Czas stanąć oko w oko z rzeczywistością i powiedzieć w końcu o czym wszyscy myślą. Utarło się bowiem jakieś dziwne przeświadczenie, powielane przekazem ustnym przez wieki, a ostatnio przez blogi, że dzieci są fajne. Otóż, nie. Nie są.
Człowiek całe życie się stara, chodzi do szkoły, potem do pracy, troszczy się o innych, karmi, ubiera. Chciałby sobie w końcu usiąść, może odpocząć, dostać jakiś prezent. Ale nie. Są dzieci i to one dostają prezenty, wszystkie. Co więcej, za sporą część tych prezentów sam musisz zapłacić. Potem patrzysz jak je odpakowują i z wymuszonym uśmiechem, wcale nie podszytym zazdrością, mruczysz: „super, fajne klocki lego, fajne, ja takich nigdy nie miałem…”
Ogólnie schodzisz na drugi plan. Żeby być szczerym, to trzeba powiedzieć wprost, że na drugim planie nigdy nie byłeś. Aż tak wysoko nie zawędrowałeś w hierarchii. A wraz z pojawieniem się dzieci spadasz jeszcze niżej, choć to fizycznie prawie niemożliwe, żeby spaść z dna. Tobie jednak to się udaje. Przypomnij sobie te wszystkie sytuacje kiedy jedziesz odwiedzić swoich rodziców – SWOICH. Otwierają się drzwi, widzisz mamę i tatę, wyciągasz do nich ręce i słyszysz: „odsuń się! Wnuczusie moje przyjechały!!!”. No kurka wodna. Nagle okazuje się, że metalowa puszka, w której zawsze były guziki teraz jest pełna cukierków. No i wiecie, nie tam jakichś tanich miętówek, tylko konkretnych, czekoladowych, z nadzieniem. Dla wnusiów. Dla Ciebie nie bardzo, bo i tak ostatnio nieco przytyłeś.
Dostajesz tylko ochłapy i to w dodatku tak przemyślane, że jak już się przyzwyczaisz, to one się kończą. Pewnie wiesz o czym mówię. Jak dzieci zaczynają normalnie jeść, w sensie pizza, frytki, itp., to wchodzimy w piękny czas, w którym możemy po nich dojadać. Oczywiście jest to forma upokorzenia, bo to resztki, a Ty się cieszysz jak debil, bo możesz zjeść dodatkowe trzy kawałki zimnej już i podźganej widelcem pizzy (nierzadko podniesionej z podłogi). Ale walić to. Pizza jest pizza, a dodatkowe kawałki piechotą nie chodzą. No i tak sobie zaczynasz żyć w tej bajce szczęśliwego parobka i myślisz sobie, że te dzieci, to może wcale takie złe nie są. Jednak, któregoś dnia – a będzie to szybciej niż się spodziewasz – czar pryśnie. Dzieci zaczną dojadać swoje porcje. Dokładki sobie nie zamówisz, bo spojrzenie żony zabiłoby Cię w sposób, któremu Ramsay Bolton by przyklasnął (bo przecież trochę przytyłeś ostatnio, a poza tym szczęście Ci się nie należy, świnio). Kiedy już myślisz, że gorzej być nie może, słyszysz głos swojego dziecka: „tato, mogę dojeść twoją pizzę?” i wtedy coś w Tobie pęka, ale że już od lat cierpisz na syndrom sztokholmski mówisz: „pewnie synuś”.
Temat jest o wiele szerszy. Generalnie dzieciom wszystko uchodzi na sucho. Wszystko to, za co Ciebie spotkała by mentalna chłosta cienkim kijkiem. No bo wiadomo, że kozak w necie… ktośtam w świecie. Spróbowałbyś kiedyś głośno beknąć przy stole? No może byś spróbował jak żeś głupi, ale od razu Ci powiem, że nie oczekuj uśmiechów i tekstów typu: „o, widzę, że misiaczkowi smakowało!”. Nie oczekuj. Mówię poważnie.
Generalnie nic nie oczekuj, a w każdym razie nie oczekuj niczego dobrego. I nie daj sobie wmówić, że dzieci są fajne, bo nawet się nie obejrzysz, a zaczynasz chodzić głodny zazdroszcząc zabawek. To niszczy człowieka.
Aha, i nie próbuj przytulać się do obcych kobiet na ulicy. Nie do końca to kumam, ale dzieciom to uchodzi i nawet jest uważane za słodkie czy urocze. Wiem, że możesz mieć tu pewien dysonans, bo przecież też jesteś słodziak, żona mówi „misiu okrąglutki”, ale poważnie nie rób tego, bo nie będzie słodkich ochów i achów, tylko Cię wypierdzielą z autobusu.
pozdrawiam
Zuch
komentarze- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023