Kiedy byłem młodszy (dużo młodszy) i szedłem do liceum plastycznego, to myślałem, że wielka kreatywność i wolność wynika z braku barier. A potem zacząłem się uczyć historii sztuki, poznawać życiorysy wielkich artystów. Okazuje się, że styl „na wariata” charakteryzował tylko garstkę, przy czym większość z tej garstki zmarła dość szybko i dość gwałtownie. Czyli co? Plan?
Te wczesne przemyślenia i późniejsze rozmowy z fajnymi doświadczonymi rodzicami stworzyły w mojej głowie jeden z filarów zdrowo funkcjonującej rodziny – plan to podstawa.
Long story short – każdy kolejny rok rodzinnego życia, a zwłaszcza mocno wykolejony rok 2020, pokazał mi, że było to jedno z najważniejszych założeń przy budowaniu mojej rodziny.
To teraz czas na wersję dłuższą.
Wiem, że wiele osób wzdryga się na myśl o planowanie dni i miesięcy, o planowaniu aktywności czy wzajemnych zobowiązań. Wiele osób z wielkim przekonaniem wykrzykuje „wolność, wolność”. Wiem też, że wiele z tych osób krzycząc tonie przywalona prozą życia, a każdy kolejny dzień sprawia, że wszystko coraz bardziej wymyka się spod kontroli.
Cierpmy na chroniczny brak czasu
Cierpmy na chroniczny brak czasu. Jesteśmy cięgle rozdarci. To wszystko powoduje bardzo dużo konfliktów, sprzeczek i kłótni. Frustracja narasta. Jest między małżonkami coraz większa niechęć, coraz częstsze wzajemne obwinianie. O co? O wszystko.
Już jest źle, bardzo źle, a na dokładkę w to wszystko wpadają dzieci. I zaczyna się jeszcze większa jazda. Gdzie są pieluchy, kto nie kupił płatków śniadaniowych, czy pies dostał jeść, jak to wychodzisz?! Kocioł jest nie do wytrzymania. Człowiek idzie do pracy odpocząć i wraca do domu jak na ścięcie.
Trzęsienie ziemi, a potem tylko gorzej
I gdy zaczęliśmy już od trzęsienia ziemi, to tak jak Hitchcock zwiększymy stopniowo napięcie. Zaczyna się rok 2020. Początkowo niepozornie, z pewną taką nieśmiałością, kokieterią pensjonariuszki, aż w końcu znienacka wali nas w pysk. Covid, pandemia, lockdown, szkoła zdalna, praca zdalna, masakra.
Ta sytuacja z brutalną dokładnością obnażyła wszystkie braki naszych rodzin. Wszystkie niedogadania, wszystkie niezaleczone rany, cały ten brak planu i chaos powyłaziły ze swoich zakamarków i zwaliły się na nas ze wzmożoną siłą.
Wtedy jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu jak cholernie ważny jest plan.
>> Przeczytaj mój tekst: Randka w domu – pomysły dla par
Plan daje wolność
Wolnością nie jest rób co chcesz, bo nie jesteś sam na bezludnej wyspie. Jesteś w związku, masz partnerkę, partnera, dzieci. Twoja wolność nie może ograniczać wolności innych. Ba! Najczęściej tak pojęta wolność nie tyle, że innych ogranicza, co ich po prostu rani i koniec końców niszczy. Twoje beztroskie podejście do życia niszczy małżeństwo, niszczy bezpieczeństwo i poczucie własnej wartości twoich dzieci.
Natomiast plan sprawia, że wszyscy wiedzą co się dzieje. Wszyscy wiedzą, w którą stronę idą i dlaczego. Plan sprawia, że możemy odpocząć, możemy zaufać, możemy poczuć się bezpiecznie.
Ok, a jak ja to robię?
Przede wszystkim nie planuję sam, ale z żoną i w miarę potrzeby z dziećmi. Nie jestem autokratą i tyranem. Moja rodzina jest dla mnie darem. Żona i dzieci są moją łaską, a nie kimś kto mi się należy tylko dlatego, że jestem facetem.
Tak więc mamy tu punkt pierwszy:
Planujemy wspólnie
To musi być gra zespołowa, bo rodzina to zespół, drużyna. Plan musi uwzględniać wszystkich i niekiedy być formą kompromisu. Nie jest to łatwe, ale musi być pewien balans.
>> Przeczytaj mój tekst: Chcesz lepiej pracować? Zrób kolacje dla żony
Planujemy długoterminowo i ogólnie
Część planów można nazwać fundamentem rodziny i małżeństwa. Jest to szereg często ogólnych i niespisanych zasad. Te plany (nazwijmy je) fundamentalne są efektem wielu rozmów z moją żoną. Staramy się rozmawiać ze sobą bardzo dużo, co też jest częścią planu. To że takie rozmowy są bardzo ważne i że bardzo ważna jest regularność ustaliliśmy sobie gdzieś na początku znajomości (a jeśli dobrze liczę, to będzie 20 lat temu). Dziś są one nawykiem, są DNA naszego małżeństwa.
Podczas takich naszych cowieczornych rozmów możemy omówić wiele tematów, bo zawsze jest coś do omówienia. Staramy się też zaplanować co jakiś czas godzinkę czy dwie na rozmowę celową. W sensie: np. w niedzielę wieczorem usiądźmy i porozmawiajmy o nadchodzącym tygodniu/planach na święta/wizycie rodziców/zakupach/itp itd.
Bardzo się staramy żeby nic nas nie zaskoczyło, albo – w wersji bardziej realistycznej: żeby zaskoczyło nas możliwie jak najmniej rzeczy. Coś zawsze wyskoczy, coś zawsze się zepsuje – w końcu mamy rok 2020.
>> Przeczytaj mój tekst: 20 tematów do rozmów dla par
Ustaliliśmy sobie – poprzez miłe, pełne ciepła i zrozumienia rozmowy – zasady takie jak podział obowiązków, godzinę pójścia spać dzieci (mamy trójkę od przedszkolaka do prawie nastolatka), możliwy czas spędzany przed ekranem, różne priorytety przy podejmowaniu decyzji (to akurat można opisać krótko – family first), „obowiązek” czytania dzieciom wieczorem (cudzysłów, bo to dla mnie nie jest obowiązek, a niezwykle przyjemny i ważny zwyczaj). Ustaliliśmy sobie też sprawy typowo małżeńskie, takie jak np. szczerość i niechowanie urazy, wspólne dbanie o odgórne planowanie czasu tylko dla nas, itp.
Te plany mogą i czasami ulegają pewnym modyfikacjom, to oczywiste. Ale są solidnym fundamentem i pozwalają oprzeć się sztormom życia. To taki nasz pierwszy falochron.
Planujemy celowo i doraźnie
Pojawiają się sytuacje wyjątkowe albo nieregularne. Weźmy taki wyjazd wakacyjny. Wielokrotnie widziałem jak coś w założeniu bardzo przyjemnego błyskawicznie przeradza się w piekło. Ludzie zbierają, oszczędzają na wakacje, w końcu jadą i żrą się cały czas. Zgroza.
My staramy się ustalić plan na dwóch płaszczyznach: emocjonalnym i zadaniowym.
Aha, żeby było jasne – chciałbym uniknąć posądzenia nas o jakiś pruski rygor. Nic z tych rzeczy. Te plany, te podziały ponazywałem teraz, na potrzeby tego wpisu, żebym mógł to jakoś uporządkować i sensownie ci przedstawić. Normalnie po prostu rozmawiamy i czasami to spisujemy. Ale do tego zaraz dojdę.
W każdym razie poziom emocjonalny rozumiemy i ogarniamy mniej więcej tak: ustalamy i wypowiadamy pewne fakty dotyczące naszego małżeństwa. Może zabrzmi to banalnie, ale czasami taki banał trzeba wypowiedzieć żeby lepiej to wybrzmiało. Mówimy sobie – kocham cię najbardziej na świecie, jeśli będę marudził, jeśli moje zachowanie będzie dla ciebie nieprzyjemne, to mi to powiedz, a ja obiecuję się szybko poprawić.
I wiecie co?
To działa. Serio.
W przedcovidowych czasach udało nam się pojechać niemal całą rodziną (w sumie 14 osób) na Kretę: ja z rodzinką, brat z żoną, siostra żony z mężem i dziećmi, a także moi rodzice i teście. Wszystko było po naszej stronie: samolot, wynajęcie samochodów, hotel na południu, wycieczki, atrakcje, posiłki. Można by rzecz mieszanka wybuchowa. Nic bardziej mylnego. Zaplanowaliśmy i uzgodniliśmy kilka rzeczy, takich ogólnych i indywidualnych, zrobiliśmy zarys wycieczek, itp. Aha – podczas pobytu świętowaliśmy 60 urodziny mojego taty i teścia, więc doszło jeszcze wynajęcie knajpki na plaży, zamówienie posiłków, tortu, itp. Wyszło idealnie. Najlepsze wakacje ever. W dużej mierze dlatego, że jeszcze w Polsce, przed wyjazdem ustaliliśmy co i jak i później mogliśmy się cieszyć wakacjami.
Na poziomie zadaniowym wymyślamy i planujemy przygotowania do podróży, podróż i pobyt. Nie planujemy oczywiście każdej minuty dnia, ale chodzi o to, że jeśli coś może być osią nieporozumienia, to ogarnijmy to w domu przed wyjazdem, a nie na wymarzonych wakacjach. Unikamy w ten sposób niepotrzebnych konfliktów, niespełnionych oczekiwań itp.
Planujemy krótkoterminowo: rodzinnie i indywidualnie
Nie bardzo wiedziałem jak tę przestrzeń planowania nazwać, więc od razu wybacz – niektóre podpunkty mogą nie bardzo pasować do słowa „krótkoterminowo”, bo w grę wchodzą tu też nawyki.
W każdym razie przy takim planowaniu pomagają wszelkiego rodzaju tabelki, wydruki i rysunki. Ja jestem gadżeciarzem, uwielbiam nowinki techniczne, ale planować muszę na kartce. No nie ma bata, próbowałem przeróżnych systemów i czasami się nimi wspieram. Ale muszę mieć np. wydrukowaną tabelkę. Jeśli chodzi o dzieci, to u nich sprawdza się to tym bardziej. Drukują sobie coś – wieszają w pokojach czy w innych odpowiednich i widocznych miejsca.
Proste planery dla rodziny
No dobra, a co my sobie drukujemy (kolejność przypadkowa)?
Kto kiedy pracuje
wiem, niezbyt lotna nazwa, ale z grubsza wiadomo o co chodzi. Zrobiłem taki timeline, żeby graficznie pokazać kto z domowników kiedy jest zajęty. Ja to sobie zrobiłem w Adobe Illustrator, no ale ja mam takie skille. Można to sobie ogarnąć też w Excelu – w jednej kolumnie wpisać godziny, a w kolejnych wymienić członków rodziny i zaznaczyć kolorkiem kiedy są zajęci. Wydrukować i porozklejać po chacie.
Możesz się zastanowić, po co to drukować, że to upierdliwe, drogie i nie potrzebne. Hmm… Więc tak: ja osobiście inaczej nie potrafię. Mimo całego mojego gadżeciarstwa, to jednak plany na papierze są dla mnie najlepsze (testowałem dziesiątki aplikacji). Lubię mieć coś fizycznie. Zauważyłem też, że dzieciaki o wiele lepiej działają na czymś prawdziwym, na tabelkach do wypełnienia. Takie zaaranżowanie pomaga im się skupić na istocie sprawy. Wspominam też w tekście, że uczę moje dzieci, że komputer jest narzędziem pracy, pomagający nam w wielu rzeczach. Zatem uczę je obsługi tego komputera. Choć podstawy arkusza kalkulacyjnego, Photoshopa, itp. No a sam druk wychodzi absurdalnie tanio, dosłownie 1 grosz za wydruk. Mam super oszczędną drukarkę Epsona z serii Eco Tank. Mam ją od prawie półtora roku – wydrukowaliśmy już 2733 kartki (stan na 4 grudnia 2020) z czego 1973 kolorowe. Zeszła na razie może połowa atramentów. Warto zaznaczyć, że w pudełku z drukarką są dodane dwa komplety atramentu, co pozwala mi oszacować, że będę musiał go dokupić za jakieś 3-4 lata. Sam atrament jest kilkukrotnie tańszy niż u konkurencji, więc naprawdę luz. Więcej na ten temat piszę tutaj: >> Przeczytaj mój tekst: Druk za 1 grosz – recenzja drukarki Epson Eco Tank
Check lista
np. karmienie psa – ale to wg uznania. U nas sprawdza się m.in. dla ogarnięcia kto, kiedy i czy w ogóle nakarmił psa. Problem może wydawać się abstrakcyjny, ale przy naszym lifestyle’u gdzie żona wychodzi do pracy, ja pracuje w domu, więc mogę wstać później, jedno dziecko na zdalnym nauczaniu, drugie i trzecie w szkole/przedszkolu i w sumie dość sporym domu i ogólnym porannym zamieszaniu, naprawdę bardzo łatwo przeoczyć czy fakt karmienia miał miejsce. Tym bardziej, że nasz beagle zawsze wygląda jakby nie jadł i właśnie czeka na żarcie. Jest więc check lista żeby odhaczyć, czy ci co wychodzą rano dali Pepperowi jeść czy nie.
Lista zadań indywidualnych
to bardzo ogólna nazwa, bo każdy sobie po swojemu może to zrobić. Ja osobiście uwielbiam i potrzebuję mieć listy zadań na kartce. Mam zdania spisane w aplikacji w chmurze, ale to tak żeby mieć zawsze przy sobie. Natomiast siadając do pracy, planując dzień, czy tydzień czy miesiąc, po prostu muszę to mieć na papierze. Dopiero wtedy to widzę. Moje dzieci robią nieco inaczej. Hania (10 lat) zrobiła sobie tabelkę gdzie wypisała swoje obowiązki (część sobie sama wymyśliła) i podziałkę na dni tygodnia. Dodała obrazki, wydrukowała sobie i przykleiła nad biurkiem. Młoda jest podobna do mnie i też musi mieć listy i planery wydrukowane czy spisane na kartce. Ręczne, mechaniczne odhaczenia zadań wykonanych daje mnóstwo satysfakcji i sprawia, że widzimy postęp. To bardzo ważne i dla dorosłych i dla dzieci. Fajnie też uczy nawyków. A propos…
>>> POBIERZ tę tabelkę dzienną w PDF
Nawyki
robimy sobie też listy nawyków. 2020 ze swoimi lockdownami, nauczaniem zdalnym i ogólnym chaosem, nieco wywalił w kosmos ułożony już w miarę styl życia. Wprowadzona już regularność poszła się walić. A jednak regularność jest w wielu aspektach bardzo ważna. Pomagają właśnie takie listy nawyków. Ja np. staram się regularnie i większych ilościach pić wodę, bo totalnie o tym zapominam (ale to ująłem sobie w dziennym planerze. Odhaczam sobie też ćwiczenia – regularnie robię np. pompki (ok 100 dziennie). Szymon (13 lat) stara się zachować regularność w ćwiczeniach gry na perkusji, itp, itd. Oczywiście mógłbym go pilnować i przypominać o ćwiczeniach, ale jaki to miałoby sens? Cale życie będę nad nim tak stał? Nawyki – dobre nawyki – to fantastyczna rzecz, a takie realne, ręczne odhaczanie jest bardzo pomocne.
Kalendarz
ja robię sobie swój własny tygodniowy kalendarz. Zaznaczyłem moje stałe zajęcia – głównie wykłady na uczelni. Tak żeby wiedział na pierwszy rzut oka kiedy nic nie planować. Na pierwszy rzut oka, bo takie tygodniówki powiesiłem sobie nad biurkiem. Ja po prostu muszę to widzieć. Za dużo rzeczy się dzieje i najzwyczajniej w świecie zapominam. I nie chodzi mi tu o ustawienia przypomnień, bo to mam w iCal na telefonie, ale chodzi mi o taki ogólny widok kiedy np. ktoś dzwoni i pyta się czy tego a tego mogę być na jakiejś konferencji itp, itd.
Planer/prezentownik
tu też nazwa dość ogólna i może mało precyzyjna. Opowiem to na przykładzie. Niebawem (no, za dwa dni) moja żona ma urodziny. Ja jestem już zwarty i gotowy. Ale ja mam swoje lata i tego i tamtego zdążyłem się już w życiu nauczyć. Dzieci dopiero się uczą. Mamy taką tradycję, że dzieci dla urodzinowego rodzica przygotowują jakieś super śniadanie (tak w granicach zdrowego rozsądku, przede wszystkim ma być zrobione samodzielnie przez dzieci). Zrobiłem więc dzieciom tabelkę, żeby sobie przemyślały, a następnie zastanowiły co chcą zrobić i jak to zrobią. Co? Padło na pancake’i z owocami i bitą śmietaną. Jak? No właśnie – musieli przejrzeć jakie produkty w domu są, a jakich nie ma. Dopisać do tabelki listę zakupów, a następnie wykonać. Taka bardzo prosta tabelka pomaga dzieciakom skupić się na zadaniu i ująć je w jednym miejscu, żeby im się to nie rozjechało.
Mood tracker
to taki zapis nastroju, czy też humoru. Niektórym to pomaga. Takim niektórym jest np. moja córeczka. Hania bardzo lubi serię książeczek „Hania Humorek”. Naprawdę może się identyfikować z główną bohaterką i jej humorkami… Tia… W każdym razie prosty mood tracker pomaga w pewnym zakresie zapanować nad niefajnymi emocjami. Kolorem zaznacza się kolejne dni – czy czuliśmy się dziś dobrze, czy wszystko nas denerwowało, wdawaliśmy się w bezsensowne awantury itp. Czerwony i czarny, to złość i gniew, zielony i niebieski, spokój i przyjemność. Zresztą kolory można sobie określić dowolnie. To pomaga dziecku (dorosłym oczywiście też) zatrzymać się na chwilę i przyjrzeć swoim emocjom. Przeanalizować je, zastanowić się co nas wyprowadziło z równowagi i co można z tym zrobić.
Takich tabelek i plenerów można sobie powymyślać wiele więcej. Inspiracją może być bullet journaling. Ja do tego dodaje element cyfryzacji. Dzieciaki dużo rysują, malują czy piszą ręcznie, ale zachęcam też ich i uczę obsługi komputera. Takiej praktycznej, żeby wiedzieli choćby jak zrobić prostą tabelkę w Numbers czy Excelu, a nawet obsłużyć podstawy Photoshopa czy Illustratora. Chodzi o to, żeby szukali rozwiązania.
Dobra, przeczytałem to co napisałem i chciałbym Ci powiedzieć, że możesz odnieść mylne wrażenie (podkreślam – mylne), że w moim domu, rodzinie i życiu wszystko idzie jak w zegarku, wszystko jest zaplanowane i generalnie cud miód i orzeszki. Prawda jest taka, że i nam wdziera się chaos, zwłaszcza w tym roku. Ale dzięki tym planom, czy próbom planowania ten chaos, nawet jeśli się wedrze, nie przytłacza nas i nie rujnuje nam życia. Te próby planowania wielu aspektów sprawiają, że po prostu żyje nam się lepiej, łatwiej i przyjemniej. Staramy się tak wykluczyć sytuacje konfliktowe i w dużej mierze to się udaje. Do tego i ciebie zachęcam, bo wynikiem tych wszystkich prób jest dom i rodzina, która w tych szalonych czasach jest ostoją normalność i spokoju, miejscem gdzie można odpocząć i naładować baterie żeby stawić czoła rzeczywistości.
Pozdrawiam
Zuch
- Lato zimą, czyli „zimowe” ferie na Gran Canarii - 20/02/2024
- Jak budować bliskość w związku? - 02/01/2024
- Rodzicielstwo w erze influencerów. Jak uczyć dzieci mediów społecznościowych? - 06/12/2023