Nie umiemy czuć. Nie potrafimy rozmawiać o trudnych sprawach, o przeżyciach, które zżerają nas od wewnątrz. Smutek? Żal? Ból? Nie mówmy o tym. Zapomnijmy, wyprzyjmy. Zamiećmy pod dywan albo lepiej – zamknijmy w słoiku. Tworzymy wokół siebie szary świat pozbawiony tych ważnych, choć trudnych uczuć. Sami nie potrafimy sobie z tym radzić i nie potrafimy tego nauczyć dzieci. Ale, ale… zaraz, czy to jest wstęp do tekstu o animacji? Tak, bo „Sekrety morza” to animacja wyjątkowa.
Jestem świeżo po seansie. Cały czas nucę tytułową melodię. Słyszę, że Szymo, który siedzi w łazience też ją nuci. „Sekrety morza”, to animacja wyjątkowa pod wieloma względami. Opiszę Wam moje subiektywne wrażenia. Recenzja to nie będzie, bo nie jestem krytykiem filmowym, a zwykłym rodzicem. Takim jak Wy.
„Sekrety morza” są przepiękne. Rysunki są absolutnie genialne. Wizualnie jest to uczta dla oczu. Cały film, półtorej godziny, jesteśmy zaskakiwani kolejnymi kadrami i specyficznymi perspektywami. Oprawa, scenografia, za którą odpowiedzialny jest Adrien Merigeau, to dzieło sztuki. Coś niesamowitego. Kurcze, powtarzam się, ale rysunki są genialne. Inspirowane sztuką celtycką (reżyser Tomm Moore jest Irlandczykiem), rysowane, malowane, szkicowane. Z ujmującej miękkości wpadają w geometryczne i symetryczne figury. Ciężko to opisać. To po prostu trzeba zobaczyć.
Muzyka dopełnia klimatu. Spokojne, przejmujące melodie pozwalają nam zatopić się w tym baśniowym świecie.
W pewnym momencie filmu pada zdanie:
„O, foki. Od lat nie było tu fok, mój młody zuchu!”
A moja Hania na całe kino:
„Zuch?!? Przecież to mój tata!”
Nie będę Wam opowiadał fabuły. Powiem tylko, że opowieść jest bardzo alegoryczna. Inspirowana celtyckimi legendami opowiada o małej rodzinie, która traci mamę. Ben, synek, próbuje ogarnąć sytuację na dziecięcy, baśniowy właśnie sposób. Smutek, tęsknota, żal, a do tego niechęć i złość do młodszej siostry, z której urodzinami wiąże się strata ukochanej mamy. Z kolei Szirsza, siostra Bena zmaga się z samotnością i odepchnięciem. Do tego wszystkiego ojciec, który nie potrafi pogodzić się z sytuacją, od sześciu lat tonący w tęsknocie staje się nieobecny w chwilach, w których jest potrzebny swoim dzieciom.
Powyższy krótki opis nie jest opisem animacji, bajki, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Film jest głęboki i smutny, a jednocześnie bardzo ciepły.
Szczerze uważam, że powinniście zafundować sobie i dzieciakom te półtora godziny refleksji, zatrzymania się, zastanowienia i porozmawiania. Życie jest nieprzewidywalne i nigdy nie będziemy w stanie uchronić siebie i bliskich od trudnych przeżyć. Możemy stworzyć ułudę, bańkę, ale ona w końcu kiedyś pęknie i nie będzie to miłe. „Sekrety morza”, to świetna lekcja i, moim zdaniem, punkt obowiązkowy.
Film jest bez ograniczeń wiekowych, jednak myślę, że dla młodszych niż 6 lat może być za trudny. Ja byłem z Hanią (prawie 5) i z Szymem (prawie 8). Hania trochę się bała, trochę było jej smutno. Dobrze, to ma swoją wartość. Szymo z kolei jeszcze trawi. Widzę, że wywarło to na nich wrażenie. Widzę, że z Szymem jeszcze o tym pogadamy jak sobie to poukłada w głowie. Dzieciaki powiedziały mi, że film jest trochę smutny, ale fajny. Pies jest fajny i to, że brat i siostra zaczynają się o siebie troszczyć jest fajne. Hani było smutno, bo nie wiedziała czy Ben zdoła uratować Szirsze (Szymo mówi, że przecież wiadomo, że tak).
Podsumowując: warto, warto i jeszcze raz warto iść na „Sekrety morza” do kina. Cieszę się, że mogę „recenzować” ten tytuł, bo nie wiem czy znalazłbym czas w natłoku zajęć jaki mam obecnie. Cieszę się, bo wyszedłem z kina poruszony i wzbogacony. Zaspokoiłem swoje pragnienie oglądania ładnych rzeczy, a także mam świadomość, że była to ważna lekcja dla moich dzieci.
pozdrawiam
Zuch
PS – wpis jest wynikiem mojej współpracy z dystrybutorem filmu. Wszystkie zawarte tu opinie są moje i są subiektywne.
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023