Małżeństwo to najnudniejszy sposób na przeżycie życia. Na początku – przed sakramentalnym tak – jest magia, jest ogień. Później trochę też. A jeszcze później już mniej. A potem wcale. Potem jest kanapka z masłem, dzień po dniu. A potem się umiera.
Czy aby na pewno?
O ile nie mamy wpływu na sytuacje losowe, to mamy zasadniczy wpływ na decyzje jakie podejmujemy. Ja zdecydowałem, że moje małżeństwo będzie świetne. Bo tak. Naprawdę – bo tak chcę i tak będzie. To jest moja decyzja. Nie mam zamiaru zmarnować sobie życia tkwieniem w jakimś emocjonalnym bagnie. Chcę radości, chcę tej magii i ognia.
Chcę po ciężkim dniu po prostu usiąść obok mojej żony, przytulić się, zmrużyć oczy ciesząc się zapachem jej włosów. Odpocząć.
Piękno tego co mamy jest efektem pracy
Każdą miłość można stłamsić. Każdy ogień można ugasić. Pracujemy wspólnie, żeby było pięknie. Chcemy się razem zestarzeć, chcemy znać się na wylot, chcemy stanowić jedno. Mamy jasno postawiony cel – przeżyć razem cudowne życie. Wiemy doskonale gdzie jest nasz skarb i tam też jest nasze serce.
Zatem prosty rachunek – małżeństwo pełne pasji jest skarbem, a małżeństwo zjedzone przez prozę życia jest więzieniem. Trzeba robić wszystko, żeby moje małżeństwo było skarbem. To bardzo proste, choć nie zawsze łatwe. Wystarczy się starać. I co bardzo ważne – te starania należy zacząć od siebie.
Żyjemy w świecie, który wmawia nam, że wszystko nam się należy
Ja, ja, ja. Należy mi się. Przez to oczekujemy, że inni muszą się starać, bo ja już robię wystarczająco dużo. To straszne kłamstwo współczesnego świata. To prosta droga do frustracji i nieszczęścia.
Ja osobiście wyznają zasadę dziękczynną. Wszystko co mam to łaska. Na nic nie zasłużyłem. Nie zasłużyłem sobie urodzić się tu i teraz. Nie zasłużyłem na talenty jakie mam. A już na pewno nie zasłużyłem na moją żonę. Pomijając wszystko – ona urodziła moje dzieci. Tego nigdy nie przebiję.
Kiedyś usłyszałem, że w domu pełnym miłości naczynia same się zmywają. Coś w tym jest, oczywiście z przymrużeniem oka. Chodzi o to, że jak się kogoś kocha bardziej niż siebie, to się nie myśli, na zasadzie „co ja z tego będę miał?”. Służy się z radością. Czy ja napisałem „służy”? Oj, jakie niepopularne dziś słowo. Oj, oj. Mam to gdzieś. Staram się służyć, a nie wymagać, a służba w małżeństwie wcale nie jest uwłaczająca. Wcale nie jest bierna.
Działamy
Zapraszam moją ukochaną na randki, a ona mnie. Czasami ja mam więcej przestrzeni żeby pomyśleć i wyjść z inicjatywą, a czasami ona. Czasami wychodzimy gdzieś we dwoje. Czasami spacerujemy nad rzeką, a czasami uciekamy przed burzą.
Dostosowujemy się do możliwości, więc ostatnio najczęściej randkujemy w domu. Przyrządzamy dla siebie na wzajem kolację, albo robimy coś wspólnie. Nie zależnie od sytuacji chodzi o to, żeby być dla siebie. Usiąść na przeciwko, spojrzeć sobie w oczy i widzieć te wszystkie chwile, które nas łączą. Opowiadać sobie o tym jak minął dzień, snuć plany na przyszłość, żartować, zwierzać się, radzić się, wspierać, być razem.
Nie czekamy na czas kiedy dzieci podrosną, bo jak się za długo czeka, to w końcu zapomina się na co w ogóle czekamy. Bierzemy dzień takim jakim jest. Ok, teraz Adaś jest malutki, nie możemy wyskoczyć na kolacje do miasta, ale to nie znaczy, że kolacja nie może wskoczyć do nas. Ok, może będzie przerwana, bo mały się obudzi, ale co z tego? Za raz znowu zaśnie. Nie można szukać wymówek.
Małżeństwa nie chodzą na randki i to jest straszny błąd. Twoje małżeństwo jest w Twoich rękach. Działaj.
pozdrawiam
Zuch
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023