ze studentami i tak po ludzku mi smutno. Mało komu chce się starać, podejmować ryzyko, otwierać się. Kochamy tylko siebie i tylko na nas nam zależy. Tylko ja się liczę, tylko moja wygoda. Życie instant, miłość instant.
Nie przesadzam. Wiem, że są wyjątki, wiem, że nie wszyscy dziś tak funkcjonują (zresztą staram się nie używać kwantyfikatorów jak wszyscy czy nikt). Nie mniej jednak jest bardzo, bardzo wyraźny trend, który nieubłaganie zmierza w kierunku coraz większej samotności jednostki.
Co z tym zrobić? Nie wiem.
Nie mam wszystkich odpowiedzi, a w zasadzie odpowiedzi mam bardzo niewiele. Mój osobisty sposób na walkę z tym zjawiskiem, to mówić o tym jak piękny może być związek nie oparty na kalkulacji. Jaką cudowną przygodą jest rodzicielstwo. Czy to się opłaca? Cholera wcale! Jakbym to wrzucił w tabelkę, to w życiu. Ale właśnie – życie to nie tabelka. Miłości nie da się zmierzyć. Rodzicielstwa nie da się wycenić. To są rzeczy, które rozwalają system. Wywalają wszystkie tabelki. Bycie mężem, bycie tatą, bycie częścią rodziny – to jest życie.
Więc tak, tak jak pisałem o małżeństwie i rodzicielstwie, tak będę robił to dalej. Tak żyję, w to wierzę. To przekazuję moim dzieciom. To im pokazuję w praktyce każdego dnia.
Pozdrawiam
ZUCH
- Recenzja Plug & Play Ball od Smart Games - 21/09/2025
- Czy to jeszcze miłość, czy już układ biznesowy? - 21/09/2025
- Pijesz Wojanka do białego ranka? - 11/09/2025