Deklarując naszą miłość, jej wielkość, bardzo często łączymy to z deklaracją odpowiednio wielkiego poświęcenia. Gdy myślimy o naszych dzieciach czy małżonkach mówimy, że skoczyłbym za Tobą w ogień. Mówimy, że oddałbym za Ciebie życie. Mówimy, że gdyby była potrzeba, to bez wahania oddałbym dla Ciebie nerkę, czy płuco. Ba! Serce bym oddał! Deklaracje piękne, poświęcenie wielkie, a jednocześnie cholernie nic nie warte.
W życiu 99,99% z nas te szumne deklaracje pozostają w strefie głębokiej abstrakcji. Jak więc ma się to do naszej miłości? No, nijak, bo to trochę jak z obietnicami polityków – puste słowa.
Jakiś czas temu, tak właśnie określałem skalę mojej miłości do moich dzieci. Jednak pewnego dnia dotarło do mnie jakie to frazesy. Nie miłość, oczywiście, ale sposób jej werbalizowania. Dotarło to do mnie bardzo mocno i boleśnie kiedy zadałem sobie jedno proste pytanie:
Ok, Maćku, oddałbyś życie, oddałbyś nerkę, ale czy oddałbyś swoim dzieciom swój czas?
Myślę sobie dalej: chłopie przestań chrzanić o jakichś sercach, bo odlatujesz w kosmos. Stań na ziemi, popatrz na swoje dziecko i powiedz – kocham Cię tak bardzo, że oddaję Ci to co mam najcenniejsze, mój czas. Jak biblijna wdowa, która oddaje nie z tego co jej zbywa, ale ze swojego niedostatku. Praca, dom, obowiązki, zakupy, spotkania, blogi, projekty, poprawki, zusy, mógłbym jeszcze długo wymieniać… Zostaje tak mało czasu dla mnie samego.
To jest moment prawdziwego testu. To jest sprawdzian mojej miłości, mojej męskości. To jest moment kiedy okazuje się, czy jestem tatą, czy kolejnym frajerem? Jeden prosty wybór: ja, czy Ty? Mi się należy, czy Tobie się należy? Kocham siebie, czy kocham Ciebie?
pozdrawiam
Zuch
.
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023