Fajnie jest w południe wrzucić na na Instagram zdjęcie siebie w piżamce, pijącego w domu kawę z opisem, typu „wypada już wstać LOL” i koniecznie z hasztagiem „ciężkieżyciefreelancera” czy „pracanaetaciemusibyćstraszna”. Obijać się jest bardzo fajnie i bardzo łatwo. Praca w domu. to wyzwanie, a własna działalność, to nie obijanie się. Jeśli tego nadużyjemy, to wkrótce dla nas słowo „freelancer” będzie synonimem słowa „bezrobotny”.
Od pięciu lat mam własną działalność. Nie chcę tu udawać jakiegoś rekina biznesu, bo nim nie jestem. Ale tak bez fałszywej skromności mogę stwierdzić, że radzę sobie całkiem nieźle. Na pewno lepiej niż w czasach kiedy pracowałem na etacie. A to już dla mnie sporo. Aktualnie od roku w zasadzie tylko praca w domu. Znowu. Miałem już taki epizod na początku działalności mojej firmy, kiedy biuro było po prostu zbyt dużym wydatkiem. Coworking w Poznaniu to kilkaset złotych miesięcznie. Ale dzieci były wtedy małe i bardzo szybo biuro znalazło się w kategorii niezbędnych wydatków. Wiecie, dwójka małych dzieci (2 i 5 lat) w M2, to nie są najlepsze warunki do pracy. Kolejne trzy lata przepracowałem w coworkingach i było w porządku. Ale ja jednak jestem domatorem, introwertykiem. Najlepiej czuję się u siebie w domu gdzie mam święty spokój i z nikim nie muszę rozmawiać. Nie jestem też jakimś trollem piwnicznym, co to ludzi się boi. Spotykam się chętnie i dość często, ale wtedy kiedy ja chcę. Do pracy potrzebuję spokoju. W domu go mam.
W domu mam też konsolę, gitarę, książki, seriale i wygodne łóżko..
No i tu zaczyna się problem, bo chciałoby się pograć. Ja jestem graczem, to moje hobby. Chciałoby się też dłużej pospać, bo ja lubię posiedzieć do późna. Dzieci rano do szkoły wiezie żona, bo w tejże szkole pracuje. Hulaj dusza!
Jak to jest, że jednak od tej ósmej jestem w pracy? Co pomaga mi się zmobilizować?
Po pierwsze – DLACZEGO?
Najważniejsze jest dla mnie postawienie sobie pytania DLACZEGO i odpowiedzenia na nie. To nic odkrywczego, to podstawa produktywności. Muszę znać sens tego co robię. Pracuję, bo chcę zadbać o moją rodzinę, o osoby, które kocham bardziej niż siebie. Chcę wycisnąć z tych kilku godzin tyle ile się da, żebym mógł spędzić popołudnie z nimi a nie z komputerem. Dlatego. Nawet zrobiłem sobie tapetę na komputer z dużym napisem DLACZEGO? To pozwala się skupić na tym co jest naprawdę ważne. Musimy zdać sobie sprawę, że żyjemy w czasach zmasowanego ataku wszelkimi bodźcami, mamy szum informacyjny. Dzieje się tak wiele różnych rzeczy, a my musimy wyselekcjonować z tego chaosu tę najważniejszą. Przypomnienie sobie po co to wszystko robimy jest dobrym początkiem. To pytanie jest ważne dla naszej pracy w ogóle, oraz jej poszczególnych aspektów. Np. tytułowa praca w domu – komfort i wygoda
Po drugie – RYTUAŁ
Druga sprawa, to rytuał. Zauważyłem, że kiedy przychodzą np. ferie i tryb dnia zostaje naruszony, to wszystko zaczyna się rozsypywać, przedłużać, przekładać i ogólnie ciężej mi się ze wszystkim wyrobić. Dlatego dbam o to żeby zachować taką zdrową rutynę. Zdrową, bo nie chodzi o to, żeby popaść w marazm. Chodzi o to, że taka rutyna, czy pewne rytuały utrzymują nas w przewidywalnej gotowości. Pozwalają się skupić i nie rozpraszać. Wiemy co mamy zrobić i to robimy. Przynajmniej w teorii… A w praktyce? Staram się wstać do 7:30 mimo, że mógłbym spać dłużej. Nienawidzę wstawać wcześnie rano i akurat w moim przypadku (wiem bo próbowałem) zaczynanie dnia np. o 6 rano, to porażka. Wstaję więc, wymieniam kilka miłych zdań z rodzinką, jem śniadanie i piję kawę. Każdy dzień pracy rozpoczynam od czytania biblii i modlitwy. To pozwala mi oczyścić umysł, poukładać sobie rzeczy w głowie i z wdzięcznością podjąć wyzwania dnia. Następnie włączam sobie muzykę – najczęściej coś mocno ambientowego. Normalnie nie słucham takiej muzyki, bo mnie nudzi, ale do pracy jest świetna (polecam playlistę Spotify „Deep Focus”). Spoglądam na listę zadań, którą zwykle przygotowuję wieczorem i staram się zająć najważniejszą tego dnia rzeczą. Potem siadam do mejl i ewentualnie koryguję listę zdań. Koło 11 jem drugie śniadanie i piję drugą kawę (bo lubię). To ważne żeby jeść regularnie. Od kiedy pracuje w domu tę regularność zachować jest mi o wiele łatwiej. Około 14 zaczynam robić obiad. Bardzo nie chcę być osobą, która nic w domu nie robi. W zasadzie m.in. po to chciałem być na swoim, żeby móc domowi i domownikom poświęcić więcej czasu.
Zatem robię obiady. Moje kucharskie skill’e podniosły się znacząco. Na studiach nie bardzo wiedziałem jak się robi naleśniki. Wczoraj na obiad zaserwowałem makaron faraffele z polędwicą z dorsza w sosie śmietanowym z suszonymi pomidorami i świeżą pietruszką. Uwinąłem się w pół godziny. Przyznam szczerze, że sprawia mi to straszną frajdę. Mam taki polski gen, że lubię zadbać o rodzinę karmiąc ją. Takie rzeczy mnie napędzają, widzę, że to co robię ma sens. Po obiedzie jeszcze siadam do pracy. Wieczorem staram się zaplanować dzień następny. Wieczorem też bezwzględnie, zawsze, czytam dzieciom na dobranoc. Oni to uwielbiają i ja to uwielbiam. Mimo że Szymo już od dawna biegle czyta, to nadal co wieczór mamy swój czas. Aktualnie czytamy „Grę Endera” i sporo o tym dyskutujemy. Czasami pracuję w nocy – bo lubię. Między 22, a 1 w nocy jestem bardzo produktywny. Nie bardzo wiem na czym to polega, ale wtedy działam jak automat.
Po trzecie – GRANICE
Trzecia sprawa to jasne i wyraźne rozgraniczenie obszarów. Jest praca, jest odpoczynek. Jest biurko, jest łóżko. Mógłbym łazić w piżamie, mógłbym wziąć laptopa do łóżka i przemelinować tak do południa. Mógłbym, ale tego nie robię. Łóżko jest dla mnie strefą zen, po prostu #bed4zen. W drugim pokoju mam swój kącik z komputerem i tam pracuje. Tam ma swoje notatki, swoje papierzyska, kable, pendrivy, tablety i inne. Mimo, że cały czas jestem w mieszkaniu, to psychicznie idę do pracy. Zresztą zbadane jest, że pracowanie w tym samym pomieszczeniu gdzie się śpi jest fatalne dla produktywności. Zawsze starałem się oddzielić miejsce do spania od reszty mieszkania. Mam mieszkanie na poddaszu, a w nim antresolę – tam śpię. Niebawem to rozdzielenie będzie to jeszcze łatwiejsze, bo późną wiosną kończę budowę domu. A tu, wiadomo, więcej przestrzeni. Sypialnia będzie na piętrze, a moje biuro nie będzie już skrawkiem pokoju, ale osobnym pomieszczeniem. Myśląc o sypialni, chcę stworzyć przytulne miejsce z dużym łóżkiem. Tu w ogóle nie będzie miejsca na pracę. Za to gabinet na parterze będzie zrobiony tylko i wyłącznie pod pracę. Freelancer musi pamiętać, że nie może być cały czas w pracy, umysł musi odpocząć. Dlatego wyznaczenie granic jest takie ważne.
To tak z grubsza jak sobie radzę. Cenię sobie bardzo taki styl życia. Uwielbiam elastyczność jaką mi to daje. Nie wiem jak bym ogarnął budowę domu gdybym przy każdej wizycie w urzędzie czy na budowie musiał brać wolne w pracy. Mogę pojawiać się na wszystkich przedstawieniach szkolnych i zrobić sobie przerwę na lunch z żoną jeśli niespodziewanie wypadnie jej jakieś okienko. Cenię sobie to bardzo, więc tym bardziej mocno się staram żeby tego nie stracić.
pozdrawiam
ZUCH
PS – a nowe łóżko będę miał takie, o! #bed4zen
Fajne? Daj lajka i zostaw komentarz
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023