Dzień w dzień, powtarzalne czynności. Zainteresowanie zabawą przez pół minuty. Brak możliwości sensownej (lub jakiejkolwiek) komunikacji. Cztery ściany. Oczy dookoła głowy. Nuda.
Z każdym z trójki moich dzieci spędzałem dużo czasu, gdy byli maluchami. Dzieliliśmy się z żoną opieką nad nimi. Początkowo łączyłem opiekę z etatem – całe popołudnia i wieczory dla bobasa. Później, aż po dziś dzień łączę opiekę nad bobasem z byciem freelancerem. Mam więc pewne doświadczenie w temacie i stwierdzam, że mało jest nudniejszych zajęć.
Aktualnie przez trzy dni w tygodniu, od rana do 14-15, opiekuję się sam moim rocznym synkiem, a popołudniami próbuję w panice pracować i jednocześnie spędzić czas ze starszymi dziećmi. Wieczory rezerwuję w 100% dla mojej żony. W nocy gram na Playstation. Nie śpię. Nadrabiam pracę w weekendy.
100% uwagi
Nuda, a jednocześnie przymus poświęcenia całkowitej uwagi niemal non-stop. Człowiek bawi się z bobasem kilka godzin, a okazuje się, że minęło dopiero piętnaście minut. Do tego dochodzi świadomość wszystkich innych rzeczy, które jeszcze dziś trzeba będzie zrobić.
Trzeba będzie odpisać na mejle klientów. Trzeba negocjować kontrakt, z którego będziemy mogli żyć przez kolejne pół roku. Trzeba wprowadzić poprawki do projektu, który jutro rano leci do drukarni. Trzeba zrobić zakupy. Trzeba zamówić wywóz szamba. Trzeba przygotować zajęcia dla studentów. Trzeba…
View this post on Instagram
Trzeba ustawić wieżę z klocków i poudawać krówkę, konika, pieska i kotka. Trzeba przewinąć. Trzeba domyślić się o co chodzi, mimo że nie mamy żadnych poszlak, a i młody obywatel nie zaznajomił się jeszcze z podstawami języka polskiego. Trzeba zrobić i dać zupkę. Trzeba całkowicie przebrać małego osobnika, który stwierdził, że fajnie będzie wylać sobie zupkę na głowę. Trzeba sprzątnąć podłogę zanim pies wszystko zeżre. Trzeba…
Paradoks przeplatania
Paradoks całej sytuacji polega na tym, że to wszystko przeplatane jest absolutnie fantastycznymi momentami. Po miesiącu udawania przeze mnie krówki z ust malucha wydobywa się pierwszy raz nieśmiałe mmmmmmmmmu, którym i ja i maluch jesteśmy równie mocno zaskoczeni. Są przytulaski i pierwsze świadome buziaczki. Są scenki rodzajowe, gdy uśmiecham się wzruszony, robię zdjęcia i wysyłam całej rodzinie. Jest tego sporo. Ale jest też codzienna nuda.
To naturalne, że jest nuda. Tak wygląda opieka nad bobasem i trzeba się z tym pogodzić, zaakceptować i okiełznać. Jest nudno – no i co z tego? Czy to znaczy, że mam się poddać? Rozpłakać? No bez jaj. Taka jest kolej rzeczy, że teraz to ja jako rodzic jestem sługą tego małego człowieczka i czuję się z tym wyśmienicie, że mogę dać mu poczucie bezpieczeństwa i bliskości. Ok, dla dorosłego jest nudno, ale dla bobasa jest wyśmienicie. I to się liczy.
View this post on Instagram
Fundamenty
Teraz właśnie w tej nudzie, w tych bezsensownych powtarzalnych zabawach, wykuwają się fundamenty naszych przyszłych relacji. Teraz mam ochotę wsadzić sobie widelec do ucha i pogrzebać w mózgu, ale za kilka lat będziemy razem podbijać świat. Za kilka lat będę – razem z moją żoną – najważniejszą osobą w życiu tego małego pulchniaczka. Za kilka następnych lat będę przyjacielem, przewodnikiem i powiernikiem. Na ten fundament pracuję właśnie teraz, gdy jest tak ciężko, gdy jestem zmęczony i gdy muszę pogodzić opiekę z pracą, co tak naprawdę oznacza nieustającą pracę.
Przerabiam to trzeci raz i jestem absolutnie przekonany, że jest to jedna z najlepszych rzeczy jaka mnie spotkała – możliwość ponudzenia się z bobasem.
Jeśli czeka was opieka nad dzieckiem, musicie lub możecie i rozważacie taką opcję, zastanawiacie się jak będzie i czy dacie radę, to chciałbym wam powiedzieć:
Tak, dacie radę
Będzie nudno i będzie cudownie. Będziecie zmęczeni i szczęśliwi. Choć często będą chwile gdy nie będziecie potrafili tego szczęścia dostrzec, to zapewniam, że to tylko chwila. W kontekście całego życia to jest tylko chwila. Ona minie i zapomnicie o nudzie, a pierwsze mmmmmmmmmu zapamiętacie na zawsze.
View this post on Instagram
Kilka rad ode mnie
Na koniec chciałbym podzielić się kilkoma moim sposobami na przetrwanie dnia z bobasem. Są ludzie (typu moja mama), którzy uwielbiają zajmować się maluchami. Jednak większość znanych mi osób nie znosi tego zbyt dobrze, choć część z nich nie chce się do tego przyznać. Ja zdecydowanie nie jestem jak moja mama. Dlatego staram się wprowadzić w moją opiekę konkretny plan, który pozwala mi zachować resztki zdrowia psychicznego. A więc:
- stałe godziny, stałe czynności – śniadanie, drugie śniadanie, spacer, itp. To pozwala mi funkcjonować „od do”. Cały długi dzień dzielę na kilka mniejszych segmentów i jakoś łatwiej mi się z tym zmierzyć. Poza tym dzieci dobrze reagują na rutynę. Czują się bezpiecznie w powtarzalnym trybie dnia. Wtedy wiedzą o co chodzi, co będzie następne, itp. Dzieci bardzo źle znoszą chaos i YOLO. Nawet jeśli ty nie jesteś zwolennikiem planowania (albo po prostu nie ogarniasz i tylko zasłaniasz się beztroską), to postaw się w skórze takiego roczniaka. On nic nie wie o świecie, nie rozumie czasu, itp. i właśnie rutyna buduje mu bezpieczne otoczenie.
- spacer – im dłużej jesteś na spacerze, tym krócej jesteś w domu. Adaś śpi w południe, więc dzień w dzień wychodzę z nim na długi spacer. Zaczynamy się zbierać około 11:15 czyli około 11:45 wychodzimy. 10-15 minut i młody śpi. A ja chodzę bo okolicy. Łączę przyjemne (wyjście z domu i brak przymusu udawania krówki) z pożytecznym – zdrowie (bo to jednak przechodzę około 4-5 km), zdrowie dziecka (bo nie kisimy się w domu), wyprowadzam psa, odpoczywam. Musi być naprawdę huraganowo, żebym został w domu. Nawet mrozy nie będą straszne. Brzdąc ciepło (ale nie za ciepło) ubrany, w śpiworku, hartuje się i jest super. Moje dzieci w zasadzie nie chorują. Ot czasami jakieś delikatne przeziębionko. Przy czym czasami to jest tak raz na rok, dwa lata.
- audiobooki – to jest cudowna rzecz. Audiobooków słucham na spacerze, ale też w domu. Dziecku to nie przeszkadza, że coś leci w tle, a mi jest łatwiej przetrwać drugą godzinę zjeżdżania resorakami po kartonowej pochylni. Audiobooki są fantastycznym rozwiązaniem, tym bardziej, że maluch nie rozumie co tam jest mówione i nie trzeba się uwsteczniać przy bajeczkach, ale można sobie posłuchać jakiegoś solidnego fantasy, czy kryminału, czy co tam lubicie. W zasadzie taki mam teraz okres w życiu, że gdyby nie audiobooki, to nic bym nie czytał, bo po prostu nie mam czasu.
- podcasty – podobnie jak audiobooki można słuchać niemal cały czas. Podcasty są na różne tematy i można układając po raz tysięczny wieżę z duplo słuchać czegoś edukacyjnego o biznesie czy produktywności (pisałem o tym TUTAJ), albo o popkulturze (np. TUTAJ).
- obiad – ja akurat bardzo lubię gotować, więc to dla mnie przyjemność. Ale to też po prostu bardzo konkretne „zabicie” czasu. Ustawiam Adasia w jego foteliku albo teraz jak już jest nieco starszy to sobie stoi na krześle przy blacie kuchennym i patrzy co robię. Parzy jak coś kroję, jak coś mieszam – oczywiście z bezpiecznej odległości. Patrzy sobie i wyczekuje kiedy będzie „jajo bam!”.
- równia pochyła – czyli wszelkiego rodzaju zjeżdżalnie, bo dzieci bardzo lubią jak coś się toczy. Czy to resoraki, czy kulki, ważne, że wprawiają coś w ruch. Weźcie kawał kartonu, posklejajcie go razem, przyklejcie do szafy i mamy dwumetrowy zjazd dla samochodów. Kupcie trochę plastikowych rur w markecie budowlanym. Przecież to takie cudowne jak z jednej strony wrzuca się kuleczkę, a wypada z drugiej. Tzn ja tego nie kumam za bardzo, ale Adaś się cieszy. Pododawajcie jakieś kolanka do tych rur i będzie git.
- przelewanie – przelewanie jest fascynujące. Ja robię tak, że biorę ze dwa ręczniki, układam jest na stoliku kawowym, daje Adasiowi kubeczek z wodą i kilka innych pustych naczyń. Do tego jakieś łyżeczki, lejek, rurkę. A także trochę np. grochu, bo to się fajnie miesza (tylko uwaga jak maluch wkłada jeszcze wszystko do buzi – groch nie jest wskazany). Mam też kubek z mieszadełkiem (z takim śmigiełkiem na dnie do mieszania mleka i kawy – dostałem od dzieci) no i to już w ogóle jest pełen czad.
- gitara – to akurat jeśli o mnie chodzi, ale z grubsza polega to na tym, że mam jakieś neutralne zajęcie – jestem cały czas przy młodym, ale mogę sobie chwilę pograć. Mózg trochę odpoczywa.
Generalnie takie czynności, mimo że każda potrwa powiedzmy 15-20 minut, to jeśli się zsumują, to relatywnie bezboleśnie przetrwamy od pobudki do spacerku, a potem to już z górki.
pozdrawiam
ZUCH
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023