A teraz wyobraź sobie, że wypowiadasz to zdanie publicznie. Albo nie, nie przesadzajmy. Powiedz to tylko do siebie, po cichu. Nie przechodzi Ci przez usta, bo przecież jak to? Szczęście moich dzieci jest najważniejsze. Tylko czy na pewno?
Chcesz dla dziecka jak najlepiej. Organizujesz mu czas. Spędzacie długie godziny na nauce, kujecie słówka, wzory i daty. Będzie miał najlepsze oceny. Będzie szczęśliwy. Tylko czy na pewno?
To wszystko przecież dla niego. Tu wcale nie chodzi o mnie, ani o moje ambicje. Nie, nie, wcale nie chcę się chwalić moim dzieckiem. To nie moja próżność, to wszystko dla niego. Będzie szczęśliwy. Tylko czy na pewno?
Co kieruje nami rodzicami?
Zastanówmy się, tak naprawdę przemyślmy temat. Co nami – rodzicami – kieruje? Jakie mamy motywacje? Czy w całym naszym rodzicielstwie na pewno chodzi o szczęście dzieci, czy może jednak o nasze? Sposób rozumienia czym jest rodzicielstwo zmienił się na przestrzeni ostatnich dekad. Rodzice zaczęli się angażować – i to jest super. Ale w tym zaangażowaniu często na wierzch wypływa miłość własna, a nie miłość do dziecka.
Współczesne rodzicielstwo, które ja lubię, i które chcę by było moim rodzicielstwem, to pełne miłości wspieranie dziecka w budowaniu jego własnej tożsamości. To wspieranie w odkrywaniu świata i w rozumieniu siebie samego. To wspieranie w szukaniu pasji. Uczenie o świecie, pokazywanie czym jest wolna wola i jej konsekwencje. Rodzicielstwo to wg. mnie również uczenie się rodzica kim jest jego dziecko. Jakie ma cechy, jakie ma wady, co go pociąga, a co nie, co sprawia, że jego serce zaczyna bić szybciej.
Rodzicielstwo, które chcę praktykować, to też ważna świadomość, że jesteśmy różnymi ludźmi. Krew z krwi, kość z kości, tak. Ale moje dzieci, to zupełnie nowe jednostki. Bywamy podobni, ale się różnimy i to bardzo. Moje pasje, są moje, oni maja swoje. Być może mamy lub będziemy mieli jakieś wspólne. A być może nie. Jesteśmy podobni. Tylko podobni i to też nie zawsze.
Rodzice chcą zaprogramować swoje dzieci.
Niestety dzisiaj, kiedy przecież wszystko nam się należy, a moje zawsze jest „mojsze” niż „twojsze”, rodzice próbują wcisnąć dziecko w ramy swoich wyobrażeń. Oczywiście dla jego szczęścia. Rodzice często mają jakiś określony wzór dziecka i jadą z tematem nie bacząc na nic. „Moje dziecko będzie się dobrze uczyło.”
Ba! Dobrze… Najlepiej! Będzie miało najlepsze stopnie i będzie wybitne. Będzie silne, będzie piękne, będzie rezolutne, będzie… Na amazonie są dziesiątki (w sumie to setki) tysięcy książek o rodzicielstwie. Ogromna ich liczba ma tytuły zaczynające się od „How to…”. Dziecko to nie robot, którego da się zaprogramować (oczywiście dla jego szczęścia).
Ważne jak nas widzą
Można by tak wymieniać. Wiecie, to jest naprawdę powszechne i mam wrażenie, że nie uświadomione. Bo to przecież w dobrej wierze. Wchodzi się w dziwną rywalizacje, o to które dziecko jest lepsze. Oczywiście nasze. Ale o jeśli nie? No to jest zawód, rozczarowanie. Do tego dochodzi zaraz zawiść, podejrzenia, chęć manipulacji.
Coś pięknego jak bycie rodzicem staje się ośrodkiem naszego upadku. Piłujemy to biedne dziecko, bo musi mieć dobre oceny. Tylko po co? Przecież oceny nikomu nie zapewnią szczęścia. A może chodzi o to, że inni widzą? Hę? Jakie to nasze dziecko mądre i w ogóle, oj oj. A skoro mądre, to na pewno po rodzicach mądre takie.
A ja?
Ja nie jestem święty, wiadomo. Popełniam błędy. Staram się spojrzeć na siebie krytycznie. Zastanowić się czy gdzieś się nie pogubiłem. Ja naprawdę chcę żeby moje dzieci były szczęśliwe, tylko że to one muszę sobie swoje szczęście znaleźć. Jejku, jak będą chciały mieć dobre oceny, to fajnie.
Ale jeśli jest przedmiot, który nie idzie, no to kurczę, przecież sam miałem takie przedmioty. No i co? I nic. Mimo (ledwo) trójki z matematyki na świadectwie maturalnym dziś mam kochającą rodzinę i własną firmę.
Zastanówmy się
Ok, po prostu zastanówcie się, tak szczerze, prywatnie, sami sobie, czy to co robimy jest na pewno dla dobra naszych dzieci. Wiecie, szczerze, nikt nie podsłuchuje. Czy coś jest na pewno dla dobra naszych dzieci? Czy to naprawdę sprawi, że dziecko będzie szczęśliwie, że w życiu mu się dzięki temu ułoży? Czy czasami nie realizujemy swojego pomysłu? Czy przypadkiem nie jest tak, że jedyną szczęśliwą osobą jesteśmy my sami?
Pozdrawiam
Zuch
Fajne? Daj lajka i zostaw komentarz
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023