Skazujemy się na wolność, ale dostajemy samotność
Czy wolność rzeczywiście jest tym, czego najbardziej pragniemy? Dzisiejszy świat, media społecznościowe krzyczą często: wolność ponad wszystko. Ale… twoja wolność. Masz być wolną, niezależną jednostką. Zapominają tylko dodać: samotną jednostką. No właśnie, wolność czy samotność?
Czytałem ostatnio esej J.P. Sartre’a, czyli jednego z głównych egzystencjalistów, w zasadzie czołowym twórcą egzystencjalizmu. Według Sartre’a nie ma żadnej wrodzonej natury ani uniwersalnej moralności, bo jeśli nie ma Boga (a sam był ateistą), każdy sam odpowiada za swoje czyny i wartości – człowiek jest „skazany na wolność”.
Właśnie w „Egzystencjalizm jest humanizmem” zwraca uwagę na to, że człowiek jest skazany na wolność. Nie ma Boga, nie ma zatem dobra i zła, nie ma zasad, determinizm nie istnieje.
Jesteśmy sami sobie. Egzystujemy. To jego pogląd, który jest bardzo przygnębiający. Zresztą, sam Sartre wydawał się przygnębiony tą myślą, bo wolność bez zakorzenienia, bez sensu, bez miłości = samotność. Skazany na wolność, to wcale nie radosny manifest, objawienie w ekstatycznym uniesieniu i odkrycie wiecznego szczęścia. Zupełnie nie. Ta wolność , choć można się na początku zachłysnąć, to koniec końców przygnębia. Wystarczy poczytać Sartre’a. Nie chcę tak żyć.
Porzucę tu Sartre’a i skupię się na tym gdzie mnie w rozmyślaniach popchnął ten człowiek skazany na wolność. Otóż rozważałem to w kontekście małżeństwa i rodziny, bo słyszy się na prawo i lewo jakie to zniewalające, jak bardzo wolność właśnie ogranicza, że już tylko wziąć i się do trumny kłaść, bo po ślubie to życia nie ma.
Bullshit, że tak powiem.
Jak zwykle mamy dwubiegunowy obraz rzeczywistości. Faktycznie jest tak, że wiele osób doświadczyło w związkach czy rodzinie przykrych rzeczy, czy wręcz przemocy. Ucieczka od tego wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Ale warto sobie zadać pytanie czy nie wylewamy dziecka z kąpielą, bo uciekając przed przemocą (co jest jak najbardziej słuszne) porzucamy też koncepcję związku, małżeństwa i rodziny.
A jednak to nie bezgraniczna wolność czyni nas szczęśliwymi, tylko to, że ktoś na nas czeka i się niecierpliwi, gdy długo nie wracamy z pracy. Szczęśliwymi czynią nas zmarszczki w okół oczu, które są znakiem wielu lat wspólnego śmiechu. To porozumiewanie się jednym spojrzeniem. Gęsia skórka od dotyku tych jedynych palców. Ogarniające nagle poczucie spokoju i bezpieczeństwa, tylko dlatego, że się przytulamy. Plany na przyszłość. Wstawanie wcześniej żeby kupić świeże pieczywo.
Ja wiem, mógłbym spakować mały plecak, kupić last minut do Tajlandii i nie patrząc na nic skuterem jechać przez dżunglę, pić drinki prosto z kokosa w przed chwilą poznaną osobą. No mógłbym, bo dlaczego nie?
Dlatego, że nie chcę (bo stać mnie jakby co). Nie chcę. Wolę poczytać synkowi do snu „Tajemniczą Wyspę”, zerwać miętę z ogrodu i zaparzyć z niej żonie herbatę, bo wiem, że lubi taką wieczorem. Chcę być związany moją żoną, moimi dziećmi. Chcę tak trwać, tak się starzeć.
Jednocześnie rozumiem, że fajnie jest się samemu powłóczyć. Samemu pordóżować od czasu do czasu. Pobyć samemu. Ja to rozumiem. Ba! Ja to bardzo lubię i popieram. Musimy czasami odpocząć. Tylko właśnie – czasami, ale chyba nie zawsze.
Badania (prowadzone przez kilkadziesiąt lat na bardzo dużej grupie ludzi) dotyczące szczęścia, tego co sprawia, że po wielu dekadach życia jesteśmy szczęśliwi wskazują jasno – rodzina.
Udane wieloletnie małżeństwo pełne bliskości i miłości, a także dzieci. Życie dla innych, a nie tylko dla siebie.
Koniec końców, to nie małżeństwo jest problemem, a bezgraniczna wolność nie jest rozwiązaniem. Skłaniam się do tezy, że problemem jest wchodzenie w małżeństwo z niewłaściwymi osobami i/lub niedbanie o to małżeństwo i/lub nie rozwijanie siebie, nie stawanie się lepszym człowiekiem. Bo zawsze trzeba zakładać, że jest choć cień szansy, że to jednak ja też mogę być problemem.
Wiem, że to niemodne, niedzisiejsze, niepostępowo. Pewnie znajdzie się sporo osób, które wykrzyczy, że wręcz opresyjne, średniowieczne i tak dalej. Niech sobie krzyczą. Ja siedzę z żoną na poobiedniej kawie w naszym ogrodzie, dzieci gdzieś tu się kręcą. Jedno kopie piłkę, drugie gra na gitarze, trzecie czyta. I jesteśmy szczęśliwi. Tak szczęśliwie ze sobą związani. Kochamy się nawzajem oddając część swojej wolności. Czasem bardzo dużą część, czasem mniejszą. Ale to nie ważne. Ważne, że po prostu jesteśmy szczęśliwi, bo wcale nie jesteśmy skazani na wolność. Możemy decydować, że jednak będziemy kochać innych bardziej od siebie.
Pozdrawiam
ZUCH
- Pijesz Wojanka do białego ranka? - 11/09/2025
- Jak być dobrym nauczycielem - 03/09/2025
- ZROBIŁEM SOBIE OPERACJĘ PRZEGRODY NOSOWEJ - 03/09/2025