Żyjemy w pośpiechu, w chaosie i w hałasie. Cały czas się śpieszymy mając milion spraw do załatwienia. Pewnie jesteś roztargniony, a powinieneś być radykalny.
Przypomina to widok z okna pędzącego pociągu (piszę to właśnie siedząc w pociągu, wracając do domu z ważnego spotkania z klientem). Obrazy prześlizgują się przed oczami i niby widzę wszystko, ale nie rozpoznaje szczegółów.
Katharsis
Starożytni Grecy, a konkretnie Arystoteles, uknuli taki termin jak katharsis. Wszyscy przerabialiśmy to na języku polskim, ale przypomnę, że katharsis, to oczyszczenie. Oczyszczenie duchowe. Oczyszczenie przez trudne wydarzenia, których doświadczamy poprzez obcowanie ze sztuką, literaturą, dramatem. Oczyszczenie cierpieniem, wstrząsem. Po takim oczyszczeniu nasze myśli i troski zaczynają się układać. Bierzemy oddech, świeże powietrze wypełnia płuca i zaczynamy patrzeć na świat z nowej perspektywy. Zaczynam nasz świat odkrywać na nowo.
Tygiel
Łatwo wpaść w taki tygiel: praca, praca, projekt, klient, praca, dom, kolacja, praca, sklep, praca… Tyle się dzieje, tyle na głowie. Pracujemy żeby utrzymać rodzinę przez co tracimy rodzinę z oczu. Mijamy żonę, dzieci i widzimy ich tak ogólnie, ale nie dostrzegamy szczegółów. Słyszymy ich, ale nie słuchamy. Wiemy, że mają swoje troski, ale nie wiemy jakie. Stop.
Droga
Jakiś czas temu przeczytałem książkę „Droga” Cormacka McCarthy’ego. To jest moje katharsis. Przeczytałem tę książkę ze trzy lata temu, ale cały czas wrażenie, które na mnie wywarła towarzyszy mi i przypomina o właściwej perspektywie. Czas leci, a to ciągle jest znakiem „Stop” w życiowym tyglu.
Chcę polecić „Drogę” wszystkim ojcom. Mamom pewnie też, ale zwłaszcza ojcom, bo to książka o ojcu, a poza tym, to chyba my mamy większy problem z wpadaniem w prozę życia.
Kilka słów o fabule. Tłem, ale tylko tłem, jest kataklizm. Jakiś światowy, globalny kataklizm. Nie jest on eksponowany, bo i nie o niego chodzi. „Droga” opowiada podróż ojaca i syna, małego, może siedmioletniego chłopca. Mamy już nie ma. Są tylko oni. Właściwie to nie ma już prawie wszystkiego. Ludność jest zdziesiątkowana, cywilizacja upadła. Brakuje jedzenia, brakuje ciepła, brakuje miłości. Ojciec z synem próbują przedostać się na południe, gdzie ponoć jest cieplej, gdzie być może jest więcej jedzenia, gdzie być może będzie żyć się nieco lepiej. Tu gdzie są na pewno nie przetrwają zimy, więc idą.
Toczą przed sobą wózek sklepowy z całym swoim „majątkiem”. Nocują gdzie popadnie szukając resztek jedzenia, jakichś konserw, zeszłorocznych jabłek. Idą. Cały czas ostrożnie, bo wraz ze społeczeństwem upadł też człowiek. Każdy napotkany na drodze wędrowiec jest zagrożeniem. Albo my, albo oni. Ojciec ma pistolet, a w nim dwa naboje. Na czarną godzinę. Na najczarniejszą godzinę. Jedną dla synka, drugą dla siebie. Idą, mając tylko siebie. W obliczu tragedii chłopiec zachowuje resztki dziecięcej beztroski. Ojciec nie ma już nic, poza miłością do synka.
Książka jest genialnie napisana. McCarthy posługuje się krótkimi, prostymi zdaniami, które uderzają w nas bezlitośnie. Książka nie jest długa – dzięki Bogu. Czytając ją płakałem. Autentycznie płakałem. Nie przypominam sobie żebym kiedyś płakał nad książką. Nad „Drogą” płakałem kilka razy. Może to dlatego, że sam jestem ojcem i mam syna? Może dlatego, że widziałem w tych postaciach nas? Nie wiem. Wiem, że wstrząsnęła mną bardzo mocno.
Czytając „Drogę” chciałem tylko żeby już się skończyła, bo nie mogłem jej porzucić. Musiałem skończyć, więc brnąłem. Musiałem skończyć. Nie mogłem zostawić tej historii rozgrzebanej.
Kiedy przeczytałem ostatnią stronę poczułem ulgę
Taką ulgę przez łzy. Katharsis. Przytuliłem mojego synka i długo nie puszczałem. Radowałem serce jego obecnością. Tym, że jest i że ja jestem. Radowałem się tym, że nie musimy nigdzie uciekać. Radowałem się tym, że nie grozi nam śmierć. Radowałem się tym, że możemy się razem bawić i śmiać się i że ta nasza radość jest szczera. Przede wszystkim radowałem się tym, że to jest nasza codzienność.
Książkę szczerze polecam. Potrzebujemy duchowego oczyszczenia, potrzebujemy rozbudzić swoją empatię, tak żeby umieć lepiej kochać, a w miłości nie wybierać i nie ustępować.
Nabrałem nieco innej perspektywy, nieco więcej zrozumienia i empatii. Dzięki tej książce przeżyłem coś czego nie życzę przeżyć żadnemu ojcu na świecie. Doświadczyłem znikomy ułamek bólu, który towarzyszy dziś wielu tysiącom ojców. To określa moją postawę. To określa mnie jako człowieka i mój stosunek do innych ludzi. To każe mi pomyśleć zanim się odezwę. To każe mi zastanowić się mocno zanim coś wstawię na facebooku. To każe mi pomyśleć o miłości zanim utonę w nienawiści. Takiego sienie pokazuję moim dzieciom. Mam tylko jedną twarz. Tylko jedno życie. Tylko jedno sumienie. Takim samym człowiekiem jestem w domu kiedy kładę do snu moją małą córeczkę. Głaszczę jej włoski i mówię, że ją kocham. Takim samym człowiekiem jestem kiedy chwilę później, gdy moje dzieci już spokojnie śpią, włączam komputer i loguję się na facebooku.
Chcesz być radykalny? Bądź radykalny w miłości.
pozdrawiam
Zuch
PS – książka „Droga” zdobyła w 2007 roku nagrodę Pulitzera, a Cormac McCarthy (który jest również autorem m.in. „To nie jest kraj dla starych ludzi.”) uważany jest za jednego z najważniejszych współczesnych pisarzy amerykańskich.
PPS – na podstawie „Drogi” powstał film o tym samym tytule. Filmu nie oglądałem. Od zaufanych osób słyszałem, że jest raczej przeciętny i nijak nie przystaje do genialnej książki.
PPPS – jako tło do wpisu polecam piosenkę, nie mającą nie wspólnego z książką, ale jakoś mi mocno pasującą – Portishead „Roads”
Fajne? Zostaw lajka i podziel się tekstem z innymi.
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023