Kiedy po narodzinach odbierasz dziecko ze szpitala dzieje się niesamowita rzecz. Dostajesz człowieka. Na własność.
Przy trzecim dziecku jestem trochę mniej zszokowany pojawieniem się nowego członka rodziny, więc i rozmyślam trochę więcej. Doświadczenie daje nieco spokoju, starsze dzieci też, bo skoro z nimi się udało to i teraz nie powinno być źle. Na razie jest wyśmienicie.
Ale do rzeczy. Naszła mnie taka myśl gdy jechaliśmy już ze szpitala do domu, że dostałem prawdziwego człowieka na własność. Ogarnijcie ten kosmos. Mówi się, że dziecko, dzidziuś, noworodek, itp. To trochę odziera z prawdy stan rzeczywisty, bo dziecko to przecież też człowiek. Tyle że w wersji kieszonkowej. Ale człowiek. Konkretny człowiek, który niebawem będzie mówił i wypowiadał swoje myśli. Człowiek, który będzie miał swoje życie, swoje poglądy. Będzie miał swoje poczucie humoru i ulubiony smak lodów. To człowiek, który kiedyś przyprowadzi do domu dziewczynę, ożeni się, i w końcu sam dostanie swojego człowieka na własność.
To nie laleczka, zabawka, pluszak. To człowiek, z którym będę prowadził długie dyskusje dlaczego ma być w domu przed dwudziestą, a brokuły są zdrowe. Człowiek ze swoimi wszystkimi zaletami i wadami. Człowiek w całej swojej okazałości. Dostałem go. Na własność.
Leży sobie na kanapie, mały człowieczek zawinięty w kocyk, taki pan tobołek. Otwiera oczka i patrzy na mnie. Jest z nami dopiero sześć dni. Sześć abstrakcyjnych dni ten cud leży i patrzy na mnie. Ja patrzę na niego. Tak sobie leżymy i patrzymy.
Odpowiedzialność, wyróżnienie, wywyższenie – jestem ojcem, jestem rodzicem. Moje dzieci, to konkretni ludzie z konkretnym życiem do przeżycia. Ja muszę im jakoś przekazać o co tu chodzi. Mam skąpą instrukcję obsługi, cały czas coś robię źle, nic nie wiem. Wychowuję ich raz lepiej raz gorzej, mając nadzieję, taką podszytą paniką nadzieję, że raczej lepiej. Czuję ciężar odpowiedzialności, wiem jakie ważne jest wszystko co robię i co mówię. Tu nie ma CTRL+Z, nie cofnę złego ruchu, to nie Photoshop. Lecimy na pełnej epie cały czas do przodu. Trzeba mieć tego świadomość i wypatrywać tego co przed nami, żeby móc reagować. Żeby się nie rozbić na jakimś kamieniu za rok czy za pięć lat. Cholera jakie to trudne.
W całym tym kosmosie wiem jedną rzecz: kocham moje dzieci. Kocham moją żonę. Kocham ich bardziej niż siebie. W rodzinie odnalazłem sens, wszystkie klocki wskoczyły na odpowiednie miejsca, stałem się bardziej kompletny. Zyskałem tożsamość, którą lubię i z której jestem dumny.
Jestem ojcem, mam swoich ludzi, a oni mają mnie. Zawsze.
pozrdawiam
ZUCH
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023