Przystanek Woodstock zagrał w tym roku po raz dziewiętnasty. To robi wrażenie, tym bardziej jak sobie policzę, że pierwszy Przystanek miał miejsce kiedy ja miałem dwanaście lat. Przez te lata Przystanek urósł do niekwestionowanej rangi imprezy kultowej. Nie tylko w Polsce ale i za granicą. Dla mnie osobiście od zawsze jest wydarzeniem, któremu mocno kibicuję, i któremu mocno sympatyzuję. Niestety nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem stałym bywalcem. Na studiach podczas wakacji pracowałem, a po studiach skupiłem się na rodzinie i dzieciach. Ale w końcu po ośmiu latach absencji wybrałem się na XIX Przystanek Woodstock!
Like a boss
Zwykle w okolicy lipca moje myśli smętnie wędrowały w kierunku Kostrzyna nad Odrą. Na szczęście na YT można pooglądać relacje i koncerty. Mam też DVD Luxtorpedy, więc co roku jakoś tam, mentalnie, byłem z Woodstockiem. Miałem takie marzenie, żeby móc zabrać swoje dzieciaki na Woodstock i przeżyć to razem. W tym roku moje marzenie się ziściło. Przyznać trzeba, że wielka w tym zasługa dziewczyn z WOŚP (głównie Ani Orzech), bo dostałem propozycję, żeby poprowadzić wykład na woodstockowym ASP. Zgodziłem się jeszcze zanim skończyłem czytać mejla. Dodatkowym atutem był fakt, że dostałem prasową przepustkę, dzięki której mogłem zajrzeć w każdy kąt, a nawet wleźć na główną scenę – like a boss!
Jedziemy
Córeczkę (3 lata) zostawiłem z dziadkami, a razem z żoną i Szymem (6 lat) pojechaliśmy do Kostrzyna. Szymek jest wielkim fanem Luxtorpedy, bardzo lubi (i zawsze wspiera) WOŚP, więc z klimatem Woodstocku był już zapoznany i baaaardzo chciał tam pojechać.
Powiem Wam, że to fantastyczne uczucie kiedy marzenia ojca zarażają dziecko i razem można coś przeżywać.
Klimacik zaczyna się robić już przy samym wjeździe do Kostrzyna gdy mija się setki kolorowych przystankowiczów idących na zakupy. Ok, parkujemy, idziemy po akredytację i… ŁAŁ! Każdy kto był choć raz na Woodstocku zna to uczucie kiedy ukazuje nam się scena i wzgórze pełne namiotów.
Organizacja, level – insane
Woodstock jest ogromny. Przez te lata rozrósł się do rozmiarów małego miasteczka. Miasteczka, które raptem nawiedza np. pół miliona ludzi. I weź to człowieku ogarnij… A jednak udaje się. Widziałem jak to wszystko działa od kuchni. Widziałem jak sprawnie wymieniane są instrumenty grających po sobie zespołów, jak działają służby medyczne, wolontariusze, pokojowy patrol. Widziałem jak wydawane są posiłki i jak obsługiwana jest cała infrastruktura social media. Btw – to było cudowne miejsce, kontener w którym była klima ustawiona na jakieś 18-20 stopni. Każdy kto tam przechodził, wpadał pod byle pretekstem. Mediafun tam siedział, że niby interesuje się tym co tam robią, wiecie, social media, itp. A Pan Rysownik i Edwin z PetPatrol, to nawet się nie krygowali i po prostu siedzieli i na bezczela zagarniali klimatyzację 🙂 W sumie to ja też…
Ale wracając do tematu: poziom skomplikowania organizacji takiego eventu jest nieludzki, a jednak wszystko tam świetnie działa. To co zauważyłem, to fakt, że duża część rzeczy działa przez inicjatywę i zaangażowanie wolontariuszy, a nie przez nakazy i polecenia. Tu każdy wiedział co ma robić, ale też wychodził poza własne obowiązki i był bardzo pomocny – tu serdeczne pozdrowienia dla Asi. Wiem, dużo lukru, ale tak to naprawdę wygląda.
Klimat
Klimat jest nieziemski, dosłownie. Setki tysięcy ludzi (nierzadko pijanych), którzy zgromadzili się w jednym miejscu żeby dobrze się bawić. To fenomen chyba na skalę światową. Bywałem na różnych imprezach masowych i nigdzie nie było takiej przyjaznej atmosfery. Kurcze, w tym jest jakaś magia 🙂 Gdzie indziej kiedy wpadnie na Ciebie pijany koleś, to awantura jest gotowa. Tutaj „koleś” przeprasza, podaje rękę, wita się i pozdrawia. Można wyrwać się z ram, w których żyjemy na co dzień i po prostu się bawić.
Miasteczko namiotowe, te „altany”, piwne drzewka, poprzebierani ludzie (pozdrawiam gościa w różowej pidżamie, czy też przebranych za beczki, no i gościa który pomalował się na błękitno w namiocie Monaru), błotne bajorko, bungee, itd. To wszystko, to Przystanek Woodstock, po prostu. Przy błotku Szymek zapuścił mega focha, bo koniecznie chciał tam się wykąpać. Odpuścił dopiero jak poszliśmy pobiegać między wozami straży pożarnej, które nawadniały plac przed sceną. Kupa zabawy.
Żeby nie było tak różowo, to powiem, że było trochę za gorąco. No, tego organizatorzy nie dograli, ale obiecują że w przyszłym roku będzie kilka stopni mniej 🙂
Aha, pełen podziwu jestem też dla księży, braci i sióstr zakonnych, którzy w tym upale chodzili na czarno. Mimo, że sam katolikiem nie jestem, to naprawdę, pełen szacun. Tacy duchowni, to ja rozumiem, bez uprzedzeń, bez kompromisów.
Szymo tęsknym wzrokiem omiata bajorko…
Wejść na dużą scenę Przystanku Woodstock – jedno z marzeń odhaczone 🙂
Rodzinna atmosfera 🙂
Takie tam, z Woodstockiem w tle.
Straż Pożarna popisuje się kto ma większą sikawkę.
Fantastyczne uczucie – ściana zimnej wody 🙂
Woodstock 2013
Człowiek Plakat
Bańki obok namiotu Monaru
Szymo ma talent po tacie. „Drzewo z domkiem”
Mogę sobie wpisać do CV, że wystąpiłem na Przystanku Woodstock
Duma ojca 🙂
Widok z dużej sceny. Strażacy podbijają serca rozgrzanego tłumu.
A tak wygląda zaplecze techniczne dużej sceny.
Cudowne, klimatyzowane, pomieszczenie obsługi social media.
Balkonik dla prasy. To z tego miejsca przekazywane było większość relacji do TV.
A za rok?
A za rok chętnie wybiorę się ponownie. Bardzo chętnie przygarnę też prasowe przepustki 🙂 Cóż mogę powiedzieć? Woodstock i WOŚP – grajcie do końca świata i jeden dzień dłużej!
Zuch approved 🙂
pozdrawiam
Zuch
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023