„Oszczędność to wielki dochód”, miał powiedzieć Cyceron. I trudno się z nim nie zgodzić. Oszczędzanie to nie chowanie pieniędzy gdzieś po kątach. Oszczędzanie to cały plan. Plan na dziś oraz wizja przyszłości. Oszczędzanie to rozsądek i umiejętność zapanowania nad swoim życiem. Oszczędzanie to ważny element gospodarowania swoimi finansami. Oszczędzanie to w końcu coś, czego bardzo chcę nauczyć moje dzieci.
Tak się składa, że żyje nam się lepiej niż poprzednim pokoleniom. Nie ciemięży nas komunizm ani wojna. Mamy mnóstwo możliwości. „Czy” i „jak” je wykorzystujemy, to temat na osobny wpis. Niemniej jednak można przyjąć tezę, że żyje nam się lepiej niż naszym rodzicom czy dziadkom, gdy byli w naszym wieku. Wiąże się to z naturalnym odruchem – chcemy dać naszym dzieciom więcej niż mieliśmy sami. I dajemy. Otaczamy dzieci kokonem ochronnym, obdarowujemy prezentami, wozimy na przeróżne zajęcia dodatkowe, angielski, francuski, balet. Niby nic w tym złego, przecież to z troski. Chcemy zapewnić naszym dzieciom przyjemne i spokojne dzieciństwo oraz, w miarę możliwości, zapewnić im również jakiś start w przyszłość. Powtarzam – nie ma w tym nic złego, ale w tym wszystkim czegoś brakuje.
Chcąc nie chcąc, nasze życie kręci się wokół pieniędzy
Chcąc nie chcąc, nasze życie kręci się wokół pieniędzy. Nie chcę przez to powiedzieć, że są one naszym bożkiem. Po prostu nie jesteśmy pustelnikami, a za niemal wszystko trzeba płacić. Pracujemy, żeby zarobić pieniądze, żeby móc za nie żyć. Zatem powtórzę moją tezę z poprzedniego wpisu: spędzamy niezliczone godziny na nauce, która – przynajmniej w teorii – ma nam zapewnić zdobycie dobrej pracy i umożliwić zarabianie dobrych pieniędzy. Niemal dwadzieścia lat uczymy się po to, żeby zdobyć pieniądze na życie. Szkoda tylko, że nie uczymy się równie intensywnie tego, co z owymi pieniędzmi zrobić.
>> przeczytaj pierwszą część cyku tutaj.
Uważam, że powinniśmy położyć szczególny nacisk na finansową edukację naszych dzieci. W końcu chcemy dla nich jak najlepiej. Rozejrzyjcie się dookoła. Spójrzcie na siebie Was samych. Ileż nerwów, stresu, kłótni, dramatów wynika z problemów finansowych. Co spędza nam sen z powiek? W ogromnej mierze są to finanse i pochodne różnych finansowych decyzji. Kochamy nasze dzieci. Chcemy dla nich jak najlepiej, dlatego uczmy je od małego jak ogarnąć swoje finanse, jak planować, jak żyć za mniej niż się zarabia, jak odkładać i jak inwestować. Jeśli sami tego nie potrafimy, to chyba najlepszy dowód na to, że powinniśmy się w tym temacie podszkolić. Zastanówcie się – rozsądne zarządzanie pieniędzmi może okazać się jedną z najważniejszych lekcji, jaką Wasze dzieci wyniosą z domu.
Wszystkie przedstawione tu rady, są jedynie inspiracjami. Nie jest to prawda objawiona, która będzie skuteczna u każdego i w każdym przypadku. Wystarczy nieco zdrowego rozsądku, może lekka korekta, żeby z powodzeniem zaadoptować rady we własnym domu.
Przygotowałem 12 praktycznych porad. Dziś druga część.
12 praktycznych porad jak nauczyć dzieci oszczędzania i gospodarowania pieniędzmi. Część 2
7. bank „u taty”
Cierpliwość jest bardzo ważną cechą. Wydaje mi się, że jest to cecha, której uczymy się z wiekiem. Dzieci nie mają jej za wiele. Młodzież w sumie też nie bardzo. Warto jednak nad tym popracować, aby wyrobić w dzieciach nawyk myślenia długoterminowego, który wiąże się właśnie z cierpliwością.
Podczas tegorocznego Międzynarodowego Forum Tato.net (konferencja dla ojców), jeden z prelegentów opowiadał o tym jak założył „Bank u Taty”. Sam jest przedsiębiorcą z pewnymi sukcesami, więc i swoje dzieci uczy właściwego podejścia do pieniędzy. Oszczędzanie się opłaca. Są różne lokaty z procentami itp., ale faktem niestety jest też to, że wiele dorosłych osób nie rozumie tego typu narzędzi. Nie myślą długoterminowo i twierdzą, że nie mają z czego odkładać. Prawda jest jednak taka, że nawet małe kwoty w perspektywie trzydziestu czy czterdziestu lat mogą się zebrać w niezłą sumę. Ale skoro dorośli mają z tym problem, to tym bardziej dzieci. Tu właśnie pojawia się „Bank u Taty”. Wyjątkowy bank, bo z oprocentowaniem tygodniowym w skali 25%. Chodzi tu o to, żeby pokazać dzieciom mechanizm oszczędzania i korzystania z procentu lokaty. Krótko mówiąc: dziecko ma jakąś kwotę pieniędzy i a) może ją wydać lub b) całość albo część zdeponować w „Banku u Taty”. 10 zł po tygodniu zamieni się w 12,50. Niewiele. Ale już po miesiącu? A po roku?
8. pozwól na błędy
Tak, wiem, mało rzeczy boli nas bardziej niż smutek naszych dzieci. Robimy wszystko, żeby temu zapobiec. Czasami staramy się tak bardzo, że sami je okaleczamy naszą nadopiekuńczością. Błędy są jednak istotnym elementem nauki życia. Czasem trzeba zacisnąć zęby i dać się dziecku „sparzyć”. Właśnie z miłości powinniśmy to zrobić. Teoria teorią, ale to jednak praktyka stanowi kwintesencję nauki. Wiecie, raczej nikt z nas nie chciałby leczyć się u lekarza bez praktyki. Nie zostawilibyśmy też samochodu u mechanika, który tylko czytał i słyszał o naprawach. Dziecko trzeba asekurować, owszem, ale przecież nie będziemy przy nim przez całe życie.
Wartość pieniądza jest dla dzieci pojęciem abstrakcyjnym (ze zgrozą stwierdzam, że dla wielu dorosłych również). Bez zarobienia i bez stracenia pieniędzy ciężko to będzie wytłumaczyć. Dodatkowym „problemem” jest sytuacja, gdy dobrze nam się powodzi. Pieniądze po prostu są. Coś się popsuje, zgubi, trudno – kupi się nowe. Nawet nie chodzi o szastanie pieniędzmi, ale po prostu, bo „dziecku będzie przykro”.
Jakiś czas temu kupiłem moim dzieciom maskotki z gry Minecraft. To była nagroda za coś czego nawet już dziś nie pamiętam. Córeczka uparła się, żeby wziąć swoją do galerii handlowej…, gdzie też ją zgubiła. W pierwszym odruchu chciałem kupić jej nową, bo rozpaczała. Ale potem sobie pomyślałem: co to da? Czego ją to nauczy? Przedmioty nie mają wartości, nie trzeba ich szanować, nie trzeba pilnować, a pieniądze wydaje się lekką ręką.
Znam ludzi dorosłych, którzy nie szanują rzeczy nie tylko swoich, ale i cudzych. Znam młodzież, która nie rozumie, że na to co oni mają, ktoś musi ciężko pracować, a wielu może tylko o tym marzyć. Widzę na co dzień pogardę do innych, płynącą tylko z tego, że posiada się rzeczy czy pieniądze, na które nawet się nie zapracowało. Dostrzegam to w społeczeństwie i nie chcę, aby moje dzieci wyrosły na takich ludzi. Dlatego z troski i miłości pozawalam im popełniać błędy, żeby zrozumiały, naprawdę zrozumiały, o co w tym chodzi.
Niech wydadzą całe kieszonkowe w ciągu 10 minut na głupoty. OK, niech będzie, ich wola. Ale muszą wiedzieć, że do końca miesiąca nie dostaną nawet złotówki.
9. zasada 24h
Ta zasada, w zależności od naszych osobistych regulacji, może się nazywać zasadą 24h, zasadą tygodnia czy też zasadą miesiąca. Bez względu na nazewnictwo, idea jest bardzo prosta: nauka – uczenie panowania nad pokusą zakupów impulsywnych.
Widzimy coś fajnego, wow, chcemy to mieć! W tym jednym zdaniu streściłem model działania świata zachodniego. Ciekawe dlaczego później nie ma z czego odłożyć?
W poprzednim wpisie wspominałem o podziale naszych wydatków. Powinniśmy je sobie podzielić na zobowiązania, potrzeby i zachcianki. Zobowiązania są oczywiste: to kredyty i wszelkiego rodzaju opłaty. Natomiast wielu ludzi ma problem z rozróżnieniem potrzeb i zachcianek. Problem ten oczywiście mają też dzieci. Dlatego dobrze jest wyrobić od małego zasadę pomagającą nam w nauce powściągliwości, która to pomoże nam oszczędzać i rozsądnie gospodarować pieniędzmi.
Widzimy coś fajnego – dajemy sobie 24h na przemyślenie, czy naprawdę tego potrzebujemy – kupujemy/nie kupujemy. Bardzo często doba wystarczy, aby z „muszę” przejść na „w sumie to nie muszę”. Dzieci są jak las suchych choinek. Zapalają się błyskawicznie, ale i bardzo szybko gasną, żeby zapalić się w innym miejscu. Efektem tego są awantury, rozpacze, lamenty, gumowe nóżki i inne zachowanie, które zaobserwować możemy w sklepach. Jest sposób, by temu zapobiec, z góry zabraniając zakupów i wszelkich o nich wzmianek, ale czego to uczy? Właściwie niczego. To jest po prostu zabronione, ale powód jest niezrozumiały. Natomiast jeśli odpowiednio wcześniej wprowadzimy zasadę 24h, to rozmowy w sklepie zaczną wyglądać inaczej:
– OK, fajna rzecz, zobacz ile kosztuje, rzucimy okiem na budżet i zastanowimy się nad tym jutro/za tydzień/za miesiąc.
To my jesteśmy dorośli i to my mamy więcej rozumu, więc to my nadzorujemy taki proces. To my dostrzegamy minusy, których omamione wspaniałą zabawką dziecko nie dostrzega. My nadzorujemy, ale to dziecko samo podejmie decyzje i jeśli (co po upływie pewnego czasu) nadal uważa, że potrzebuje owej rzeczy, to może albo wpisać ją do budżetu albo kupić, gdy ma za co. A jeśli ta decyzje jest błędna, to patrz punkt 8.
10. okazje i używane rzeczy
Rozmawiałem o tym ostatnio z kilkoma znajomymi i wszyscy podzielają mój pogląd (czyli musi to być prawdą). Chodzi o wszelkie pchle targi, antykwariaty, biblioteki, portale typu oxl, allegro czy wyprzedaże garażowe. Te ostatnie nie są w Polsce zbyt popularne, ale jak mówił mi Kamil Nowak (blogojciec.pl), w Bielsku – Białej organizują takie hmm… ogólne „wyprzedaże garażowe” skupione w jednym miejscu. Pewnie w innych miastach też się różne rzeczy dzieją, trzeba tylko poszukać. W Poznaniu są organizowane wymiany ubrań, książek, itp.
Ale po co to wszystko? Krótko mówiąc chodzi o rozsądne gospodarowanie. Nie wszystko musi być nowe, to raz, a dwa – nie wszystko musimy gromadzić. Jest w sumie i trzy – dzieci nie dysponują zbyt dużym kapitałem, wiec tu mają szersze pole do popisu. Szukanie okazji jest niczym innym jak zdrowym rozsądkiem w praktyce. Przy każdym zakupie powinno się przejrzeć różne oferty i wybrać najbardziej korzystną. Pooglądać, zastanowić się, przemyśleć. Jakie mamy możliwości i jak, w zakresie tychże możliwości, dokonać najlepszego wyboru. Wiąże się to też ze wspomnianymi wcześniej punktami dotyczącymi budżetu i planowania, rozdzielenia potrzeb od zachcianek. Chodzi też o rozbudzenie dociekliwości. Zaskakująco często, dorośli dają się zrobić w konia sprzedawcy. Uczmy więc nasze dzieci tego rozsądku jak najwcześniej, tak aby zapalała im się mała lampeczka z tyłu głowy pt. „czy to jest naprawdę dobry zakup?”.
Osobnym aspektem tego punktu jest możliwość wystawienia na sprzedaż swoich rzeczy. Zmierzenie się z zachłannością i niezdrową chęcią gromadzenia. Uczy to też spojrzenia na wartość rzeczy oraz ryzykiem utraty tej wartości wraz z upływem czasu. Jeśli np. lalka kosztowała sto złotych, to po roku nie dostaniemy za nią sto pięćdziesiąt. Być może nawet pięćdziesiąt będzie za dużo? Trzeba się zastanowić, a mam wrażenie, że zastanawianie się nad jakimkolwiek tematem staje się nam coraz bardziej obce.
Przypomniał mi się jeszcze jeden ważny aspekt płynący z zapoznania dzieci z handlem/wymianą rzeczy używanych. W zeszłym tygodniu mój kolega Bartek Pijawski, z dumą, która jest tu absolutnie na miejscu, opowiedział jak jego córka (szkoła podstawowa) zebrała swoje lalki i inne zabawki, wyceniła je, namówiła do tego swoje koleżanki i kolegów. Dzieci wspólnie spotykają się, planują i projektują plakaty, żeby zorganizować w szkole wyprzedaż garażową zabawek (będzie to miało miejsce jakoś w listopadzie). A teraz najlepsze – całkowity dochód dzieci przeznaczyły na pomoc chorej koleżance! Moi drodzy, jak świetne to jest? Z mojej strony szalenie wielki szacunek dla dzieciaków i dla ich rodziców, którzy prowadzą je w taki sposób.
11. premia
Premie i nagrody motywacyjne służą, jak sama nazwa wskazuje, do motywowania. Właściwie mógłbym na tym skończyć cały punkt, ale tego nie zrobię. Przepracowałem trochę w różnych firmach, mam też wielu znajomych, czasami rozmawiamy. Zdarza się, że rozmawia się o premiach. W zasadzie nie przypominam sobie rozmowy o premiach, która nie byłaby pełna goryczy. Premie są zwykle mitem, który demotywuje. My – jako odpowiedzialni rodzice – nie jesteśmy jednak odpowiednikiem szefa z moich komiksów. Zależy nam na rozwoju naszych dzieci i zależy nam na tym, żeby były zmotywowane i zachęcone do lepszej oraz bardziej wytrwałej pracy; w tym wypadku oszczędzania. To właśnie my, z całym naszym autorytetem, jesteśmy najlepszym potwierdzeniem tego, że dzieciaki wykonują świetną robotę. Musimy im to pokazać. Naprawdę musimy. Ludzie w każdym wieku tego potrzebują, a już szczególnie dzieci, które stawiają w trudnym świecie finansów swoje pierwsze kroki.
Mam sporo znajomych ze Stanów Zjednoczonych (tak, chwalę się). Bardzo często można od nich usłyszeć: good job, dobra robota. Przez tydzień, można to od nich usłyszeć więcej razy niż przez trzydzieści lat w Polsce, a my potrzebujemy przecież takich potwierdzeń.
Ale do rzeczy. Motywujmy nasze dzieci w tym, jak i w innych tematach. Uzbierały zgodnie z planem, powiedzmy, pięćdziesiąt złotych? Świetnie, mówimy: „Dobra robota. Oto dodatkowa dycha za Waszą pracę i wytrwałość. Podoba mi się to, co zrobiliście, jestem z Was dumny, tak trzymajcie”.
Zachęcajmy i pokazujmy, że jesteśmy z nich dumni. Nasza duma jest dla dzieci budulcem poczucia własnej wartości i pewności siebie.
12. wpieraj dziecięce biznesy
Te biznesy to tak trochę na wyrost napisałem, z pewnym mrugnięciem oka. No bo jaki biznes może mieć siedmiolatek? Ale już dwunasto-czternastolatek może wymyślić coś konkretniejszego. Mniejsza o słowo. Chodzi o to, żeby – w granicach zdrowego rozsądku – pomagać dzieciom i rozbudzać ich chęć działania. Może się zacząć od wspomnianej wyprzedaży rzeczy, z których już nie korzystamy. Może być to pomoc sąsiadom, np. w wyrzucaniu śmieci, koszeniu trawy, wyprowadzaniu psów czy nawet, w przypadku starszych nastolatków, pilnowania dzieci. Takie rzeczy, we wspomnianych już Stanach, są czymś zupełnie naturalnym. Rozmawiałem z nastolatkami i większość z nich jakoś pracuje, coś tam sobie dorabia. Nie chodzi o to, że muszą, bo nie ma co do gara włożyć. Chodzi o to, że chcą mieć coś swojego i że nie chcą być na – w miarę możliwości – utrzymaniu rodziców. Kwestia gustu, ale mi ten model samostanowienia się podoba. Natomiast model włoski, gdzie mieszka się z mamusią do czterdziestki raczej mnie mierzi. Oczywiście Wasz wybór.
Dzieci miewają pomysły abstrakcyjne, ale nie należy ich od razu ścinać. Możemy porozmawiać, doprecyzować. Na wspomnianej już konferencji Tato.net słyszałem opowieść o tym, jak jeden z prelegentów postanowił z kolegą – gdy oboje mieli po osiem, dziesięć lat – zarabiać na myciu cystern, które przyjeżdżały do firmy ojca jednego z nich. Tata podszedł do tematu bez żartów, porozmawiał z kierowcami itp. To był ten ważny moment – synu, traktuję Cię poważnie. Oczywiście z tego pomysłu nic nie wyszło. Na przeszkodzie stanęły przeszkody naturalne, takie jak np. wzrost i zasięg ramion ośmiolatka w porównaniu do rozmiarów tira-cysterny. Ale to nieważne. Ważne, że rodzic był tym, który wspiera, a nie tym, który podcina skrzydła. Nawet, jeśli pomysł okaże się niewypałem, to naszym zadaniem jest przejść przez to z dziećmi. Zastanowić się wspólnie, gdzie został popełniony błąd, co można zrobić lepiej. Jednak najważniejsze jest, żeby wspierać, zachęcać i nie mnożyć przeszkód. Jeśli dziecko potrzebuje do swojego biznesu jakiś ekwipunek, to jest to okazja do rozmowy o inwestowaniu. Jeśli musi coś zakupić w odległym sklepie, to wsiadamy w samochód i jedziemy do marketu. Wspieramy.
>> przeczytaj pierwszą część cyku tutaj.
To chyba byłoby na tyle. Oczywiście jest wiele innych sposobów. Te, które przedstawiłem mogą mieć różną postać i wykonanie. Z częścią możecie się nie zgadzać, to jasne. Chciałem zwrócić Waszą uwagę na wielki problem jakim jest niewystarczająca edukacja finansowa. Chciałem Was zainspirować kilkoma radami i zachęcić do szukania własnych rozwiązań. Czy chcemy czy też nie, pieniądze odgrywają ważną rolę w naszym życiu i będą tak samo ważną rolę odgrywać w życiu naszych dzieci. Uważam, że to naszym obowiązkiem jest nauczyć dzieci radzić sobie z nimi jak najlepiej.
Jesteśmy rodzicami, jesteśmy blisko dzieci, jesteśmy mentorami, jesteśmy wsparciem, jesteśmy wzorem, jesteśmy aprobatą, a jak zajdzie potrzeba jesteśmy też ramieniem, w który można się wypłakać.
Jeśli macie jakieś inne fajne pomysły, chętnie przeczytam o nich w komentarzach, gdzie zawsze jest miejsce na konstruktywną dyskusję.
Pozdrawiam,
Zuch
PS – Mecenat nad tą serią wpisów objął PKO Bank Polski. Jednak wszystkie opinie są moje i są subiektywne.
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023