Chyba większość komedii romantycznych kończy się w momencie kiedy głowni bohaterowie w końcu zostają parą/biorą ślub/etc. Wszystkie szalone przygody, romantyczne uniesienia mają miejsce przed tym ważnym momentem, w którym zaczyna się codzienność. Krótko mówiąc – wtedy kiedy zaczyna się normalne życie. Dlatego, że normalne życie jest nudne.
Oczywiście pozwoliłem sobie na ogromne uogólnienie. Chodzi mi o to, że przeciętny tydzień przeciętnego małżeństwa nie jest ciekawy. Nie ma w nim nic hollywoodzkiego. Nikt o tym scenariusza nie napisze. Proza codzienności zlewa kolejne dni w jedną całość. Dom, żona, dzieci – to wszystko staje się tłem egzystencji. Traci barwy, traci smak, traci zapach. Ot, takie styropianowe życie. Nuda.
Schemat kolejnych dni jest w pewien sposób nieunikniony. Ciężko jest funkcjonować w rodzinie jeśli nie wprowadzi się rutyny. Dzieci muszą mieć poczucie bezpieczeństwa, pewne ramy. Chaos źle wpływa na dzieciaki. Rodzice też zapewniają sobie komfort, gdy dzięki rutynie wiedzą, że uda im się ogarnąć dzień czy tydzień. Wiedzą, że gdy rano otworzą lodówkę, to będzie tam coś na śniadanie, bo co tydzień robią zakupy. Wiedzą, że nie przykleją się do podłogi, bo co tydzień sprzątają. Daje to poczucie stabilizacji.
Tylko że stabilizacja, to za mało, żeby szczęśliwie przeżyć życie.
Uważam, że małżeństwo jest wieczne. Moim marzeniem jest spędzić resztę dni z moją żoną. Stwierdzam otwarcie: nie wyobrażam sobie życia bez Niej. Mówiąc to mam na myśli „nie wyobrażam sobie” jako „nie planuję”.
Wróćmy na chwilę do pierwszej myśli mojego tekstu:
Codzienność jest nudna
Codzienność nie jest atrakcyjna. Niestety zauważyłem, że wielu facetów wyciąga z tego następujące wnioski: żona jest częścią codzienności, dzieci są częścią codzienności, rodzina jest częścią codzienności. Idąc dalej dochodzą do konkluzji, że fajne, atrakcyjne rzeczy wydarzają się poza codziennością i dzieją się bez udziału wyżej wymienionych osób.
Nie mam zamiaru nikogo oceniać, chciałbym jedynie zwrócić uwagę na pewien schemat, a przez to, być może, dać kilku osobom do myślenia.
Wyrok śmierci dla związku
Jeśli damy się ponieść fali takich założeń, to wykonamy wyrok śmierci na naszym związku i na naszej miłości. Obraz dziewczyny, w której byliśmy zakochani, przez którą nie mogliśmy spać, wyprze nam obraz baby, która jest częścią nudnej codzienności przypominającej nam o tym, że trzeba odkurzyć, czy wynieść śmieci.
Oczywiście zwykle wina leży gdzieś po obu stronach, ale nie zrzucajmy jej teraz na innych – skupmy się na nas, drodzy koledzy, na sobie samym. Dlatego, że naprawiania świata należy zaczynać od naprawienia siebie, a nie od obwiniania innych.
Mężczyzna, czy chłopiec?
Fajnie kiedy facet ma w sobie część tego małego chłopca, pełnego radości i skorego do psot. Gorzej jeśli poza tym chłopcem nie ma w sobie odpowiedzialnego mężczyzny, który gotów jest na wyrzeczenia i branie życia na klatę. To najszybsza metoda, aby z kochanej kobiety uczynić zrzędliwą jędzę. Bo kurde, ktoś musi być w domu odpowiedzialny. I jeśli nie będziesz to Ty, to będzie to ktoś inny. A jeśli ten ktoś ma na głowie cały dom, dzieci i nieodpowiedzialnego faceta, to nie ma się co dziwić, że prędzej czy później (zwykle prędzej) po protu się wkurzy.
Ogród
Przytoczę może banalną, ale adekwatną alegorię – małżeństwo jest jak ogród. Nie trzeba być działkowcem, żeby wiedzieć, że o ogród trzeba dbać. Trzeba podlewać, wycinać chwasty, itp. Tak samo jest z małżeństwem – trzeba o nie dbać. Jeśli przez własną nieudolność wtłoczymy żonę w ramy nudnej codzienności, to nie możemy oczekiwać fajerwerków.
Nareszcie bez żony!
Obserwuję całe rzesze facetów, którzy planują różne rzeczy z cyklu: „nareszcie bez żony”. Będzie świetny wyjazd, konferencja, szkolenie, cokolwiek. Tam będzie fajnie, będzie zabawa, będzie się działo. Kurcze, to będzie świetny czas. No, a potem, niestety, trzeba będzie wrócić do domu…
Zauważyłem takie zachowania już dawno temu. Bardzo mi się to nie podoba i nie chcę zatruć mojego związku takim myśleniem. Chcę żeby moje małżeństwo było (wybaczcie banał) jak kwitnący ogród. No i takie właśnie jest. Jestem szczęśliwy kiedy mogę spędzać czas z moją żoną. Nie dzielę życia na te fajne momenty i te nudne spędzone z nią.
Imprezy? Wyjazdy?
Jeśli tylko możemy to jedziemy razem. Jeśli tylko możemy, bo wiadomo, że nie zawsze jest taka możliwość. Ale nawet jak siedzimy w domu, to staramy się w miarę możliwości celebrować czas spędzany razem. Nudny codzienny wieczór, może stać się miłym i ciekawym wieczorem. Wystarczy chcieć. Wystarczy zrobić sobie kolację jak już dzieci pójdą spać, wypić kieliszek wina, porozmawiać, pośmiać się razem, odpocząć po pracowitym dniu.
O małżeństwo trzeba dbać
Nie można pozwolić mu utonąć w codzienności. Trzeba planować wspólne wyjazdy, wspólne wyjścia, wspólną rozrywkę. Wspólną – we dwójkę. Tylko ja i ona. Wspólnie trzeba wyrwać się z codzienności, żeby potem móc, też wspólnie, stawić jej czoło. Z własnego doświadczenia wiem, że jeśli żona jest najlepszą przyjaciółką, to razem jest się nie do zatrzymania. Kiedy gdzieś mam jechać, to nie planuję jak uciec żonie, tylko planuje jak pojechać razem. Na razie, po dziesięciu latach małżeństwa mogę stwierdzić, że ta metoda sprawdza się wyśmienicie.