Jakiś czas temu wymyśliłem sobie serial komediowy, sitcom. Wiecie, taki co to odcinek ma ok 25 minut. Wymyśliłem z grubsza fabułę, bohaterów, no i napisałem scenariusz do pierwszego odcinka. Szkoda żeby to popadło w zapomnienie gdzieś w czeluściach mojego dysku twardego, dlatego postanowiłem opublikować to na blogu. Nóż widelec, może zgłosi się do mnie HBO albo inny Netflix.
OPIS SERIALU „NA MOJEJ GŁOWIE”
Serial opowiada o…
normalnej rodzinie, która musi się zmierzyć z nowym wyzwaniem jakim jest zmiana pracy rodziców. Mama zostaje wicedyrektorką liceum, a tata zwalnia się z agencji reklamowej, żeby założyć własną firmę. Zmienia się podział obowiązków. Teraz to mama więcej czasu spędza poza domem, a tata próbuje ogarnąć dom. Skutecznie w tym przeszkadza dwójka dzieci oraz dużo młodszy brat taty, który przyjeżdża na studia i zostaje u nich na stałe.
Mieszkają w dużym mieście, w mieszkaniu w kamienicy, kilka pokoi, ponad 100m2 – spadku po dziadkach Moniki. Zamożni lekko ponad średnią.
BOHATEROWIE:
RODZINA – rodzice są bardzo w sobie zakochani, są swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Lubią spędzać ze sobą czas. Dużo rozmawiają, dużo się śmieją i trochę się droczą. Kochają swoje dzieci. Chcą stawiać przed nimi wyzwania.
MAREK – tata
Dewiza: nie ma się czym przejmować
Plan gry: spokojna analiza, zdecydowane działanie
Zakochany w swojej żonie i dzieciach. Uwielbia swoją rodzinę. Jest zaangażowanym ojcem. Wkłada dużo serca i energii w wychowywanie dzieci, choć jego metody bywają czasami mocno niekonwencjonalne. Odpowiedzialny, ale rozrywkowy. Cały czas potrafiący cieszyć się z małych rzeczy jak chłopiec. Jest kreatywny. Ma poczucie humoru, czasami cyniczny, czasami ironiczny, ale w tym wszystkim sympatyczny. Lubi gadżety i nowinki techniczne. Jest pozytywnie zawzięty – gdy postawi sobie cel, to musi go zrealizować. Lubi grać na konsoli. Lubi wieczorem napić się wina z Moniką i pogadać o minionym dniu.
Z zawodu grafik, zakłada swoją firmę, bo ma dość pracy w agencji reklamowej.
Lubi: święty spokój i ciszę
Nie lubi: pośpiechu, głupoty
MONIKA – mama
Dewiza: przezorny zawsze ubezpieczony
Plan gry: punkt po punkcie
Zakochana w swoim mężu i dzieciach. Uwielbia swoją rodzinę. Bardzo dobrze zorganizowana, pamięta o wszystkim, wszystko kontroluje. Jednak pod maską perfekcjonistki, kryje się zwariowana osoba, która jako nastolatka napsuła krwi rodzicom. Dziś oczywiście wypiera się tego i walczy ze swoją nadopiekuńczością.
Nowa praca – spełnienie jej marzeń – zmusza ją do przekazania pałeczki Markowi, z czym ciężko jej się pogodzić. Ufa mężowi, ale lubi być panią sytuacji.
Lubi: matkować, planować
Nie lubi: bałaganu, spóźniania się
PIOTREK – syn
Dewiza: czy wiecie, że…?
Plan gry: muszę się zastanowić
11 lat, bardzo inteligentny, wrażliwy. Typ mózgowca, ale nie kujona. Co chwilę ma nowe, męczące dla domowników hobby, takie jak np. gra na perkusji. Ma dużo, często głupich pomysłów, które ku rozpaczy Moniki znajdują aprobatę Marka i Andrzeja. Razem z tatą są zgraną ekipą, która dobrze się bawi w swoim towarzystwie balansując nierzadko na granicy zdrowego rozsądku i własnego bezpieczeństwa. Raczej pozbawiony instynktu samozachowawczego. Często coś upuszcza, przewraca.
Lubi: czytać, ciekawostki
Nie lubi: pracy fizycznej
ANIA – córka
Dewiza: moje na wierzchu
Plan gry: steruje z ukrycia
7 lat, zadziorna, ale kokietka, z jednej strony lubi się stroić, a z drugiej strony typ „Małej Mi”, która nie pozwala sobie w kaszę dmuchać. Bierze udział we wszystkich głupich pomysłach brata. Ku przerażeniu rodziców często go przebija w wymyślaniu nieodpowiedzialnych zabaw. Potrafi strzelić focha. Jednak w tym wszystkim jest małą, słodką dziewczynką i wiele jej zachowań jest typowo „dziewczyńskich”. Uważa, że jest bardzo dojrzała.
Lubi: różowe księżniczki i rządzić wszystkimi
Nie lubi: sprzeciwu
ANDRZEJ – wujek
Dewiza: byle się najeść
Plan gry: brak planu gry
Dużo młodszy brat Marka. Oczko w głowie rodziców. Strasznie rozpieszczony, przez co niezaradny. Przyzwyczajony do tego, że wszystko robi mama. Nie potrafi się ogarnąć, czym doprowadza Marka do szału. Świeżo upieczony student AWFu, wysportowany. Strasznie lekkomyślny, ale bardzo miły, o złotym sercu. Dzieci go uwielbiają. Absurdalnie żarłoczny. Świetny, domorosły kucharz.
Lubi: jeść, chodzić na siłownię
Nie lubi: uczyć się i sprzątać
„NA MOJEJ GŁOWIE”
ODCINEK 1
„Zmiany”
scenariusz: Maciej ZUCH Mazurek
PROLOG. WN. KUCHNIA. PORANEK.
(MONIKA, MAREK, PIOTREK, ANIA)
Rodzice krzątają się przy śniadaniu, zadowoleni, uśmiechnięci. Dzieci zaspane, smutne, ubrane na czarno, wchodzą do kuchni.
MAREK:
Hej, a co Wy? Taki piękny poranek, słoneczko świeci, ciepło, a Wy markotni tacy. Jak zombi normalnie.
MONIKA:
I co to za nowa moda? Czemu cali na czarno jesteście?
PIOTREK:
To żałoba po wakacjach, jutro do szkoły… Jestem w rozsypce…
MAREK:
Oklepane, stare, z brodą, milordzie, z brodą, o jak stąd do o aż tam… Bierz płatki i wyjazd mi stąd. Żałoba… A Ty księżniczko co? Też żałoba po wakacjach? A może od razu po całym dzieciństwie, bo przecież jutro zaczynasz pierwszą klasę, więc to już, to już koniec jest. Zaraz renta, emerytura… Po czym ta Twoja żałoba?
ANIA:
Co? Jaka żałoba? Czarny wyszczupla.
Ania bierze płatki i odchodzi. Rodzice zamurowani.
CZOŁÓWKA
SCENA 1. WN. SALON. DZIEŃ.
(MONIKA, MAREK, PIOTREK, ANIA)
Dzieci coś robią, rodzice wchodzą razem do pokoju.
MAREK:
Słuchajcie, dzieci, chodźcie tutaj. Musimy porozmawiać. Jest ważna sprawa. Naszą rodzinę czeka duża zmiana…
PIOTREK (przerażony):
Rozwodzicie się!
ANIA (upuszcza łyżeczkę):
MAREK:
NIE! Nie! Jaki rozwód? Co ty, na głowę upadłeś?
MONIKA:
Synku, weź ty do końca posłuchaj.
MAREK:
Więc czeka nas zmiana, bo mama dostała nową pracę i będzie miała trochę mniej czasu…
PIOTREK (przerażony):
Emigruje za granicę?
ANIA (upuszcza łyżeczkę):
O Boże…
MONIKA, MAREK:
Nie, żadna emigracja, nie wyjeżdża! Nikt nigdzie nie wyjeżdża, słuchaj i nie przerywaj, no.
MAREK:
Tak więc, mama będzie miała trochę mniej czasu, ale ja będę miał więcej, bo…
PIOTREK (przerażony):
Wywalili Cię z pracy! Mogłem to przewidzieć…
ANIA (upuszcza łyżeczkę):
O Boże…
MAREK:
Co? N…Nie wywalili mnie!
MONIKA:
Oj, już daj spokój! Marek kontynuuj! A Ty Piotruś, proszę słuchaj i nie przerywaj.
MAREK:
Więc nikt mnie nie wywalił. Tak? Sam odszedłem, bo zakładam własną działalność. Będę miał swoją firmę, sam będę swoim szefem. Będę mógł sam zarządzać czasem. Będę się uzupełniał z mamą i przez to więcej czasu będę spędzał z Wami. Na przykład będę Was woził do szkoły, będę gotować obiady…
PIOTREK (załamany):
Dlaczego?
ANIA:
O Boże…
MAREK:
No ej, ej, bez przesady, no. Najlepsi kucharze to faceci, nie? Też się nauczę. Nie będzie tak źle. No, to chyba by było.. A nie, nie, jeszcze jedno, ważne.
PIOTREK:
Mama jest w ciąży!
ANIA:
O Boże…
MAREK:
No ja z nim zwariuje! Przecież Ty na wszystko co próbuję powiedzieć reagujesz jak na tragedię i klęskę żywiołową, no. Co ty w rządowej opozycji jesteś czy znowu czytałeś Kirkegaarda? Mówiłem, że masz szlaban na filozofów egzystencjalnych.
MONIKA:
Dobra, już, powiedz co jeszcze, bo to dla mnie też chyba niespodzianka.
MAREK:
Chyba Ci mówiłem, zresztą nieważne. Chodzi oto, że mój młodszy brat – wujek Andrzej, przyjeżdża na studia i pewnie będzie u nas spędzał więcej czasu!
MONIKA:
O Boże…
SCENA 2, WN. SALON
(MAREK i MONIKA)
MONIKA:
Mareczku, zobacz, tu zrobiłam Ci taką listę na jutro. Kilka rzeczy, żebyś miał plan i wiedział co i jak.
MAREK:
Dobra, dobra, przecież sobie poradzę. Co ja, nie umiem się swoimi dziećmi zająć?
MONIKA:
Nie no, umiesz, ale ja bym jednak chciała, żeby wszyscy przeżyli.
MAREK:
Mówisz jakby się kiedykolwiek coś komuś stało…
MONIKA:
Nie stało się tylko dlatego, że przyszłam w odpowiednim momencie. Naprawdę mam Ci przypomnieć?
(scenka przerywnik, 2-3 sekundy, totalny bałagan w domu, Marek razem z dziećmi są posklejani szarą taśmą, nie mogą się uwolnić)
MAREK:
Oj, to raz było.
(scenka przerywnik, 2-3 sekundy, totalny bałagan w domu, pali się patelnia, Marek z dziećmi są zatrzaśnięci na balkonie, przebrani w jakieś absurdalne przebrania, Monika gasi ogień)
MAREK:
No dobra, dwa.
(scenka przerywnik, 2-3 sekundy, totalny bałagan w domu, Marek razem z dziećmi pochyleni nad jakimś elektrycznym ustrojstwem, prąd zaczyna telepać Marka, Monika wyciąga wtyczkę z prądu, czym ratuje Marka)
MAREK:
Daj ten cholerny plan!
SCENA 3 WN. POKÓJ DZIECI, DZIEŃ
(PIOTREK I ANIA)
PIOTREK:
Jak myślisz? Co z tego wszystkiego wyniknie?
ANIA:
Myślę, że będzie dobrze.
PIOTREK:
No przestań, tata będzie gotować obiady.
ANIA:
Właśnie, a wcześniej kiedy próbował gotować, to koniec końców zawsze dzwonił po pizzę.
PIOTREK:
W sumie może te zmiany nie będą takie złe.
SCENA 4, WN. KUCHNIA, DZIEŃ
(MONIKA i MAREK)
MONIKA:
Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że Twój brat przyjeżdża? Dlaczego w ogóle nie wiedziałam, że on tu będzie studiował?
MAREK:
No… to że się dostał na studia, to akurat było dla wszystkich zaskoczenie. Właściwie, to sam nie wiedziałem. Dopiero wczoraj rodzice zadzwonili.
MONIKA:
Nie żebym nie lubiła Andrzeja. Tylko po prostu…
MAREK:
Wiem, wiem, mama rozpuściła go jak dziadowski bicz. Mnie już praktycznie nie było w domu, Łukasz była nastolatkiem, więcej czasu spędzał z kolegami niż w domu, no i cała miłość i nadopiekuńczość skupiła się na nim.
MONIKA:
A Twoja mama, to potrafi być nadopiekuńcza.
MAREK:
Oj, tak, potrafi. Z każdym kolejnym dzieckiem to się pogarszało. Ja miałem z grubsza luz. Łukasz już gorzej, a Andrzej jest na granicy ubezwłasnowolnienia.
MONIKA:
To fakt, wiesz, jak go poznałam, to myślałam, że jest trochę upośledzony.
MAREK:
Ej.
MONIKA:
No co? W sumie o Tobie też tak myślałam.
MAREK:
To już zabolało.
MONIKA:
Żartuje przecież. (buzi w policzek) Przecież wiesz, że zakochałam się w Tobie od pierwszego wejrzenia.
MAREK:
Zważywszy na to co wcześniej mówiłaś, to zakochanie nie za dobrze o Tobie świadczy.
MONIKA:
A tak w ogóle, to kiedy on przyjeżdża?
MAREK:
Nie wiem, rodzice nie mówili. Jakoś chyba na dniach.
Dzwonek do drzwi, dobiegający z drugiego pokoju radosny krzyk dzieci: WUJEEEEEEK!!!
SCENA 5, WN. PRZEDPOKÓJ
(MAREK i MONIKA wyglądają z kuchni i patrzą jak ANDRZEJ wita się z dziećmi, tuli je i daje im prezenty: ogromne tabliczki czekolady, colę, cukierki i dwa wielkie plastikowe miecze)
ANDRZEJ:
Macie tu, trzymajcie, prezenty od babci i dziadka.
MONIKA:
(Szeptem do Marka)
Boże ile słodyczy. Przecież im zęby powypadają. Muszę to zarekwirować i gdzieś schować.
MAREK:
(Szeptem do Moniki)
Tak, tak, pewnie, zgadzam się… Tylko powiedz mi gdzie to schowasz. No wiesz, żebym miał na to oko… jakby chcieli wyjadać czy coś…
(głośno do Andrzeja)
Witam, witam braciszku, wchodź. Ty, a po co te wszystkie torby do nas przytaszczyłeś?
ANDRZEJ:
Jak to po co? Ja u Was zostaje!
ACTION BREAKE
SCENA 6. WN. SYPIALNIA RODZICÓW. NOC.
(MONIKA i MAREK)
ANIA:
Tato… Tato…TAAATOOOO
MAREK:
C…co się dzieje, kochanie?
ANIA:
Potwór.
MAREK:
Misiu, nie ma potworów. Znowu jakieś głupie bajki oglądaliście?
ANIA:
Nie! Wujek przez cały wieczór oglądał na jutubie ćwiczenia na siłowni…
MONIKA:
No i przyśnili Ci się umięśnieni ludzie. Oni wyglądają inaczej niż tatuś, ale to nie znaczy, że są potworami. A teraz wracaj do łóżka
ANIA:
Nie! Mamo! W kuchni jest potwór, niedźwiedź, albo coś takiego. Warczy.
MAREK:
Kanaliza pewnie… Daj już spokój. Kładź się z nami do łóżka, tu będziesz bezpieczna.
ANIA:
A jak tu też przyjdzie?
MONIKA:
To i tak najpierw zje tatę, bo potwory lubią boczek.
ANIA:
Ok.
SCENA 7. WN. KUCHNIA. PORANEK
(MONIKA i MAREK)
MAREK:
Kurcze, co tu się stało? Naprawdę był jakiś potwór. Wszystko wyżarte. Monika, Ty na pewno nie jesteś w ciąży.
MONIKA:
Zaraz dostaniesz kopa, to sam będziesz w ciąży z moim laczkiem.
MAREK:
No przecież dzieci tego nie wyżarły…
MAREK i MONIKA (jednocześnie)
Andrzej!
(wchodzi Andrzej, w piżamie, zaspany, lekko beka)
ANDRZEJ:
Siemanko! Co robicie na śniadanie?
(Monika wyciąga Marka z kuchni)
MONIKA:
Musimy się go pozbyć! Masz jakiś pomysł?
MAREK:
Mam trzy, ale jeden chyba nie jest zgodny z prawem.
MONIKA:
A pozostałe dwa?
MAREK:
Te na pewno nie są.
SCENA 8. WN. GABINET MARKA/KORYTARZ
(MAREK, PIOTREK, ANIA)
(dzieci przez otwarte drzwi od gabinetu Marka, jak ten na laptopie ogląda przepisy i coś do siebie mruczy typu: …dodać 5g soli… cholera ile to jest 5g?… sypnę na oko…)
ANIA:
To nie wróży nic dobrego.
PIOTREK:
Wiesz, on podchodzi do tego ambicjonalnie, bo teraz wszystko jest na jego głowie, więc raczej nas potruje niż zadzwoni po pizzę.
ANIA:
To może zapiszemy się na obiady w szkole?
PIOTREK:
Jest to jakaś myśl. Moglibyśmy jeść w szkole, a parszywego kotleta w domu można chować do kieszeni.
(Ania spogląda jeszcze raz do gabinetu)
ANIA:
Zapomnij, tata chce dziś zrobić zupę…
(Marek wychodzi z gabinetu)
MAREK:
O! Tu jesteście moje małe pasożyty. Słuchajcie, jako że w nocy niedźwiedź wyżarł wszystko z lodówki, to nie ma nic na śniadanie. Macie tu kilka złotych i kupcie sobie coś w szkole. Tylko nie czipsy, ani inne takie świństwa. Najlepiej ekologiczny, bezglutenowy, odtłuszczony czarny chleb z jarmużem.
(dzieci smutne odchodzą. Przychodzi Monika)
MONIKA:
Chyba trochę przegiąłeś z tym czarnym chlebem i jarmużem. Nawet ja bym sobie tego nie kupiła.
MAREK:
Oj tam, celowa hiperbolizacja. Dzięki temu jabłko i kanapka będą się wydawać sensownym kompromisem.
SCENA 9. WN. SAMOCHÓD
(MONIKA, PIOTREK, ANIA)
PIOTREK:
Ładnie wyglądasz mamo.
MONIKA:
Dziękuję synku, ale i tak nie powiem Ci gdzie schowałam słodycze.
PIOTREK:
Ale mamo! Od tego może zależeć nasze życie!
MONIKA:
Owszem, może, bo jeśli byście zjedli wszystko co przysłała babcia, a na ile Was znam to byście zjedli wszystko…
PIOTREK, ANIA:
To fakt. Fakt.
MONIKA:
…to Wasze mogłoby ulec gwałtownemu skróceniu.
PIOTREK:
Ale…
MONIKA:
Nie.
ANIA (cicho do Piotrka):
Czyli plan „B”.
(Monika przerzuca stacje radiowe. W końcu trafia na jakiś „złoty hit” z lat 60 czy 70)
MONIKA:
O! O! To jest fajne, mój kawałek!
ANIA:
Ludzie! To ile Ty masz lat?!?
SCENA 10. WN. SALON
(MAREK, ANDRZEJ)
(Andrzej ogląda telewizje i ćwiczy hantlami)
MAREK:
A kiedy Ty w ogóle zaczynasz zajęcia? Bo chyba nie dziś?
ANDRZEJ:
Nie no, weź nie strasz. Jakoś niedługo, za tydzień czy dwa. Ale chciałem być wcześniej żeby poznać miasto, zorganizować się.
MAREK:
Więc w ramach „organizowania się” drugi dzień oglądasz telewizje, a konkretnie dzięki Telezakupom poznajesz miasto?
ANDRZEJ:
Nie… Nie wiem gdzie jest pilot.
MAREK:
Słuchaj Andrzejku, a Ty jesteś pewien, że naprawdę dostałeś się na studia?
ANDRZEJ:
Tak, rodzice dostali list z uczelni.
MAREK:
Ok, ok, nie wnikam, Twoja sprawa, masz swoje lata, jesteś doros… Hej, a czy Ty nie powinieneś studiować już w zeszłym roku???
ANDRZEJ:
W sumie tak, ale zapomniałem.
SCENA 11. WN. KUCHNIA
(MAREK, ANDRZEJ)
(w kuchni bałagan, pełno półproduktów, talerzy, itp.
Marek w poplamionym fartuchu krząta się po kuchni, robi zupę, co chwilę zaglądając do laptopa)
MAREK:
(sam do siebie)
To nie jest takie trudne, o! Szczypta estragonu, czymkolwiek on jest. Szczypta czegoś takiego pomarańczowego…zamieszać… Czuję się jak Harry Potter.
(próbuje łyczek zupy i krzywi się z obrzydzenia)
Oszzzz kurrr… bleee….
(wchodzi Andrzej)
ANDRZEJ:
Gryfindor traci sto punktów…
MAREK:
Spadaj, zaraz kopala dostaniesz.
ANDRZEJ:
Taaa? Chcesz wyskoczyć do studenta AWFu? Ty? Humanista, plastyk? Taaa? Ale dzisiaj Ci odpuszczę, bo jestem w dobrym humorze.
MAREK:
Nie dziwię się, że humor dopisuje po tym jak zeżarłeś całą lodówkę. Idź już mi stąd, pogadaj sobie z hantlami, ja muszę coś zrobić…
Muszę schować honor do kieszeni i zadzwonić po pizzę.
ACTION BREAKE
SCENA 12. WN. SALON
(MAREK, ANDRZEJ)
MAREK:
Posłuchaj młody człowieku. Jako że dzięki nienaturalnej rozciągłości żołądka pozbawiłeś moją rodzinę śniadania i kolacji…
ANDRZEJ:
A Ty obiadu
MAREK:
To zupełnie co innego, u mnie to był wypadek przy pracy.
ANDRZEJ:
U mnie też.
MAREK:
Jak wypadek przy pracy?!? Potknąłeś się ziewając i przypadkowo pochłonąłeś zawartość lodówki czteroosobowej rodziny?!?
ANDRZEJ:
Noo…
MAREK:
Nie ważne. Ważne jest to, że teraz pójdziesz do sklepu i kupisz coś na kolację i śniadanie. A żebyś nie wrócił z odżywkami białkowymi czy żarciem dla zwierząt, bo nie wiem, na opakowaniu jest śmieszny kotek, więc wziąłeś, to tu masz – przygotowałem Ci listę zakupów. Umiesz czytać?
ANDRZEJ:
Tak, ale bez zrozumienia.
MAREK:
To dasz listę sprzedawczyni! Ludzie, myśmy z jednych rodziców…
Dobra, a teraz skup się, bo idzie najważniejsze:
zakupy zrobisz za swoje pieniądze.
(Andrzej jest przerażony i zszokowany)
SCENA 13. WN. GABINET
(MAREK)
(Marek siedzi przed komputerem, pracuje. Dzwoni telefon.)
MAREK:
Słucham?
Tak, tak.
Tak.
Tak, tak,
Tak,
Nieee,
niee
nieeeee.
Moje?
Niee.
Tak?
Tak.
Dobrze.
Do widzenia.
(kończy rozmowę, bierze głębokie wdech, patrzy na telefon, wybiera numer i dzwoni)
MAREK:
Cześć kotku, jedziesz po dzieci?
No, no. Bo wiesz, dzwonili ze szkoły.
No, ze szkoły dzieci… żeby je odebrał, któryś rodzic…
Nie, nie, nic się nie stało! To znaczy im nic się nie stało, ale w sumie…
(w tle słychać dzwonek do drzwi)
Wiesz co, ktoś się dobija do chaty. Weź dojedź spokojnie do szkoły i dyrektor Ci wyjaśni. Ja muszę kończyć, pa! Całusy!
SCENA 14. WN. KORYTARZ
(MAREK, ANDRZEJ, DZIELNICOWY/SĄSIAD)
(Marek otwiera drzwi od domu. Za nimi stoi sąsiad i Andrzej z zakupami.)
SĄSIAD:
Dobry. To pana dzieciak?
MAREK:
No co pan oszalał? Przecież moje dzieci są w podstawówce, a ten ma dwadzieścia lat! Student!
SĄSIAD:
A jakby podstawówka… Ale widzę, że pan go zna. Przyprowadziłem go bo się błąkał po ulicy i krzyczał „Maaarek”, „Monikaaa”. No to od razu wiedziałem, że od pana.
MAREK:
No tak, to mój młodszy brat.
SĄSIAD:
Czyli geny… No… i pan wie jakie geny w rodzinie i decyduje się pan na dzieci?
(Marek wciąga Andrzeja do środka i zatrzaskuje drzwi)
ANDRZEJ:
Ale czubek. Co on mi przez drogę opowiadał… Jak on by zrobił porządek ze wszystkim.
MAREK:
Wiem, wiem. Z jednej strony ok, bo pilnuje ulicy lepiej niż oddział tajniaków, a z drugiej trochę się boję, że kiedyś podpali cały dom, żeby udowodnić strażakom, że za wolno węże rozwijają.
Ale tak a propos czubków, to weź Ty mi wytłumacz jakim cudem zgubiłeś się w drodze ze sklepu? Przecież sam tu wczoraj trafiłeś!
ANDRZEJ:
Nie no, nie sam. Rodzice mnie podwieźli pod klatkę.
MAREK:
Rodzice tu wczoraj byli?!? Czemu nie weszli? Czemu nic nie powiedziałeś?
ANDRZEJ:
Bo tata mi zabronił… Szlag! Nici z nowej gry… Nie jestem dobry w tajemnicach…
MAREK:
W przygotowaniu do życia też raczej nie…
SCENA 15. WN. SAMOCHÓD
(MONIKA, PIOTREK, ANIA)
(Dzieci siedzą skruszone w samochodzie.)
PIOTREK:
Masz ten swój plan B…
(Monika wsiada wściekła)
MONIKA:
Ja, ja… Ja po prostu nie mam do Was siły. Proszę wytłumaczcie mi dlaczego moje dzieci zastraszyły pierwszaków i ukradły im kanapki?!?
PIOTREK:
Z głodu…
MONIKA:
Boże! Mam nadzieję, że tego nie powiedziałeś Waszemu dyrektorowi??? Przecież do nas wyślą opiekę społeczną, albo gorzej, jakąś telewizję!
Ania, słonko moje! Czy Ty nie mogłaś powstrzymać brata jak wyciągał dzieciakom kanapki z plecaka?
ANIA:
Nie bardzo…
MONIKA:
Dlaczego???
PIOTREK:
Bo ona te dzieciaki trzymałam, żeby się nie wyrywały…
MONIKA:
Ania? Ty? Ale dlaczego, przecież tata dał Wam pieniądze na drugie śniadanie.
ANIA:
Ale przegraliśmy je z wujkiem w pokera.
SCENA 16. WN. GABINET
(MAREK)
(Marek rozmawia przez telefon.)
MAREK:
Halo, cześć mamo…
Ja w sprawie Andrzeja dzwonię…
Mamo? Czemu płaczesz?
Halo?
Tata? Cześć, co tam u Was się dzieje? Czemu mama płacze?
Bo Andrzej wyjechał? No patrz, a ja dlatego, że przyjechał…
Jak to Cię to nie interesuje?
Co ja z nim zrobię? Ja na to nie mam siły.
W ciągu niecałej doby zeżarł mi wszystkie jedzenie, ograł w pokera dzieci z ich pieniędzy na drugie śniadania i zgubił się w drodze do sklepu, który jest po drugiej stronie ulicy…
Jak mam nie przesadzać?!?
Ja zakładam firmę, opiekuję się domem, wszystko na mojej głowie i jeszcze…
Co?
Ja…
To…
Halo? Halo?
(Marek patrzy w telefon. Do gabinetu wchodzi Monika)
MONIKA:
I co? Kiedy po niego przyjadą?
MAREK:
Nie przyjadą, ostatecznie odcięli pępowinę… Właściwie to tata. Po dwudziestu latach milczenia w końcu nie wytrzymał, coś w nim pękło. Wysłał za Andrzeja podanie na studia, spakował go i przywiózł do nas pod drzwi. Mama dostała histerii, że jej kruszynkę zabierają, ale tata powiedział, że to ostateczna decyzja. Właściwie, to chyba pierwszy raz zabrał głos w jakiejś sprawie.
Ech… Przecież to się nie dzieje naprawdę! To jakaś farsa, koszmar.
MONIKA:
No… i jeszcze ta Twoja zupa…
SCENA 17. WN. KUCHNIA/JADALNIA
(MAREK, MONIKA, ANDRZEJ, PIOTREK, ANIA)
(Wszyscy poza Andrzejem siedzą przy stole. Andrzej stoi przy kuchni.)
ANDRZEJ:
Wiem, że mój przyjazd był dla Was niespodzianką. W sumie to dla mnie też, bo dostałem się na studia, a nie mogę sobie przypomnieć, żebym zdawał… W każdym razie zrobiło się zamieszanie…
MAREK:
Ty masz na sobie bluzę Piotrka?
ANDRZEJ:
No. Próbował się odegrać za rano… Ale do rzeczy. Skoro mam tutaj mieszkać, to chciałbym mieć jakiś wkład, coś dla Was zrobić. Bo wiecie, ja mam takie hobby i… postanowiłem dla Was gotować.
(Ani wypada łyżeczka z ręki, Monika szepcze: O Boże…, Marek obejmuje ramieniem Piotrka)
ANDRZEJ:
Zrobiłem zupę, taki mój przepis. Ja wiem, że trochę pójście na łatwiznę, bo Marek dziś obniżył poprzeczkę i ciężko byłoby zrobić coś gorszego, naprawdę, przecież to smakowało jak asfalt czy coś…
PIOTREK:
Bardziej jak smoła i wnętrzności… już nic nie mówię…
ANDRZEJ:
No ale dość gadania, po prostu spróbujcie.
(wszyscy bardzo niechętnie próbują)
Wszyscy na raz mówią:
O Boże!
MONIKA:
Andrzej, Andrzejku, przecież to jest genialne, to, to… i to nie na kontraście. To po prostu jest przepyszne.
ANIA:
Pycha!
PIOTREK:
To o wiele lepsze niż robi mama… już nic nie mówię…
MONIKA:
Jak to fajnie, że u nas zostajesz!
KONIEC
SCENA 18. WN. SALON
(MAREK, MONIKA, ANDRZEJ, PIOTREK, ANIA)
(Wszyscy są zajęci jakimiś swoimi sprawami, gazeta, książka, kolorowanka. Piotrek ogląda coś na tablecie. Andrzej pije colę – ma przed sobą dwulitrową butelkę.)
PIOTREK:
Ha, tu piszą, że jak się do coli wrzuci miętówkę, to wybuchnie.
ANDRZEJ:
Naprawdę? (w tym samym momencie bez zastanowienia wrzuca mentosa do coli, która wybucha fontanną piany na cały pokój. Marek załamany zamyka oczy)
MONIKA:
Ale zupa była taka pyszna…
KONIEC
No, to by było na tyle.
pozdrawiam
Zuch
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023