Będąc dziećmi zadajemy tysiące pytań. Wylatują one jak pociski z karabinu maszynowego. Pytamy o wszystko: o świat, o ludzi, o abstrakcje, a także – o nas samych. Z czasem to niestety zanika. Przestajemy pytać, przestajemy być ciekawi. Co gorsze – przestajemy również zastanawiać się nad sobą samym. Jesteśmy, trwamy, płyniemy z prądem życia.
Proza życia. Hasło powtarzane jako wymówka tak często, że nawet się nad nim nie zastanawiamy. Proza życia jest jak tory kolejowe, a my jak ten pociąg jedziemy. Ale przecież jedziemy do przodu, więc chyba fajnie, co nie? No właśnie nie, bo w życiu po prostu nie da się inaczej jechać jak do przodu. Nie oznacza to jednak rozwoju, a – mówiąc brutalnie – konsekwentne zbliżanie się do ostatniej stacji.
Nie chcę uderzać w jakieś melancholijne tony, nie jest to moją intencją. Chcę tylko nakreślić pewien obraz. Obraz pułapki w jaką wpadamy. Mijają dni, miesiące, lata, a my cały czas jedziemy tym samym torem i nic się nie zmienia.
Do czego dążę
Chodzi mi o to żeby spróbować się co jakiś czas zatrzymać i zadać sobie odrobinę trudu na analizę własnej sytuacji. Zapytać się siebie gdzie jesteśmy? Co chcemy robić? Co zrobiliśmy? Co możemy zrobić? Jaki mamy plan dla siebie? Czy w ogóle go mamy? Bo wiecie, brak planu, to piękny plan na porażkę.
W zeszłym roku miałem przyjemność wygłosić prelekcje otwierającą Blog Conference Poznań. Zapytałem wtedy blisko trzystu osób na sali czym różni się przeciętny człowiek od papieru toaletowego? Specjalnie przekornie. Odpowiedzią było to, że papier toaletowy, nawet papier toaletowy, ma jakiś plan, ma strategię, ma brand. A my nie.
Idziemy do przodu
Czy starając się o pracę, czy o awans. Czy chcąc być na swoim, albo swoje już rozwinąć, potrzebujemy planu dla samego siebie. Zawsze to powtarzam: potrzebujemy chwili, godziny, dwóch, żeby usiąść z notesem, ołówkiem i pomyśleć. Pomyśleć i ułożyć plan. To nie musi być super szczegółowa rozpiska każdego naszego dnia i każdej naszej aktywności. Wystarczy nakreślić ogólne ramy, a często wystarczy po prostu rewizja aktualnej sytuacji żeby wnioski nasunęły się same.
Chciałbym polecić jako pomoc merytoryczną trzy książki, które mi się spodobały przez ostatnie lata. Oczywiście do każdej można się z czymś przyczepić, więc absolutnie nie traktujcie tego jak prawd objawionych. To są pomoce.
„Zakamarki Marki” Pawła Tkaczyka. Książka która traktuje o marce, o tym jak ją budować. Można te proste porady odnieść do siebie, żeby zdefiniować niektóre swoje ruchy i kierunek rozwoju. Proste zasady budowania marki w marketingu sprawdzają się i życiu zawodowym. Książka krótka, prosta i przyjemna. Warto. Tak myślę, że chyba od czasu tej lektury zacząłem myśleć o sobie i o tym co robię w jakimś planowym ujęciu. Dla niektórych może to być oczywiste, ale z doświadczenia wiem, że dla większości są to rzeczy odkrywcze.
„Jesteś Marką” Joanny Malinowskiej-Parzydło. Ta pozycja traktuje dokładnie o marce osobistej, bo każdy jest jakąś marką. Panią Joannę lubię i szanuję, jednak muszę to powiedzieć, że styl pisania jest dla mnie hmmm… zbyt miękki. Nie mniej jednak merytorycznie bez zarzutu. Generalnie w tej tematyce dość ciężko jest uniknąć takiego coachowskiego tonu – tonu, którego nie znoszę. Tutaj trochę tego jest, ale tak jak wspomniałem, to tylko pewne aspekty formy, która być może nie podoba się tylko mi. Pomijając to, dostajemy solidny kawał wiedzy i zachęty do rozmyślań nad sobą. Tu pojawiają się te pytania, o których wspominałem na początku wpisu. Co robimy? Po co robimy? Jak i dla kogo? Oczywiście są dokładniejsze i jeśli się nad nimi pochylimy możemy dość precyzyjnie określić plan dla siebie. A to jest bardzo, bardzo pomocne.
„Książka do przeżycia” Toma Chatfielda. Ta książka wpadła mi w ręce stosunkowo niedawno. Cały czas ją przeglądam. No właśnie – przeglądam. Ale zanim zacznę pisać co mi się podoba, napiszę tylko, krótko co mi się tej książce nie podoba (bo tego jest bardzo mało). Otóż bardzo nie podoba mi się tytuł. Nie jest to zabawa tłumacza, a inwencja autora. Tym samym wpisuje się w nurt różnych książek dla nastolatek. Zrzućmy na to zasłonę milczenia, bo książka jest naprawdę ciekawą pozycją. To co rzuca się od razu w oczy, to jej oprawa graficzna, która jest genialna. Każda rozkładówka jest inna, inaczej zaprojektowana. Zabawa typografią jest tu bardzo udana. Dlatego właśnie tę książkę się przegląda. Nie lecimy ciurkiem, tylko po trochu, po kilka stron. Żeby było jasne – nie jest to podręcznik, nie jest to akademickie mięcho. To prosty i przyjazny poradnik służący zatrzymaniu się na chwilę w tym naszym zabieganym życiu. Zatrzymaj się, zastanów się – o to tu chodzi.
Mamy takie trzy książki, bardzo różne książki. Nie namawiam nikogo do zakupu, tylko sugeruję co może być pomocne, jeśli chcielibyśmy skutecznie zastanowić się nad swoim życiem zawodowym. Często wbrew pozorom jest to nam bardziej potrzebne niż się wydaje. Potrzebujemy planu, potrzebujemy perspektywicznego spojrzenia.
Zachęcam do dyskusji, bo pewnie macie jakieś fajne doświadczenia w temacie.
pozdrawiam
Zuch
Cześć! Podobał Ci się tekst? Znalazłeś tu ciekawą radę, albo dobrą rozrywkę? Świetnie, staram się żeby mój blog był wartościowym miejscem. Jeśli chcesz, możesz mi się odwdzięczyć i „postawić mi kawę” 🙂
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023